Bitwę Warszawską, skutek mądrości dowódców i ofiarności żołnierzy, nazywamy bez sensu "cudem nad Wisłą". Podobnym "cudem" wydaje się w rocznicowych obchodach strajk sierpniowy i powstanie "Solidarności". Dlatego dusza mi podskoczyła ze szczęścia, kiedy w radiowym wywiadzie bohater tego strajku, Bohdan Borusewicz, na sugestię cudu zareagował prostym: jaki znowu cud, to było kilka lat ciężkiej pracy! Oczywiście: kilka lat żmudnego tworzenia organizacji, drukowania ulotek, wycierania aresztów, znoszenia ciągłych zatrzymań i rewizji. Dzięki tej pracy w decydującym momencie strajk miał przygotowanych przywódców, zdolnych się ze sobą porozumiewać. Do tych kilku lat poświęceń działaczy Wolnych Związków Zawodowych dodać trzeba doskonałą organizację, która połączyła liczne strajkujące zakłady pod jednym przywództwem, i wielką dozę rozsądku, z jaką wyważono postulaty - na granicy tego, na co peerelowska władza mogła się zgodzić, ale bez żądań (skądinąd słusznych i oczywistych), które zmusiłyby ją do natychmiastowego użycia siły. I na dodatek wykazali się Polacy w sierpniu niezwykłą jednością, skłonnością do wyrzeczenia się partykularnych interesów w imię jednego, wspólnego, narodowego dobra - co tu gadać, solidarnością właśnie, w imię której stosunkowo dobrze zarabiający i obsypani przez władzę obietnicami stoczniowcy gotowi byli strajkować dla pracowników innych zakładów. Powstanie gdańskie, jak chcą je niektórzy nazywać, to wyjątkowy moment naszej historii. Zamiast nieprzemyślaną odwagą, wykazali się wtedy Polacy solidnością, organizacją, jednością, cechami niemieszczącymi się w narodowym stereotypie. Zamiast powtarzać, że to cud, nauczmy się czerpać z historii naukę, że tacy być potrafimy, jeśli chcemy. Rafał A. Ziemkiewicz