Co prawda, przed objęciem władzy przez PO hasło uniezależnienia prokuratury od rządu było jednym z najgłośniej przez obecną władzę podnoszonych, a jej medialni kibice po prostu zachłystywali się argumentami, jak bardzo jest to niezbędne dla praworządnego funkcjonowania państwa. Ale to był inny etap, zatem i inna mądrość etapu: rządzili "oni", więc należało robić wszystko, co rząd osłabiało. Teraz rządzimy "my", więc trzeba, aby rząd na absolutnie wszystko rozpościerał kontrolę. Kiedy rządzili "oni", i kiedy starali się objąć swą władzą rozmaite dziedziny życia publicznego, argumentem, jakiego używali, było odbieranie wpływów "układowi". Dlatego zmieniono w ekspresowym tempie ustawę o radiofonii i telewizji, by wyrwać media publiczne z rąk "układu", dlatego wywalono z kluczowego resortu jednego dnia kilkunastu wiceministrów, bo byli z "układu", dlatego mianowano na to czy inne stanowisko niefachowca, bo wszyscy fachowcy byli z "układu". Zamieściliśmy wtedy w "Rzeczpospolitej", pośród innych analiz, taki zwięzły, ale bardzo treściwy artykuł: "Wysokie koszty walki z układem". Do dziś uważam, że była to najlepsze analiza dwuletnich rządów braci Kaczyńskich, zresztą, wbrew ujadaniu platformerskich propagandystów, znacznie bardziej wobec nich krytyczna niż cała razem wzięta twórczość ludzi pokroju Wołka, Kuczyńskiego czy Mazowieckiego juniora, bo merytoryczna. Chciałoby się rzec − było, minęło. Ale właśnie nie minęło. Ten artykuł znowu jest bardzo aktualny, proszę go wyguglać i samemu się przekonać. Różnica jest tylko jedna: nazewnictwo. W ustach polityków PiS argumentem dla budzących wątpliwości działań była walka z układem. W ustach polityków PO jest nim walka z PiS. Ewentualnie jeszcze, tam, gdzie dopatrywanie się spisku PiS byłoby nazbyt już groteskowe, z lobbystami. Źli lobbyści na przykład przetrzymywali w OFE pieniądze obywateli, których rząd potrzebował do załatania deficytu budżetowego, wyciągali pieniądze od rodziców przedszkolaków, organizując maluchom zajęcia dodatkowe, a teraz sabotują rządowy plan, by po tym, jak już każdy uczeń dostał obiecany darmowy laptop, dać mu jeszcze darmowy podręcznik. Ale już w służbie zdrowia widać symbiozę: za kolejki i brak pieniędzy w NFZ odpowiadają oczywiście lobbyści, ale lobbyści owi działają za pośrednictwem PiS. W prokuraturze natomiast problem stanowi to, że - jak to sformułował łaszący się niestrudzenie o uznanie salonów i dopuszczenie sitwy mecenas Giertych - jest "mocno upolityczniona po stronie PiS". Bo postawiła zarzuty byłemu ministrowi Nowakowi (zarzuty duperelne, nieistotne, bo nie z oświadczenia majątkowego go należy rozliczać, ale z prezentów od kolesiów zarabiających miliony na kontrolowanych przez niego przetargach − tu pan premier ma prawdziwych lobbystów, gdyby akurat zebrało mu się z "lobbingiem" powalczyć), odmówiła natomiast postawienia zarzutów Antoniemu Macierewiczowi. No, wiadomo, przecież Andrzej Seremet nominowany został przez Lecha Kaczyńskiego! Żeby takie wywody traktować poważnie, trzeba być zwyczajnie głupim. Seremet, owszem, nominowany został przez ówczesnego prezydenta, ale jako mniejsze zło, bo musiał on wybrać jednego z trzech kandydatów, a dwóch pozostałych było dla niego zupełnie nie do przyjęcia. Proszę przyjrzeć się, co robi prokurator generalny w sprawie tragedii w Smoleńsku. Proszę choćby przeczytać wywiad, który kiedyś, jeszcze dla "Wprost", przeprowadził z nim Andrzej Stankiewicz. Czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach może podejrzewać, że człowiek w jakikolwiek sposób