Igrzyska, Dionizja, debaty na agorze... Nie, nie jest to żadne szaleństwo, lenistwo, hedonizm i tak dalej. Sportowa rywalizacja, zabawa, wspólnie przeżywane emocje, to jak najbardziej ludzkie potrzeby. Sparta, która tylko się biła, obumarła, nic po sobie nie zostawiła. Potem też nie brakowało wodzów, którzy zabraniali poddanym zabaw, tańców, śpiewów, gry w piłkę (to afgańscy talibowie), uważając, że mają w skromności głosić chwałę jakiegoś boga, albo jakiejś idei. A kysz! Przegrali... Więc nic dziwnego, że bardziej przejmujemy się kostką Grosickiego, czy kolanem Krychowiaka niż dobrym samopoczuciem pani premier lub pana prezydenta. Tak ten świat jest skonstruowany. Po drugie, nic też dziwnego, że politycy, od największych demokratów po największych dyktatorów zabiegają, by być na trybunach, by pokazać się na tle sportowców, by ogrzewać się w cieple ich popularności. Rozumiem te zabiegi, aczkolwiek wątpię w ich skuteczność na dłuższą metę. Edward Gierek fotografował się z piłkarzami Kazimierza Górskiego, Sierpnia tym nie zatrzymał. Bronisław Komorowski otrzymał w wyborach poparcie od wybitnych sportowców, nie na wiele to się zdało. I tak dalej... Owszem, cztery lata temu, podczas Euro 2012, Platformie i ówczesnemu rządowi skoczyły sondaże do góry. Ale to było tylko na parę tygodni, i o wyborczym wyniku nie zdecydowało. Ludzie potrafią bez większych kłopotów odróżnić sport od polityki, więc odradzam politykom tę metodę podbijania popularności. Wiele nie pomoże, za to łatwo się ośmieszyć niewiedzą czy nienaturalnym zachowaniem. Tak jak to uczyniła nieoceniona Krystyna Pawłowicz, która przed wczorajszym meczem taki tweet zamieściła: "EURO 2016: godz.17.50 POLSKA - IRLANDIA Płn.: wynik meczu ..........0 - 0 ? Czy napastnik Robert Lewandowski da z siebie tyle,ile daje z siebie w Bundeslidze? A w meczu z Niemcami? A Donald Tusk trzyma kciuki za "naszych".Tak samo jak A Merkel. A we czwartek o 20.50 mecz KACZYŃSKI - TUSK" Oto pokaz wszystkich fobii PiS-u... I wrednych insynuacji. Tfu! Zostawmy polityków, bo są rzeczy ważniejsze. Otóż sport dzisiejszy kreuje dwie postawy, dwa modele społeczeństwa, czasami się przeplatające, ale przecież różne. Pierwszy model to świat kibiców, gadżetów, płomiennych komentatorów, czyli wielki show-bussines. To także budowanie wspólnych emocji, ale raczej w formie kanapowej, główny wysiłek to podróż do lodówki po kolejne piwo. Drugi model, anglosaski, to traktowanie sportu jako szkoły charakteru, i jako nauki wspólnego działania. On zakłada, że wybitni sportowcy nie tylko nas wzruszą, ale również zachęcą do ruchu, do zajęć sportowych. Że młody chłopak, zakochany w piłce nożnej, nie tylko powiesi sobie w pokoju plakat z podobizną idola, ale również wybiegnie na boisko, zacznie trenować, i grać w miejscowej drużynie. Nie trzeba wielkiej spostrzegawczości, by zauważyć, że w Polsce triumfuje model numer 1. Cóż z tego, że mamy orliki, kiedy stoją one puste! Pamiętam, w czasach gdy byłem dzieckiem, marzeniem każdego z nas było trenowanie w prawdziwym klubie, mecze w "prawdziwych" koszulkach i cała związana z tym otoczka. Dziś mamy więcej klubów niż chętnych do trenowania. Dzieciaki po trzech, czterech treningach się zniechęcają, bo trener nakrzyczał... I w ten sposób rosną nam mali brzuchacze, przeżywający swoje mecze w świecie gier komputerowych. Mistrzowie rozgrywek w wirtualnej rzeczywistości. To jest plaga, demolująca Polskę jeszcze mocniej niż polityka. Na prawdziwym boisku trzeba wyróżniać się kondycją fizyczną, techniką gry, umiejętnością współpracy z kolegami z drużyny, odpowiedzialnością za team, charakterem. Boisko w komputerze tego nie wymaga, poza wytrenowaniem szybkości kciuka. Niestety, nie zauważyłem, by kolejni ministrowie oświaty próbowali z tą plagą walczyć. Idea kultury fizycznej, wychowania poprzez sport, kształtowania charakteru, to martwe zapisy, one w przestrzeni publicznej nie istnieją. To też składa się na to, że wygląda ona tak marnie.