Oślizgłość bierze się stąd, że uzyskaną w ten sposób popularność i zaufanie młodych ludzi, którzy dostrzegają w nim człowieka apolitycznego, zajętego pomocą bliźnim, sprzedaje Owsiak rządzącym politykom, służąc władzy III RP do tego, do czego władza PRL miała ZSMP i ZMW. Co roku urządza wielki festiwal rockowy, na który młodzi ludzie jadą z całej Polski w naiwnym przekonaniu, że chodzi o muzykę i zabawę, a tam ich idol urządza im wielodniowy seans indoktrynacji. Jeśli kogoś moje słowa oburzają, to niech sobie znajdzie w sieci listę "autorytetów", które apolityczny, charytatywny Owsiak zaprasza, by w rytmie rocka i w przerwach między błotnymi kąpielami kształtowały umysły festiwalowej młodzieży. Proszę spróbować tam znaleźć jednego człowieka, który by nie był z rządzącej paczki lub wspierającego ją establishmentu. Próżny trud. Pewnie, "Przystanek Woodstock" jest prywatną imprezą Owsiaka i jego fundacji, wolno mu zapraszać tam, kogo chce, choćby i szympansa z pobliskiego zoo. Ale niech sobie w takim razie daruje tę obłudę, jakoby chciał uczyć młodych "dyskutowania o Polsce". Też mi dyskusje! Ostry ideowy spór Wałęsy z Buzkiem, Komorowskiego z Komorowską albo Lisa z Wojewódzkim. Z nierozgarniętym starowinką księdzem Bonieckim w figowej roli pozorującego pluralizm katolickiego fundamentalisty. Co szczególnie żenujące, swym pełnomocnikiem do organizowania tej brygady praczy umysłów uczynił Owsiak byłego muzyka, obecnie coraz gorzej znoszącego męskie klimakterium nieudanego biznesmena branży muzycznej, Hołdysa. Faceta, którego intelektualny wkład w III RP polega na regularnym publicznym znieważaniu ludzi niemiłych władzy słowem na "ch" i pokrewnymi. Dosłownie na dniach rzeczony Hołdys raczył na przykład zwrócić na siebie uwagę tabloidów, nazywając mnie "pier... harcerzykiem". Podziwiam oczywiście ten wytrysk rockowego intelektu i doceniam ciężką pracę umysłową, którą przy swych umysłowych możliwościach musiał Hołdys wykonać, żeby tak ciętą, inteligentną i błyskotliwą frazę sformułować. Ale śmieszy mnie do łez w tym kontekście Owsiakowe oburzenie na poziom debaty publicznej, zaprezentowany przez Oskara W. Mam je za warte tyle samo, co rozdzierające wyznania tegoż Owsiaka, że boi się radykałów wznoszących patriotyczne hasła i owijających się w biało-czerwone flagi. Radykałów wznoszących pięści w imię globalistycznej czerwonej rewolucji i owijających się we flagi z sowieckimi narzędziami, bandziorów atakujących Marsz Niepodległości czy uczestników obchodów dnia Żołnierzy Wyklętych, Owsiak oczywiście się nie boi. Czemu miałby się ich bać? Swojemu przecież krzywdy nie zrobią. Oskar W. popełnił oczywiście rzecz niewybaczalną, nie potrafiąc utrzymać rąk przy tyłku. Gdyby poprzestał na wdarciu się na scenę i wykrzyczeniu tego, co miał do wykrzyczenia, wszystko mieściłoby się w zadanej przez Owsiaka konwencji. Konwencji, w której głos na scenie mają wyłącznie przedstawiciele jedynie słusznej władzy i establishmentu, a ci, którzy są przez te władzę i ten establishment − że tak to ujmę wytwornym Hołdysem − dymani, głosu nie mają i mieć nie będą, więc mogą swój protest przeciwko kłamstwu i obłudzie tylko wykrzyczeć. Grzegorz Miecugow − człowiek, który, jak wyznał Lisowi, nigdy