Najbliższe wybory - przyspieszone lub nie - o ile po stronie opozycji nie nastąpi solidne przesilenie i uruchomienie całego potencjału personalnego i programowego, mogą utrwalić ten stan na lata. Nawet drożyzna nie będzie w stanie zagrozić Jarosławowi Kaczyńskiemu, ponieważ to on ma propagandę, instytucje i wciąż klucz do serc milionów Polaków. A poza tym legitymizuje go znacząca część czwartej władzy, która bez przerwy patrzy na Polskę oczami szeroko zamkniętymi. Niby szalejąca inflacja budzi w nas strach, ale jest to strach bezobjawowy. Niby płacimy coraz więcej, ale - jak śpiewali w Kabarecie Olgi Lipińskiej - "jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było". Niby Polak słynie z gorącej duszy, ale wyrobił sobie dziwną skłonność do obojętnienia i ulegania ulubionemu "jakoś to będzie". Tak, lawa zastygła, choć nie gasną starania, by ruszyła. Nawet jeśli 26 procent to aktualny sufit największej partii opozycyjnej i ostateczny pułap możliwości tzw. efektu Donalda Tuska, to jednak trzeba przyznać, że przynajmniej próbuje on znaleźć nowy (a właściwie odkurzyć stary) kontrapunkt dla populistycznej polityki Kaczyńskiego. A ona w wyobrażeniach wielu polityków opozycji właśnie się załamuje. Jeżdżąc po Polsce, odwiedzając bastiony PiS, Tusk mówi o szalejącej inflacji, o cenach konkretnych produktów, jakby chciał - jak zauważają wnikliwi obserwatorzy - aby wyborcy zatęsknili za pozytywnym wymiarem "ciepłej wody w kranie"; aby zaczęli myśleć: kiedyś było lepiej. Przypomnijmy, że metafora o polityce "ciepłej wody w kranie" stała się dla Tuska przekleństwem, ponieważ przez przeciwników politycznych byłego premiera została przekształcona w obelgę i propagandowo zużyta jako pejoratywne określenie jego rządów. Teraz mogłaby posłużyć za tratwę ratunkową dla całej opozycji, ale - wbrew badaniom społecznym, które pokazują, że emocje Polaków są po stronie szybujących w górę cen - wcale tak się nie musi stać. Chłodny suweren wytrzymał bowiem już wiele - drogie paliwa, wzrost opłat za energię, historycznie wysokie raty kredytów. Nie wzruszały go naruszenia konstytucji, nieokiełznane kłamstwa, antyunijne seanse retoryczne. Po siedmiu latach PiS trzyma się mocno. Tusk wierzy, że zastygła lawa ruszy, bo Polacy zatęsknią za legendą rozsądku, stabilności, ostrożności, proeuropejskości. Że 500 plus i inne "dary" PiS - a więc konkretna gotówka w portfelach Polaków - przestaną działać jak teflon... Lewica wierzy, że ballady o mieszkaniach, które mają być "prawem, a nie towarem", oraz próba zagospodarowania luk w pisowskiej narracji socjalnej pozwolą tej formacji utrzymać się nad progiem 10 procent poparcia... Szymon Hołownia wierzy, że na trwałe nie spadnie pod ten próg, gdy bez przerwy będzie przekreślał ideę wspólnej listy opozycji i szukał sposobu na emancypację... Balansujący na progu Władysław Kosiniak-Kamysz wierzy, że trwanie po "konstruktywnej" stronie opozycji pozwoli zbudować mu - być może wspólnie z Hołownią - silne polityczne centrum... Ich szlachetna wiara na razie nie czyni jednak cudów. Lawa zastygła i ani drgnie. Tak, jakby chciała usłyszeć zupełnie nową opowieść o Polsce, o przyszłości, o modernizacji. Taką, w którą uwierzyliby nie tylko jej autorzy. Przemysław Szubartowicz