Odpowiedź nie będzie raczej miła, ani dla tej opinii, ani dla mediów. Media bowiem, w tej sprawie (nie myślę tu o ostatnim roku, i niedawnych artykułach), odegrały rolę zagłuszacza. A opinia publiczna? Zwykli ludzie? Im to było obojętne, aż do pewnego momentu. Zacznijmy od mediów - one bardzo łatwo ulegają tzw. poprawności politycznej, i tak było też tym razem. W sprawie reprywatyzacji warszawskiej mieliśmy PO-PiS-owską poprawność polityczną, która tym partiom (i sympatyzującymi z nimi mediami - czyli prawie wszystkimi w Polsce) kazała powtarzać, że wszystko jest jak najbardziej w porządku. Że Dekret Bieruta to było ucieleśnienie zła. Że nie służył odbudowie Warszawy, tylko chodziło w nim o przejęcie nieruchomości itd. Te opinie powtarzano jak najbardziej poważnie, zupełnie ignorując rzeczywistość. Pisałem o tym parokrotnie - Warszawa po II wojnie światowej to było morze ruin, jeśli ktoś uważa inaczej, to proponuję, by przejrzał zdjęcia z tego okresu, nie było więc szans, by właściciele kamienic mogli odbudować je samodzielnie. Stąd idea, która wyszła z Biura Odbudowy Stolicy (akurat wiodącą rolę mieli w nim ludzie związani z PPS-em). To nie był, dodajmy, jakiś szalony pomysł - podobne rozwiązanie przyjęto w Rotterdamie, też zniszczonym przez wojnę. Media powtarzały również, że reprywatyzacja to powrót, po czasach Polski Ludowej, do "naturalnego stanu rzeczy". Że sprawiedliwość wymaga, by nieruchomości dawnym właścicielom zwrócić. Że to także forma wojny z komunizmem. Tu nie było różnicy między mediami platformerskimi i pisowskimi - i jedni i drudzy kochali kapitalizm (zwłaszcza PO), dawnych właścicieli (zwłaszcza PiS), i żądali naprawy "krzywd", które zostały im wyrządzone. Co ciekawe - w tej wielkiej fali powrotu do II RP, zupełnie pomijano taką oto historię. Otóż II RP stanęła przed problemem zwrotu nieruchomości skonfiskowanych przez carat powstańcom styczniowym. Od Powstania Styczniowego do uzyskania niepodległości minęło pięćdziesiąt parę lat, czyli podobnie jak od Dekretu Bieruta do III RP. I cóż II RP odpowiedziała byłym właścicielom i ich potomkom? Osobom bez wątpienia skrzywdzonym - bo zabierano im majątki za udział w walce o niepodległość Polski... II RP odpowiedziała, że zwracać majątków nie będzie, bo ją na to nie stać. Podobnie zresztą odpowiadano przedstawicielom Kościoła Katolickiego, gdy zwracali się o zwrot jakichś nieruchomości lub dóbr. Jak widać, pamięć historyczną mamy bardzo selektywną... I jeszcze jeden element. Gdy nieruchomości zaczęły być zwracane, i nowi właściciele zaczęli wyrzucać lokatorów, media potraktowały to również mało poważnie, jako wprawdzie bolesny, ale niezbędny etap na drodze budowy nowego (starego) ustroju. Owszem, pojawiały się w gazetach reportaże i relacje pokazujące tragedię wyrzucanych ludzi. Ale równoważono to komentarzami tłumaczącymi sytuację. Głównie tym, że... nie ma ustawy reprywatyzacyjnej, więc wszystko dzieje się w taki nieuregulowany sposób. Pomijano też ruchy lokatorskie. Traktując jako margines, jako jakiś lewacki odprysk. A z "lewactwem" te media walczyły. Nawet zabójstwo Jolanty Brzeskiej niewiele tu zmieniło, owszem pojawiały się na ten temat artykuły, ale większych konsekwencji nie spowodowały. Tyle win naszych, dziennikarskich, a teraz parę słów o winach ludu, czyli opinii publicznej. Bo, mimo ułomności mediów, nawet osoby niezbyt interesujące się tą sprawą już wiedziały, że reprywatyzacja warszawska jest skandalem, że miasto traci setki milionów, że działają zawodowi kupcy roszczeń, że niektóre z nieruchomości są "zwracane" prawem kaduka. Taka była wiedza. I... nic. Mało kogo ruszały relacje z eksmisji czy opisy wyczynów "czyścicieli kamienic". Jęki niektórych warszawskich urzędników i polityków, że odszkodowania pustoszą stołeczny budżet - nie wzruszały już nikogo. Cóż więc się stało, że sprawa stała się gorącą? Mam własną teorię na ten temat. Po prostu, ludzi mało rusza krzywda innych, już nie mówiąc o krzywdzie budżetu państwa czy miasta. Budżet to pieniądze wspólne, czyli niczyje, nikt nim się nie przejmuje. Wyrzucani na bruk... Owszem, przez dziesięć minut przeciętny Polak będzie im współczuł, ale za chwilę głośno się zapyta - a ja to nie jestem nieszczęśliwy? Ktoś się nade mną lituje? Nad czynszem, który płacę? Na dobrą sprawę opinię publiczną ruszyły dopiero opisy "łupów", które dostały się w ręce handlarzy roszczeniami. Działka warta 160 mln zł, która trafia w ręce spryciarzy.. . Kamienica wykupiona za 50 zł od staruszki. Informacje, że ktoś jest właścicielem roszczeń do 50 kamienic... Można ten stan ducha nazywać rozmaicie - jako naruszenie poczucia sprawiedliwości, albo jako ludzką zawiść. W każdym razie, dopiero opisy zysków handlarzy roszczeń otworzyły ludziom oczy na to, co w Warszawie się dzieje. To wyzwoliło emocje. Teraz doszły do tego gry o władzę nad miastem. Nagle PiS porzucił swych sojuszników, czyli organizacje dawnych właścicieli, i zaczął martwić się o lokatorów, nagle prezydent Warszawy zmieniła zdanie co do fachowości swoich urzędników. Ruszył polityczny teatr. Bardzo to będzie ciekawa rozgrywka. Państwu pozostawiam odpowiedź na pytanie, czy o łup czy o sprawę...