się nie bije, tylko gdy mu ktoś się narazi kradnie mu ubranie i dzwoni z donosem na policję − jest twarzą programu "Szkło kontaktowe", takich "rozmów niedokończonych" dla lemingów, gdzie dzień w dzień rozmaici frustraci wylewają swą nienawiść i pogardę dla opozycji, katolików, wdów smoleńskich i tych, którzy czczą ofiary tej tragedii. Żyje z budzenia i sprzedawania negatywnych emocji, i jego zdumienie, że sam może budzić negatywne emocje, jest równie groteskowe jak sławne "nas, bohaterów, prądem!?" protagonistów "Seksmisji". Jest też Miecugow twarzą telewizji, która codziennie wbija swym widzom w łeb dwa newsy. News pierwszy: "kolejny wspaniały sukces władzy, wszyscy podziwiają!" News drugi: "kolejny odrażający eksces opozycji, wszyscy oburzeni!". Czy TVN kłamie? Ach, skądże, TVN tylko wybiera to, co ważne, a nieważne pomija. Na przykład w dniu, w którym wróciłem z urlopu, wszystkie inne stacje odnotowywały kompromitującą premiera Tuska taśmę, a TVN w swych programach informacyjnych ani się o niej zająknął. Za to długo i hucznie świętował prezentację pierwszego pendolino, nie informując oczywiście, że ten szalenie kosztowny gadżet (zresztą pozbawiony tytułowego "pendolino", czyli mechanizmu umożliwiającego branie z dużą prędkością zakrętów) i tak długo jeszcze nigdzie nie pojedzie, bo nie ma dlań torów, a na prezentację musiała przyciągnąć go zwykła, stara lokomotywa. Dużą część "Faktów" zajął też apolityczny reportaż o skromności pani Komorowskiej, która nie dość że taka wspaniała i tyle robi dobrego, to jeszcze taka skromna, że unika telewizyjnych kamer (na dowód czego udzieliła TVN-owi obszernej wypowiedzi). A czy Jerzy Owsiak kłamie? Ach, skądże. Owsiak nie jest od tego, nie wypowiada się o bieżącej polityce (no, chyba że trzeba potępić "prawicową nienawiść"). Ot, tak jak w burzliwych latach osiemdziesiątych, kiedy to zajmował się był w oficjalnych mediach "uwalnianiem słonia" i innym srutututu, tak dziś po prostu promuje wśród młodych optymizm. Przekonuje ich z pozycji apolitycznego autorytetu, że żyją w sprawiedliwie rządzonym, uczciwym państwie, w którym ich sukces zależy tylko od nich samych, i w którym nie ma żadnych powodów do niezadowolenia, poza tym, że wciąż jeszcze istnieją tu tacy, którym się nie podoba. Wciska Owsiak tę ciemnotę pokoleniu, które przez patronującą mu nomenklaturową władzę zostało załatwione jak mało które. Socjalne bezpieczeństwo dla milionów biurew i innych kolesiów władzy, pousadzanych w sferze publicznej, dla establishmentów zawodowych blokujących konkurencję w najlepszych profesjach oraz dla biznesu żyjącego z dojenia środków publicznych musi być przecież czyimś kosztem. I jest na koszt właśnie tej tumanionej na Woodstocku młodzieży, której perspektywą jest szklany sufit, której dyplomy okazują się bezwartościowymi świstkami, a karierą robota na śmieciówce, na czarno albo londyńskim zmywaku, z mieszkaniem w najtańszej, terroryzowanej przez Pakistańczyków dzielnicy. Oczywiście, kiedy młodzi ludzie zdadzą sobie z tego sprawę, będą źli. Więc póki można, dobrze robić wszystko, żeby sobie nie zdawali. I w tej kwestii "Jurek", ze swą legendą świeckiego świętego od Świątecznej Pomocy, bardzo się władzy przydaje. I siema.