Kto pamięta polityka, który po rządzeniu w Warszawie odniósł sukces? Ja tylko jednego. Nazywa się Lech Kaczyński i jakimś cudem udało mu się przemóc warszawski syndrom, który prześladował wszystkich jego poprzedników i następców. Poza nim - bryndza, klęska i sromota. Choć wielu ex-prezydentom wróżono niebotyczne kariery.... I na wróżbach się skończyło. Panowie Święcicki i Wyganowski próbowali po utracie stanowiska bezskutecznie robić kariery w polityce, po latach klęsk temu pierwszemu udało się zostać radnym lewicy. Mieczysław Bareja został sędzią lustracyjnym. Na krótko, bo oskarżony o współpracę z SB w dniu procesu zmarł na atak serca. Potem zresztą uznano, że był niewinny. "Młody zdolny" Paweł Piskorski tak się zapalił do interesów, że zrobił jeden za dużo. Gdy kupił ziemię i obsadził drzewkami, jego partia uznała go za "persona non grata". Wegetuje dziś w Parlamencie Europejskim, ale to chyba jego pierwsza i ostatnia kadencja. Wojciecha Kozaka załatwiła przyjaźń i mocne więzy, jakie łączyły go z Piskorskim - odszedł po tym jak wyrzucono jego protektora. Kazimierz Marcinkiewicz choć tylko komisarzył - też dotknął go pech. Jego walka o prezesurę PKO BP robi się coraz bardziej żenująca, a sam ex-premier przebąkuje już, że przerzuci się na odcinek prywatnego biznesu. Co dzieje się z Hanną Gronkiewicz-Waltz - wszyscy widzimy. Szanse na to, że uda jej się uniknąć powtórnych wyborów zdają się maleć z każdym dniem. Podobnie mazowieccy wojewodowie - tez żadnemu z nich nie udało się wybić, większość przepadła w pomroce dziejów, a losy Wojciecha Dąbrowskiego wieńczą ich ponure losy. Już sama jego nominacja była zdumiewająca. Partia moralnych rygorystów powierzyła publiczny urząd komuś, kto jeździł po pijanemu rowerem. Przewinienie to co prawda jest tyleż naganne co humorystyczne - ale fakt pozostaje faktem, i nie zmyją go stwierdzenia premiera, że to był "drobny incydent". Zwłaszcza, że ludzie PiS-u - jak zapewniał kiedyś, jeszcze jako prezes Jarosław Kaczyński - mieli być ludźmi, "którzy potrafią się dobrze prezentować, także w swoim życiu osobistym i lokalnym. Bez skandali, bez jeżdżenia po pijanemu". Dobrze przynajmniej, że rządzący potrafili szybko i twardo zareagować na kolejną wpadkę Dąbrowskiego, ale zestawienie tych faktów z niegdysiejszymi zapewnieniami że PiS-owscy samorządowcy będą "genetycznymi patriotami z gwarancją przyzwoitości" wyglądają.... tak jak wyglądają. A najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że jak usłyszałem od jednego z polityków PiS-u, "haka" na Dąbrowskiego wcale nie znaleźli (a na takie podejrzenie nietrudno wpaść) ludzie Hanny Gronkiewicz - Waltz, tylko.... jeden z jego partyjnych kolegów. - Jak w rodzinie brat brata harata - zdaje się że tak mówił o takich przypadkach jeden z polskich satyryków . Konrad Piasecki k.piasecki@rmf.fm