Może dokładna godzina to mało istotny szczegół. Ale czy nie jest godne zauważenia, że na żadnym z tych protokołów nie ma polskiego podpisu? A przecież słyszeliśmy wielokrotnie, że do sekcji dopuszczeni byli polscy lekarze. Słyszeliśmy też wielokrotnie, że polscy prokuratorzy są dopuszczani do "czynności" na każdym etapie śledztwa, uczestniczą we wszystkim. Teraz prokurator generalny Seremet dementuje, że przeciek o "piątym głosie" w kokpicie nie może pochodzić od żadnego z polskich śledczych, albowiem ci "jeszcze zawartości czarnych skrzynek nie znają". Tak dosłownie powiedział Andrzej Seremet, na własne uszy słyszałem. Są od samego początku dopuszczeni do wszystkiego, ale podstawowego dowodu w sprawie jeszcze nie znają? Pani minister Kopacz z trybuny sejmowej perswadowała przecież opozycji, i to ze świętym oburzeniem, że ziemia w miejscu katastrofy przeczesana została "na metr w głąb", że zebrano każdy okruszek. Teraz okazuje się, że w błocie pod Smoleńskiem wciąż poniewierają się nie okruszki, ale paszporty i inne rzeczy osobiste, że można tam w krótkim czasie uzbierać sporo szczątków maszyny - jak w takim razie komisja ustala przyczyny katastrofy, skoro tych rozwłóczonych części samolotu nawet nie zebrano? Co więcej, uczestnicy wycieczki, czy raczej pielgrzymki Rodzin Katyńskich, którzy u celu swej podróży dokonali tego makabrycznego odkrycia, świadczą też, że widzieli poniewierające się tam gnijące resztki ciał ofiar. Marszałek Komorowski, p.o. prezydenta szykowany na prezydenta PO, powiada na to publicznie, żeby "zachować umiar w tworzeniu atmosfery, że oto gdzieś znaleziono kawałek ubrania. To nie jest wielki problem". Rzecznik Graś uspakaja, że premier Tusk wie o sprawie "już od kilku dni". Ale chociaż wie, reaguje dopiero po nagłośnieniu sprawy przez media. I jak reaguje? Zapowiedzią, że pośle tam archeologów. Pośle, oczywiście, gdy strona rosyjska odpowie pozytywnie na prośbę o ich wpuszczenie. Ani słowa o tym, by zwrócił się do strony rosyjskiej o należyte zabezpieczenie miejsca tragedii i zebranie szczątków, jeśli nie przez szacunek dla zmarłych i ich rodzin, to dla ratowania wiarygodności prac komisji. Pewnie rząd znowu bał się, że "to by było źle odebrane" - jak tłumaczył rzecznik Graś, pytany, dlaczego nasze władze nie wystąpiły o umiędzynarodowienie śledztwa. Mamy tylko jedną gwarancję, że śledztwo będzie rzetelnym ustalaniem przyczyn wypadku, a nie zrzucaniem całej winy na nieżyjącego pilota (który, nagle nam zaserwowano sensację, miał "wyglądać przez okno wypatrując ziemi" - brak już słów do komentowania tego idiotyzmu, kolejnego, po enuncjacjach o rzekomych czterech próbach lądowania czy nie rozumieniu przez pilota rosyjskich liczebników). Otóż gwarantuje nam to sam Władimir Putin. Osobiście stanął wszak na czele komisji. Tak, jak swego czasu stał osobiście na czele komisji badającej przyczyny zatonięcia okrętu "Kursk". Zamiast, jak to czyni gadzinowa gazeta, maglować w kółko podróż śp. prezydenta do Tbilisi, gdzie jechał on nie żeby składać kwiaty, ale żeby ratować od zajęcia przez rosyjskie wojska stolicę, a tym samym ocalić niepodległość tego kraju, i każda minuta była bezcenna - może lepiej przypomnieć by było, jak pracowała tamta, kierowana osobiście przez Putina, komisja... Czy Rosjanie dobrze prowadzą śledztwo? Dołącz do dyskusji Ze szczególnym uwzględnieniem faktu, że Rosjanie skazali wtedy na powolne konanie w zatopionym wraku kilkunastu własnych marynarzy, stanowczo nie zgadzając się na przyjęcie pomocy Norwegów, którzy przybyli na miejsce ze specjalistycznym batyskafem do wydobywania z wraków rozbitków. Rosjanie twierdzili wtedy przez wiele dni, że cała załoga jest zdrowa, ma tlenu pod dostatkiem, jest w kontakcie z ratownikami i w ogóle nic się nie dziele. Ktoś o tym jeszcze pamięta? Nie, oczywiście, że nie. Putin od czterech tygodni jest wszak największym przyjacielem Polski i Polaków. Kto śmiałby mu wytykać morderstwa Politkowskiej czy Litwinienki, albo pytać, kto w końcu wysadził w powietrze te dwa bloki w Moskwie, które stały się pretekstem do ostatecznej pacyfikacji Czeczenii, ten szkodzi pojednaniu narodów. I pospolite ruszenie pożytecznych idiotów - a może i świadomych swej roli naganiaczy - w imię tego trzask-prask pojednania każe nam dokonywać gestu z pozoru wobec narodu rosyjskiego, ale w istocie będącego symbolicznym potwierdzeniem przed całym światem polityki historycznej Kremla, uparcie głoszącej, jakoby sowieckie wojska niosły Polsce w 1945 roku wolność, a nie kolejną okupację. Premier Tusk, marszałek Komorowski i "autorytety" pokroju Wajdy zdaje się, szczerze i bezgranicznie w Putina uwierzyli. Więc my też musimy uwierzyć. I niektórzy wierzą. Wczoraj rano w jednej z telewizji informacyjnych oglądałem, nie ukrywam, wstrząśnięty, komentarze jakichś ludzi z ulicy do informacji o znalezieniu w błocku pod Smoleńskiem poniewierających się szczątków prezydenckiego samolotu i osobistych rzeczy ofiar. Wszyscy wypowiadający się do kamery przeklinali tych, którzy tego odkrycia dokonali. Ubliżali im wściekle: co to chory pomysł, żeby TAM sobie jeździć na wycieczki! Co to ludzie! To chyba jacyś chorzy, jakieś hieny, urządzają sobie WYCIECZKI, żeby wygrzebywać z ziemi PAMIĄTKI! Zapewne wypowiedzi te odpowiednio wyselekcjonowano, ale nie sądzę, by były w jakiś sposób ustawione. Widać uporczywe pranie mózgów doprowadziło co poniektórych do stanu tak obłędnej wiary, że mamy takiego świetnego premiera, który tak dobrze rządzi i wyjaśnia katastrofę, i takiego wspaniałego marszałka, który tak godnie pełni obowiązki, że wreszcie pojednaliśmy się z narodem rosyjskim (jakbyśmy byli skłóceni kiedykolwiek z narodem, a nie z władzą, która własny naród gnębi tak jak i inne!) - że gdy jakiś fakt tę ich wiarę narusza, reagują nienawistną wściekłością i pluciem na ludzi, przez których szokująca prawda ujrzała światło dzienne. W taki sposób, w ulicznej sondzie, pokazano dobitnie, na czym i na kim może się oprzeć PO w swym dążeniu do władzy absolutnej i przez nikogo już niekontrolowanej. A przykrywanie kolejnych kompromitacji śledztwa krzykiem, że oto pojednanie narodów, i że Władimir Putin naszym przyjacielem jest, pokazuje, do czego tej władzy, jeśli ją zdobędzie, będzie używać. Rafał A. Ziemkiewicz