Gdyby pacyfiści nie rozbroili międzywojennej Europy, wojna z Hitlerem wybuchłaby w roku 1935 i nie byłaby bardziej krwawa niż zamach majowy. Gdyby nie ich dalsza działalność po tej wojnie, Związek Sowiecki zawaliłby się pod własnym ciężarem najpóźniej w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych. Podobnie jest i teraz. Międzynarodowe organizacje i ich patroni z Unii Europejskiej nie są w stanie śledzić, którędy i jak przerzuca Al Kaida swoich bojowców, broń i instrukcje dla nich. Ale jest w stanie uprzykrzać życie Amerykanom śledzeniem, gdzie i kiedy poleciał, i jaki, należący do CIA samolot. Przy okazji antyamerykańskiej krucjaty i my obrywamy rykoszetem. Było rzeczywiście to więzienie w Szymanach, czy Amerykanie mieli tam tylko międzylądowania - nie wiem. Wciąż wydaje mi się, że to mało prawdopodobne. Ale jeśli było, to, powiem szczerze, na mojej długiej liście pretensji do Kwaśniewskiego i Millera sam fakt, że udzielili Amerykanom takiego zezwolenia, poczesnego miejsca nie zajmie. Złamanie prawa? Zapewne, ale trzymanie się litery prawa nie zawsze jest na wojnie możliwe. Terroryści nie przejmują się konwencjami, i jeśli dla wydobycia od któregoś z nich ważnych zeznań złamie się czasem jakiś paragraf, to, jeśli rzecz jest uzasadniona i nie cierpi na tym obywatel polski, gotów jestem uznać to za wykroczenie o tzw. znikomej szkodliwości. Nie darowałbym natomiast Millerowi i Kwaśniewskiemu czego innego - a mianowicie, gdyby się okazało, że jest to znowu coś, co zrobiliśmy dla Amerykanów całkiem za bezdurno. A to, niestety, wydaje się bardzo prawdopodobne. Skoro, jak się w końcu okazało, nie zażądaliśmy niczego za wysłanie naszych wojsk do Iraku, ani za pozostawienie ich tam już po zwycięstwie nad Husajnem, to byłoby wręcz dziwne, gdyby okazało się, że z udostępnianiem CIA bazy w Szymanach było inaczej. Potrzebujecie, chłopaki? No to bierzcie, w imię internacjonalistycznego braterstwa broni! Patrzę z podziwem na Turków. Też wsparli USA w Iraku - ale zażądali za to kasy na modernizację swojego lotnictwa. Pojechali na szczyt NATO i ugrali dla siebie, ile mogli, a nawet więcej - bez żadnego nadymania się, potrząsania piąstką, że już czas najwyższy na szefa NATO z ich kręgu kulturowego, i bez żenującego kopania się po kostkach między sobą. Cholera, przywykłem już do tego, że Amerykanie, Anglicy czy nawet Włosi są od nas bardziej profesjonalni, ale jeśli nawet Turcy odsadzają naszą, pożal się Panie, elitę polityczną o lata świetlne? Przy tym wszystkim Turków, dzięki ich twardej postawie, Amerykanie jako sojuszników autentycznie szanują. A nas, jak widać choćby po sprawie Szymanów - ktoś ją tam przecież sypnął, żeby zaszkodzić poprzedniej ekipie, zupełnie się nie przejmując, że szkodzi też sojusznikom - lekceważą, jako przydatnych czasem, ale tanich głupków. Rafał A. Ziemkiewicz