kontrolowany przez Jarosława Kaczyńskiego czy bodaj sympatyzujący z nim prowadziłby w sprawie tak dla lidera opozycji kluczowej tak obstrukcyjne działania? Prokuratura w Polsce jest wciąż, w zasadniczym zrębie, prokuraturą peerelowską, którą przyuczano latami, że pełni rolę usługową wobec MO i SB: co tamci przynosili, prokurator klepał. I na niskim poziomie, gdzie nikt się nie spodziewa rozliczeń, nadal tak prokuratorzy działają - proszę przyjrzeć się choćby sprawom "Starucha" czy "Antykomora". Ale bezpodstawne oskarżenie byłego ministra, który może ministrem stać się znowu... Tu już prokuratorzy wolą być ostrożni, i wcale im się nie dziwię. Nie będę się wdawał w meritum - rzekomą odpowiedzialność Macierewicza za "zniszczenie" kontrwywiadu uważam za równie z d... wziętą, jak "naciski", "zamordowanie Blidy" i inne "zbrodnie" IV RP. Ale rozumiem, jak bardzo zależało władzy, by kolejny propagandowy spektakl z cyklu "rozliczania dusznej atmosfery" urządzić właśnie w trybie prokuratorskim, a nie przed sejmową komisją. Bo przed komisją nie da się zrobić tak, żeby Macierewicz nie miał głosu, a wtedy usłyszą Polacy mnóstwo rzeczy o panu Komorowskim i innych prominentnych platformersach, których władza zdecydowanie nie chce, by usłyszeli. Cóż, siedem lat temu pewnie by się znalazł prokurator, skłonny zaryzykować i nagiąć przepisy. Przy obecnych słupkach i rokowaniach Tuska już takiego zabrakło. Zresztą, śmieszne jest to oburzenie, że prokuratura powołała się na, delikatnie mówiąc, nieprofesjonalny tryb powołania komisji weryfikacyjnej WSI, nie dający jej członkom statusu funkcjonariuszy publicznych. Akurat doskonale wiadomo, kto tę komisję tak właśnie a nie inaczej powołał - macie winnego pod ręką i nie trzeba żadnych prokuratur. Jest to ówczesny minister obrony z PiS, który, tak się składa, aktualnie jest ministrem spraw zagranicznych z PO, bo w porę wymienił przyjaciół. Szef NFZ stawia się ministrowi zdrowia? No to widać jest z PiS albo, jak Balcerowicz, kupiony przez lobbystów. Szef UOKiK utrudnia? Won z pisowcem. A teraz nagle prokuratura nie chce się podporządkować poleceniom rządu? Nie spełnia zapotrzebowania, choć wyraźnie się jej mówi, co ma zrobić? Widać oni też są z układu... tfu, z PiS. I teraz widzicie państwo, dlaczego gdyśmy w "Rzeczpospolitej" drukowali wspomniany wyżej tekst o wysokich kosztach walki z "układem", media tuskowe zapluwały się z nienawiści do nas, wmawiając, jakobyśmy byli "pisowcami". Czy dlatego niby nimi byliśmy, że chwaliliśmy PiS? Czasem, jak było za co, ale przeważnie pisaliśmy krytycznie. Tylko że krytykowaliśmy nie za to, za co tuskolizy. Za sprawy merytoryczne, a nie za niski wzrost, brak konta w banku, "duszną atmosferę", "faszyzowanie" i inne takie brednie. Dlatego, że nie chcieliśmy uczestniczyć w tej obrzydliwej nagonce, jaką TVN, "Wyborcza" i inne organa propagandowe na ówczesny rząd prowadziły, nie przebierając w środkach i zarzutach. A nie chcieliśmy, bo wiedzieliśmy dobrze już wtedy, że straszenie sitwą Kaczyńskiego i możliwością nadużyć w walce z "układem" nie wynikało z tego, żeby obecne tuskolizy nie chciały w Polsce rządów sitwy i nadużywania władzy. Oni tylko chcieli, i chcą nadal, żeby rządziła ich sitwa, i żeby nadużyć dopuszczano się w ich interesie. Dziś, widząc jak gładko popełnia Tusk - pod pozorem walki z "pisowcami" - dokładnie te same grzechy, o które oskarżano Kaczyńskich, i jemu salony biją za nie gromkie brawa i gorliwie zachęcają, nie mam już co do tego najmniejszych wątpliwości. I państwo też nie powinniście ich mieć.