Kiedyś były obowiązkowe pochody i odliczanie kto się na nich stawił, a kto nie. Nawet ja, dziecko późnego PRL, pamiętam lekkie zawstydzenie, kiedy przyznawałem w klasie pytanej przez dyrektor szkoły - rusycystkę i wierzącą komunistkę, że "u nas się nie chodzi", a inne dzieci relacjonowały, jak było kolorowo na pochodzie. Potem planów na zagospodarowanie tego dnia było sporo. Poleńcie się! Lewica chciała podtrzymać zwyczaj pochodów, ale nikt nie chodził. Różne środowiska miały pomysły co z tym dniem zrobić, w Kościele nawet był pomysł by zamienić je w rodzaj święta kościelnego. Jego twórcy powinni zajrzeć do Ewangelii Marka, gdzie Jezus polecił swoim uczniom słysząc, że się narobili, iść po prostu na pustynię i po prostu odpocząć. Nie pogrążyć się w żarliwej modlitwie, nie wspólnie przegadać ważne tematy, nie przemyśleć jego słowa. Po prostu odpocząć i pobyć sami ze sobą, odciąć się. Bez stałego łącza, kolejnych odcinków do zaliczenia w serwisach streamingowych, serwisów informacyjnych, ważnych komunikatów i aktywizmu społecznego. Swoją drogą po dwóch tysiącach lat w różnych stronach Półwyspu Arabskiego na granicy obszarów zamieszkanych i pustyni zauważyłem, że niektórzy ludzie tak robią tam do dziś. Przed zmrokiem chodzą chwilę posiedzieć na pustyni. Niektórzy świecą przy tym komórkami, ale nadzieję daje to, że nie wszyscy. Może w tym jest klucz do tego, że dziś niektóre emiraty i Arabia Saudyjska dużo bardziej rokują niż Europa. I to nie tylko ze względu na ropę. Bunt maszyn A jakże pogardzany był przez lata ten majowy grill. W tej sprawie spotykała się lewica z prawicą. Amerykanizacja i płytki kapitalizm. Pustka duchowa i obce wzorce. Ślad węglowy i niezdrowe zwyczaje żywieniowe, cóż za wzorzec dla dzieci. Nieefektywne, puste spędzanie czasu. Nieeleganckie, nieelitarne. Ludzie spotykają się ze sobą i rozmawiają, po prostu rozmawiają. O czym rozmawiają? Po co i dlaczego? Czemu nie odbierają wtedy ważkich przekazów? Czy nie zakłóca to przedwyborczych algorytmów? Ileż papieru zużyto w kolorowych tygodnikach na teksty o tym, jak Polacy nie potrafią spędzać ze sobą czasu, jakimże to piekłem są świąteczne stoły i jakim koszmarem te grille, organizowane za pięćset plus, w rytm disco polo, zapewne przy żartach z mniejszości i kłótniach rodzinnych, bo przecież Polak inaczej nie umie. Tym bardziej warto. Może to ostatni moment także i przed wyborami, nie po to by się pokłócić, ale porozmawiać i przede wszystkim posłuchać innych. Nie tylko jak mówią o Tusku i Kaczyńskim, ale i o swoich problemach. Tym, co naprawdę im doskwiera, ich aspiracjach, życiu. Wyrwać się z algorytmu i zbliżyć do bliźniego choćby i kosztem naszej małej płonącej planety. Bo na co w sumie nam planeta wiecznie aktywizowanych, napędzanych i indoktrynowanych bezrefleksyjnych i zafiksowanych w ideologiach i nienawiściach robotów, w dodatku w kółko harujących na innych? Wiktor Świetlik