Skąd ta moja pewność? Z zeszłego roku. W zeszłym roku na jesieni wszyscy w rodzinie chorowaliśmy na grypę - i nie była to żadna AH1N1, która, sądząc z podawanych w histerycznym tonie danych, charakteryzuje się wyjątkowo łagodnym przebiegiem, tylko jakiś potworny wirusowy zajzajer. U dzieci objawiał się on gorączką ponad 39 stopni, której przez trzy dni niczym się nie dawało zbić, u mnie i żony choroba przeszła niewiele łagodniej. Przedtem i potem wielokrotnie dowiadywałem się o podobnych objawach u znajomych, ich dzieci i starszych członków rodziny, w przedszkolu łączono grupy, bo w każdej zostało po dwoje, troje dzieci, w przerzedzonych redakcjach trzeba było brać dodatkowe dyżury za chorujących. I co? I nic. Tylko mój pediatra w chwili irytacji pozwolił sobie wyrazić o pani minister Kopacz opinię nie nadającą się do publicznego powtórzenia i powiedział mi, że w szpitalu oblężenie, dzieci od dawna już kładą na korytarzu, a zaraz chyba zaczną robić to warstwami, lekarze padają na twarz, ale ministerstwo nie ogłasza stanu epidemii - choć wskazujące na to liczby zachorowań zostały bardzo mocno przekroczone - bo zgodnie z prawem zobowiązywałoby je to do wyasygnowania dodatkowych funduszy dla personelu medycznego i uruchomienia jakichś tam, nie pamiętam już, procedur, też kosztownych. A pieniędzy nie ma, to raz. A dwa, że obecny rząd w ogóle nie ma w zwyczaju przyznawać się do jakichkolwiek problemów. Ogłoszenie epidemii mogłoby ludzi zdenerwować i pogorszyć notowania premiera. To po co? Ludzie na grypę chorowali co roku od zawsze i chorować będą, grypa, leczona czy nie, przechodzi po paru dniach, kto ma mieć po niej komplikacje i umrzeć, ten widać i bez niej by umarł, a większość po prostu pokaszle, posmarcze, i tyle. Mediom się wytłumaczy, żeby o chorobie nie wspominały, bo to służy Kaczyńskim, a tego przecież nikt nie chce - a tych, którzy by próbowali ludzi niepokoić, opluje się jako "pisowców". To zupełnie inaczej niż na Ukrainie, gdzie wpływowym siłom politycznym panika i histeria były bardzo potrzebne. U nas epidemii grypy nie będzie. Mniejsza zresztą z grypą - gdyby to nawet była dżuma, to też by epidemii nie było. I pozostaje nam się tylko cieszyć, że, przypadkiem, histeria wokół A/H1N1 to chyba rzeczywiście jedna wielka ściema na miarę "zmian klimatycznych", sfabrykowana przez koncerny farmaceutyczne, a owe szczepionki, których pani minister nie chce kupować, prawdopodobnie faktycznie są guzik warte. To nasz fart. Bo gdyby grypa naprawdę była groźna, a szczepionki ratowały życie, to pani minister postępowałaby tak samo. W końcu są rzeczy dla władzy ważniejsze niż zdrowie obywateli. Rafał A. Ziemkiewicz