Wynik może się jeszcze zmienić, ale jedno nie: Polskę trudno będzie skleić
Pierwsze wyniki exit poll sugerowały remis ze wskazaniem na Rafała Trzaskowskiego. Później to się zmieniło na korzyść Karola Nawrockiego. Ale w wyborach prezydenckich nie ma remisów. Jeden bierze wszystko, a drugi wszystko przegrywa. Nie zmienia to faktu, że przed obydwoma kandydatami stoi kilka ważnych zadań. A przed elektoratem - szybka weryfikacja obietnic.

Rafał Trzaskowski, fetując niepewne jeszcze zwycięstwo (mina Romana Giertycha mówiła wiele o tej niepewności), złożył uroczystą obietnicę wyciągnięcia ręki do tych, którzy głosowali na jego przeciwnika. Jeśli zostanie prezydentem, a także jeśli jednak nie, będziemy mieli szybki sprawdzian realności takich deklaracji.
Lewitujące czy lewicujące?
To pierwsza poważna obietnica. Wątpliwe, by została dotrzymana. By było to realne, potrzebne byłyby konkretne prezydenckie interwencje, a nawet weta, do których raczej nie dojdzie.
Pierwszą sprawą jest budząca ogromne kontrowersje i obawy opozycji ustawa o mowie nienawiści, która przy odrobinie złej woli może służyć tłumieniu wolności słowa na miarę PRL. Swoją drogą, jako przedstawiciele obozu deklarującego niedawno liberalne wartości, rządzący powinni zdecydowanie wybrać wolność, nawet w przypadku tych, którzy ostro ich atakują.
Druga kwestia to powstrzymanie lewicowych zmian w szkolnictwie oraz zaprzestanie ataków na organizacje katolickie.
Kolejne dotyczą nie tylko spraw światopoglądowych, ale też ogólnego kierunku polityki państwa. Rafał Trzaskowski musiałby przeciwstawiać się ekipie rządowej choćby w sprawach klimatycznych czy migracyjnych. A przecież wszystko to jest mu ideowo bliskie, niezależnie od tego, że w kampanii wyborczej zamieniał poglądy lewicujące na lewitujące.
Niestety, Trzaskowskiemu będzie bardzo trudno rzeczywiście wyciągnąć rękę do konserwatywnego wyborcy. Straciłby wówczas część własnego elektoratu, a także polityczne, organizacyjne i celebryckie zaplecze.
Karol Nawrocki miałby tu nieco lepszą pozycję. Mógłby porozumieć się z częścią elektoratu lewicy na gruncie spraw społecznych czy modernizacyjnych. Ale w sprawach budzących gigantyczne emocje, takich jak aborcja czy stosunek do Kościoła, także nie byłoby szans na porozumienie.
Za starzy na bańki
Sytuacja obu kandydatów, wciąż mających nadzieję na prezydenturę, jest jednak podobna także w innym kontekście. Od ich działań zależą losy ich formacji.
Kandydatura Nawrockiego wywołała kłótnie i pojednania wśród liderów PiS i Konfederacji. Ale pod tym medialnym melodramatem kryje się zaskakująca jedność elektoratu tych ugrupowań, który powiedział "nie" nie tylko Trzaskowskiemu, ale przede wszystkim rządowi Donalda Tuska. To ogromny ruch społeczny. Pobudzony w kampanii entuzjazm, dla wielu młodych ludzi pierwszy kontakt z polityką, wynikający z niechęci do obecnej władzy. Dokładnie tak obecny układ zbudował swoje zaplecze wśród części młodych jesienią 2020 roku.
Teraz druga strona może ten mechanizm powtórzyć. Zwłaszcza że coraz więcej sondaży wskazuje na możliwe zwycięstwo koalicji PiS-Konfederacja w wyborach 2027 roku.
Pytanie tylko, czy obie formacje dowiozą swoją popularność do tego czasu?
"Zemsta Tuska" dokucza PiS-owi, ale nie osłabia go znacząco. Raczej integruje. Pytanie, czy partia przetrwa wewnętrzne napięcia i zmierzy się z problemem starzejącego się elektoratu? Nawrocki, zaakceptowany przez część młodszego i niepisowskiego wyborcy, mógłby być idealnym kandydatem do zaopiekowania się tym segmentem. Ale czy partyjne koterie i ambitni liderzy zrobią mu miejsce?
Wiele zależy też od rządu, którego losy mogą znaleźć się w rękach Rafała Trzaskowskiego (o ile wygra). Także od jego i Donalda Tuska partii. Argument "nie możemy nic zmienić, bo prezydent nam nie pozwala" w przypadku zwycięstwa Trzaskowskiego straci moc. Rzeczywistość można zaklinać słowami i odpowiednio dobranymi danymi - jak w "koszyku inflacyjnym" - ale tylko przez chwilę. Nie da się ludziom wmówić, że nie są źli na władzę, zamykając ich w informacyjnej bańce. Tak można robić w Korei Północnej, ale nie w kraju zanurzonym w globalnej sieci mediów społecznościowych.
Na ostro
Jedno jest pewne. Wbrew zapowiedziom o "pojednaniu" w kraju pozostanie tak, jak było w finale wyborów - "na żyletki". Nie chodzi tu o bliskość wyniku, lecz o ostrość sporu politycznego. Ostatni tydzień kampanii dał Trzaskowskiemu część głosów niezdecydowanych, ale pokazał też, jak brutalna potrafi być polska polityka i media. A na brutalność i okrucieństwo żadna ze stron nie ma monopolu.
Wiktor Świetlik