Akcja Wyborcza Polaków na Litwie uważa się za obrońcę polskiej mniejszości, lecz prezentuje polski nacjonalizm w najgorszym wydaniu. Jej przedstawiciele twierdzą, że bronią się przed nacjonalizmem litewskim. Ale to stały sposób uwiarygodniania się przez nacjonalistów - przedstawianie się w roli obrońców uciskanych i zagrożonych. Specjaliści od nacjonalizmu wyróżniają wprawdzie nacjonalizm ofensywny i defensywny, ale sami nacjonaliści niemal zawsze przedstawiają siebie jako broniących się przed atakami i zagrożeniem ze strony innych. Nawet Hitler twierdził, że chce jedynie bronić naród niemiecki przed zagrożeniem żydowskim. Nacjonaliści litewscy uważają się za obrońców narodu litewskiego przed wynarodowieniem. Niegdyś więc głównymi wrogami byli Polacy, zagrażający polonizacją. Potem Sowieci, którzy - to bezsporne - zagrażali sowietyzacją, a de facto rusyfikacją (choć spełnili marzenie Litwinów, oddając im odebrane Polakom Wilno, by potem zająć całą Litwę). Aby się im przeciwstawić, litewscy nacjonaliści sprzymierzyli się z Hitlerem, jako wzorcowym nacjonalistą, który zrozumie i pozwoli urzeczywistnić ich narodowe aspiracje. Ceną był m.in. zorganizowany udział różnych formacji litewskich w likwidacji tamtejszych Żydów (oczywiście, podobnie jak polscy, nacjonaliści litewscy przygotowali niedawno sejmową uchwałę zaprzeczającą udziałowi własnego narodu w mordowaniu Żydów). Ale postawili na niewłaściwego konia i po klęsce Hitlera trafili na dziesiątki lat w objęcia sowiecko-rosyjskiego niedźwiedzia. Po 1989 r. i odzyskaniu niepodległości znów zaczęli się bronić przed zagrożeniem ze strony mniejszości, zwłaszcza polskiej, recytującej "Litwo, ojczyzno moja!" i rosyjskiej, poczuwającej się do wspólnoty z "ruskim mirem". W praktyce oznaczało to lituanizację. Zwłaszcza, że zamieszkałych na Wileńszczyźnie Polaków uznali za spolonizowanych Litwinów, których trzeba przywrócić narodowej macierzy. Polacy litewscy uznali więc, że muszą się bronić i aby uczynić to skuteczniej, sprzymierzyli się z mniejszością rosyjską, też uważającą się za zmuszoną do obrony. A to oznaczało zaakceptowanie nacjonalizmu rosyjskiego. Gdy więc Putin uznał, że musi bronić (a jakże!) rosyjskiej ludności na Krymie przed ukraińskimi nacjonalistami, szef Akcji Wyborczej Polaków na Litwie pokazał się ze wstążką gieorgijewską, symbolizującą rosyjski militaryzm i imperializm (sam uznał ją za "symbol rycerskości", gdyż pochodzi od kultu św. Jerzego). Bo przecież nie będzie popierał ukraińskiego nacjonalizmu (potępił kijowski Majdan, przypisując jego organizatorom banderowskie inspiracje i skłonności). Pod tym względem, czyli antyukraińskości, polscy nacjonaliści w samej Polsce są radykalniejsi. Antyukraińskie ostrze polskiego nacjonalizmu też jest, oczywiście, tylko obroną przed nacjonalizmem ukraińskim, jeśli nawet nie obecnym (bo ukraińskie zagrożenie to fikcja), to dawnym, a w tej optyce niedawnym (Wołyń etc.). Natomiast aktualnym zagrożeniem, przed którym polscy nacjonaliści chcą bronić polski naród, jest Unia Europejska i "ideologia LGBT" przez nią propagowana. Podobnie jak Putin i inni Rosjanie stający naprzeciw "Gejropy". Tak więc nacjonaliści, nie tylko polscy, potrafią wchodzić w przedziwne sojusze i koligacje.