Największym, najbardziej perspektywicznym terytorium łowieckim jest elektorat lewicowy. Liczy on, z grubsza biorąc, 20-25 proc. wyborców. SLD nie zagospodarowuje nawet jego połowy. Ten elektorat - pomijany, obrażany, zepchnięty do roli milczącej mniejszości - już raz dał pokaz swej siły. To było w roku 2005, kiedy wyborcy lewicowi, po sprawie pani Jaruckiej, nie mieli ochoty, by pójść do wyborów i oddać głos na Donalda Tuska. To zadecydowało o jego porażce. Kaczyński i Komorowski wiedzą o tym. Więc już ruszyli, by się lewicy przypodobać. Zacznijmy od Kaczyńskiego. Gdy woła, że chce zakończyć wojnę polsko-polską, jest to skalkulowany komunikat. Pozwolił on w pierwszych tygodniach kampanii zejść z linii ciosu PO, odebrać jej inicjatywę. Ale przede wszystkim jest on próbą otwarcia na ludzi, którymi Kaczyński poniewierał. No i jest w tym wszystkim oferta współpracy adresowana do liderów PSL i SLD. Że możemy się dogadać, że już nie będzie tak, że na koalicjanta rzucone zostanie CBA i inne służby, że wspólna władza - to jest możliwe.. Ta gra to dla Kaczyńskiego być albo nie być - od przegranych wyborów w roku 2007 PiS zmierzał w kierunku partii trwale marginalizowanej, bez zdolności koalicyjnej. To jest perspektywa wiecznej opozycji i uwiądu, więc Jarosław Kaczyński, uprzedzając narodziny wewnątrzpartyjnej frondy, podjął politykę miłości. Ale, póki co, mocniej zagrał Komorowski. Już go szczypano, wyliczano gafy, wytykano safandułowatość. A tu proszę - zgłoszenie kandydatury Marka Belki na prezesa NBP to zagranie wysokiej klasy. Belka ma kompetencje, jak mało kto w Polsce, by NBP kierować. Zna się na finansach, wie, jak funkcjonuje państwo. Zna się na międzynarodowych instytucjach finansowych i tam jest znaną postacią. To nie jest inżynier Skrzypek, specjalista od budowy mostów, rzucony przez partię na nowy front walki. Cokolwiek by mówić, zgłaszając tak mocnego kandydata Komorowski dał sygnał, że traktuje państwo poważnie. I jest ponad zwyczajem partyjnego podziału łupów. Oczywiście, jest i drugie dno tej decyzji - Komorowski wybrał Marka Belkę przecież i po to, żeby pokazać wyborcom lewicy, wyborcom SLD, że jest otwarty na tę stronę. W tym sensie jest to wybór polityczny. Jeżeli jesteśmy już przy politycznym wyborze - ciekawe jest patrzeć, jak ruch Komorowskiego wprawił w zakłopotanie jego konkurentów. Spójrzmy na Jarosława Kaczyńskiego - zjadał własny język, ale Belkę chwalił. Wiadomo, polityka miłości, także z SLD, ma swoją cenę. Jedyne co wymyślił, to propozycja, by tę kandydaturę głosowano po wyborach prezydenckich. Czyli ? w ogóle nie głosowano. Bo po wyborach to będzie inny świat. Ale, ku mojemu zdumieniu, kłopot z kandydaturą Belki ma także SLD. W pierwszych godzinach po jej ogłoszeniu czuć było w słowach liderów tej partii konsternację i zagubienie. Że oto znów Platforma szabruje na ich terytorium, a oni niewiele mogą. Bąkali więc różne rzeczy, że Belka to nie SLD tylko Partia Demokratyczna, i tak dalej... Owszem, częściowo mieli rację. Sam o Belce słyszałem pyszną opowieść. Otóż, podczas jakiejś debaty jego rozmówca zwrócił się do niego taki słowami: "Pan, jako przedstawiciel postkomunistycznej lewicy...". Na co Belka przerwał mu zdecydowanym tonem: "O, wypraszam sobie. Postkomunista - to tak. Ale jaka lewica?". Rzecz jednak w tym, że w Polsce nikt nie dzieli włosa na czworo, więc i Marek Belka funkcjonuje w powszechnej świadomości jako człowiek lewicy i SLD, dwukrotny minister finansów w lewicowych rządach i premier. I nic tego nie zmieni. Więc gdy Komorowski zgłasza Marka Belkę do NBP, to liderzy SLD mają dwa wyjścia. Pierwsze - pochwalić marszałka i ogłosić swój sukces, bo powagi im dodaje fakt, że człowiek z ich obozu jest wysuwany do najważniejszych stanowisk. Czyż Grzegorz Napieralski jeszcze parę miesięcy temu nie namawiał Donalda Tuska do wspólnego rozwiązywania spraw kraju? I proszę - udało się. Ale, jak słyszałem, jest i alternatywny pomysł - w SLD niektórzy zastanawiają się, czy nie iść tropem PiS i nie zażądać od Komorowskiego, by przełożył głosowanie nad kandydaturą Belki na po wyborach. Czyli go utrącić i w ten sposób pokazać swą siłę. Jak więc będzie? Jakkolwiek patrzeć: decyzja Komorowskiego stworzyła Grzegorzowi Napieralskiemu dobrą okazję do politycznej gry. Może szybko poprzeć Belkę, by pokazać wyborcom lewicy, że jest po tej stronie gospodarzem i promotorem. Może też tę kandydaturę kontestować. Domagać się przełożenia głosowania, wyjaśnień... W ten sposób przedstawi się jako dowódca załogi oblężonej twierdzy, pardon, raczej średniej wielkości warowni, pod nazwą SLD. Wybór należy do niego. Robert Walenciak