Problem Platformy polega na tym, że zamiast starać się, aby te słowa były jak najbardziej konkretne i merytoryczne, stara się, aby jak najmocniej wstrząsnęły one wyborcami i jak najbardziej ich rozemocjonowały. Jak każda partia, ulega przy tym Platforma iluzji, że sposób reagowania jej zdeklarowanych zwolenników, których zna najlepiej i którzy zasłaniają jej tzw. milczącą większość, jest reprezentatywny dla ogółu wyborców. Patrzą platformersi na ludzi rażonych tym samym co oni małpim rozumem, na ludzi lamentujących, że w Polsce zagrożona jest demokracja i wolność słowa, że tylko patrzeć, jak zaczną się masowe aresztowania i uliczne egzekucje - patrzą na nich, mówię, i myślą sobie, że trzeba dowalać jeszcze ostrzej, jeszcze mocniej! Znam ten mechanizm doskonale, bo obserwowałem go niegdyś u wyautowanej z prawdziwej polityki prawicy. Ale Platforma mogłaby się uczyć na cudzych błędach. Mogłaby i na własnych - wystarczyłoby przemyśleć własną niedawną porażkę. Biorąc za dobrą monetę histeryczny ton mediów, uwierzyła przecież, że byle dać impuls, Polacy wyjdą na ulice i urządzą w Warszawie drugi Budapeszt. Tymczasem na ulicę wyszli tylko ci, którym za złamanie partyjnej dyscypliny i niestawiennictwo groziły kary finansowe. Normalni Polacy wezwania do manifestacji zignorowali całkowicie i fakt, że w równym stopniu zignorowali również demonstracje poparcia dla władzy, jest dla PO marną pociechą. Niestety, z porażki "taśm Begerowej" platformersi nie wyciągnęli wniosków i brną dalej. Szukając jakiegoś sposobu na podgrzanie nastrojów ogłosili raport o przejmowaniu przez PiS i jego koalicjantów państwowych mediów. Jest tutaj sporo spraw, które niepokoją, ale autorzy raportu najwyraźniej uznali, że prawda jest nie dość wstrząsająca. Więc żeby raport zabrzmiał mocniej, pomieszali fakty z pomówieniami, dodali sporo bezpodstawnych insynuacji, i na okrasę pojechali po nazwiskach współpracujących z TVP i PR dziennikarzy, gołosłownie zarzucając im już nawet nie stronniczość, ale wprost - sprzedawanie się za pieniądze. To najcięższy zarzut, jaki można postawić dziennikarzowi. To tak, jak wprost powiedzieć o polityku, że jest skorumpowany. Gdyby jakikolwiek dziennikarz napisał - na przykład - że pan Schetyna ściąga dla swej partii haracze od biznesmenów albo że pani Śledzińska - Katarasińska zapisała się do PO dla korzyści materialnych, platformersi byliby oburzeni i na pewno podaliby takiego dziennikarza do sądu. Sami, niestety, mogą opluwać dziennikarzy bezkarnie, bo mają immunitety. Są przy tym tak butni, że nie chce im się nawet sprawdzać podstawowych faktów, mylą im się nazwiska, nazwy programów i ich autorzy. Jest to zachowanie żałosne i godne pogardy. Znowu przekroczono kolejną granicę przyzwoitości - i zrobili to świętoszkowie, którzy jeszcze niedawno z oburzeniem potępiali za stawianie bezpodstawnych zarzutów Jacka Kurskiego. Żenada. Panu Tuskowi szczerze radzę, żeby wziął wiadro zimnej, jak najzimniejszej wody i wylał je sobie na rozpaloną do czerwoności głowę. A potem zrobił to samo swoim współpracownikom. Bo inaczej zacietrzewienie doprowadzi wkrótce Platformę do kompletnego, jak to nazwał nieoceniony Wańkowicz, kundlizmu. www.rafalziemkiewicz.salon24.pl