Dawno temu Jarosław Kaczyński snuł wizje "pluralistycznej" Telewizji Publicznej. Jeden kanał miał znaleźć się w rękach rządu, drugi - opozycji. Po latach widać, że w ogóle nie było tu miejsca na media niezależne od świata polityki. O żadnym polskim BBC polityk nawet nie marzył. Po 2015 nawet te plany zostały zarzucone. Przejęto media publiczne, powyrzucano lub skłoniono do odejścia dziennikarzy, którzy nie zrozumieli, co oznacza "dobra zmiana". Jacek Kurski otrzymał prezesurę TVP. Dla niego to była szansa odkupienia politycznych win. W 2011 Jarosław Kaczyński z wielkim hukiem wyrzucił go z PiS wraz ze Zbigniewem Ziobrą oraz Tadeuszem Cymańskim. Ów egzotyczny tercet - pod hasłami "demokratyzacji PiS" - szykował się do wyeliminowania z gry prezesa. - Zostaliśmy skrzywdzeni i niesprawiedliwie potraktowani - lamentował wówczas Kurski. Długa i kręta droga zawiodła go znów do Jarosława Kaczyńskiego. Tym razem nie ryzykował. Po otrzymaniu stanowiska prezesa TVP pełną parą zabrał się za produkowanie nowego wizerunku partii władzy. Rozrywka polityczna O upolitycznieniu TVP i słynnych paskach napisano dość. Zbyt mało jednak zwraca się uwagę na ścisły związek tej polityczności z rozrywką. To nie jest tylko jednostronny przekaz prorządowy. To również programowe wyszydzanie przeciwników, oblewanie ich żółcią, topienie w półprawdach czy kłamstwach. Przekształcanie medialne zwykłych konkurentów w niezwykłych wrogów, najlepiej "śmiertelnych", to jest rodzaj rozrywki. Może perwersyjnej, może nieprzyzwoitej, ale przykuwającej uwagę części widzów i odpowiadającej na pewne psychologiczne zapotrzebowania. Skwitowanie wszystkiego słowem "propaganda" nie pozwala zrozumieć zjawiska. Kurski w zasadzie zmienił rolę medium publicznego: zamiast przekazywania wiadomości o świecie politycznym walczono z nudą. Podstawienie nogi, kuksaniec znienacka, śmianie się z tego, że ktoś się przewrócił... - ten sposób widzenia rywalizacji świata polskiej polityki - uczyniono wyłącznym i zrewitalizowano na miarę XXI wieku. Dokładnie tak, jakby tylko o to w sferze publicznej chodziło. Ponad 3 miliony złotych Prezes Kurski poległ w świecie, który pomógł wykreować. Zgodnie z jego slapstickowymi regułami, ledwie opuścił zdalne spotkanie, zszedł do samochodu, a koleżanki i koledzy z Rady Mediów Narodowych pozbawili go stanowiska. Konkurenci z własnego obozu - Andrzej Duda, Mateusz Morawiecki, Krzysztof Czabański - długo szykowali się do rewanżu na polityku, który urósł za bardzo. Pokrewieństwa ideowe na prawicy, opowiadanie się z linią PiS, uznali za pic, a w każdym razie drobiazg, w porównaniu z okazją do odwołania aroganckiego prezesa TVP. Wszystko jedno, kim zostanie teraz Kurski. To on ukształtował wizerunek partii władzy w oczach obywateli. Na pewno daleko bardziej niż Morawiecki czy Duda zdefiniował, co oznacza "dobra zmiana" w praktyce. Urósł tak bardzo, że spekulowano o powołaniu prezesa TVP na stanowisko premiera. Koledzy wbili nóż w plecy Kurskiemu nie przypadkiem. Od 2015 roku zapowiadano budowanie silnego państwa, podnoszenie moralnych standardów, itd. W przypadku uzasadnionych zastrzeżeń przekonuje się obywateli, że wzniosły cel uświęca środki. To pomyłka stara jak świat. Dobór środków może po drodze wypaczyć cel. I o tym przekonuje nas kariera Jacka Kurskiego. Podnoszącego na duchu morału tu jednak nie będzie. Albowiem wiemy również, że ten polityk na pociechę może sobie przypomnieć, o ile udało mu się wzbogacić na publicznym stanowisku. Wedle ostatnich wyliczeń medialnych, Kurski miał zarobić, dzięki nam, podatnikom, ponad 3 miliony złotych. Odprawa na otarcie łez może przekroczyć 100 000 złotych.