Stabilna koalicja, solidna sejmowa większość, składająca się z partii wyposzczonych latami opozycji, żadnych populistów i radykałów w rządzie. Gabinet Tuska naprawdę miał całkiem dobre widoki na to, by swymi rządami popchnąć parę spraw do przodu. I nawet, majaczące na horyzoncie, widma prezydenckich wet nie musiałyby mu wiązać rąk i dawać jedynego - obok kryzysu - usprawiedliwienia dla bezczynności i niemierzenia się z wyzwaniami. Tymczasem od dwóch lat (w najbliższy poniedziałek rocznica!) obserwujemy rządzenie, które więcej ma wspólnego z ułańskimi szarżami niż świadomym wprowadzaniem w życie politycznego planu. Miast uświadomić sobie (a i światu), że ten kraj skazany jest na parę trudnych, acz niezbędnych reform, i że trzeba się z nimi w najbliższych latach zmierzyć, mamy odwlekanie, przeczekiwanie konieczności i rzucanie się na to, co podsunie akurat pędząca do przodu rzeczywistość. Krytycy premiera powiedzą, że wszystko to wina tego, że Tusk nie myśli o niczym innym, jak tylko o wyborach prezydenckich. I za wszelką cenę stara się nie dopuścić do tego, by cokolwiek pokrzyżowało mu szyki. Ciężko nie przyznać, że jest w tym trochę racji, ale ja dorzuciłbym kamyczek i do ogródka opozycji, która - co zresztą jest opozycyjnym standardem w naszym kraju - w żadnej z trudnych dla rządzących spraw nie próbuje pójść na współpracę i stworzyć jakiegoś ogólnopolitycznego kompromisu. Debata o emeryturach pomostowych była tego najlepszym przykładem. Stworzony w dużej mierze przez PiS program ich ograniczenia, zaproponowany po paru miesiącach przez Platformę, starł się z fundamentalną krytyką partii Jarosława Kaczyńskiego i wetem jego brata. Polityczna schizofrenia albo cynizm.... Tertium non datur. W najbliższych miesiącach i latach kryzys i nieuchronne procesy demograficzne postawią przed rządami bardzo trudne i bolesne wyzwania. Gołym okiem widać już, że w niektórych sferach dzisiejszy błogostan jest nie do utrzymania. Że nie da się zachować równocześnie obecnej wysokości podatków, poziomu pomocy socjalnej, corocznej waloryzacji rent i emerytur, wysokości składek KRUS-u i wieku emerytalnego. Starzejące się, nie najbogatsze polskie społeczeństwo musi zetrzeć się z - mniej czy bardziej dotkliwymi - reformami. I trzeba zacisnąć zęby, przymknąć oczy na sondaże i ruszyć do przodu. Choćby pomału, choćby mozolnie i bardzo ostrożnie, ale jednak. Na razie większość tego, co trudne, acz niezbędne, grzęźnie gdzieś w zaciszach kancelarii i politycznych gabinetów. Jest odkładane. Z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok. A czas ucieka.... Konrad Piasecki