I Kopacz, i Kaczyński, i sekundujący im ważni politycy i publicyści popełniają ten błąd, że z powodu werbalnej przesady mało kto im wierzy (poza tymi, którzy chcą wierzyć). Żałuję tego bardzo, bo sprawa jest jak najbardziej poważna, zasługująca na twardą dyskusję, a nie na teatralne okrzyki. Ustalmy wpierw fakty - wybory samorządowe odbyły się w atmosferze skandalu. Ten skandal był dwojaki. Po pierwsze, nie zadziałał system komputerowy, w wyniku czego na wyniki musieliśmy czekać prawie tydzień. W międzyczasie komisje przerywały swoje prace, karty z oddanymi głosami leżały gdzieś w workach, nikt tego nie pilnował, sam system generował jakieś dziwne komunikaty - np. ogłaszając zwycięzcą wyborów prezydenckich w Szczecinie osobę, która w ogóle w tych wyborach nie startowała... Po drugie, podczas samego głosowania działy się dziwne rzeczy. Otóż, według oficjalnych danych, w wyborach do sejmików wojewódzkich głosów nieważnych padło 18 proc. W skali całego kraju! Już ten wynik, sam w sobie, jest straszny. A pamiętajmy, że statystyka deformuje. Bo rzeczywistość wyglądała tak, że w komisjach w dużych miastach głosów nieważnych było parę procent, czyli norma, a w gminach wiejskich, w małych miastach, liczba takich głosów sięgała 30-40 proc. Do cholery, tylu głupich Polaków nie ma! Jeżeli ktoś pofatygował się do lokalu wyborczego, to raczej po to, by oddać głos. I raczej wiedział, jak to się robi. Więc proszę mi odpowiedzieć, dlaczego w niektórych miejscach liczba głosów nieważnych wynosiła 30-40 proc.? Co było powodem, że głos uznano za nieważny? Czy dopisany był gdzieś dodatkowy krzyżyk? Kto zyskał na tym unieważnieniu? Jaki był skład komisji, w których były głosy nieważne? To wszystko należy sprawdzić! Bo przecież wynik wyborów został zdeformowany. I to nie tak trochę, tylko "żyletką po oczach". I naprawdę trzeba być idiotą, żeby opowiadać, że wszystko było w porządku. Więc nie dziwmy się, że jakaś część ludzi dostała piany na ustach. Bo tych głosów nieważnych to są miliony... Tymczasem jak patrzę na zachowanie pani premier, odnoszę wrażenie, że ona w ogóle tym się nie przejmuje. Ją martwi tylko to, że ktoś się odezwał, ktoś zaprotestował. I woła, że to warchoły, że Kaczyński z Millerem pod rękę rozwalają państwo i demokrację. Sorry, ale to są okrzyki typu łapaj złodzieja! To są jakieś echa dawnej epoki, że ktoś zakłóca ład i porządek, że komuś ustrój się nie podoba, że wichrzyciele i podpalacze, itd. Makabra. I pewnie teraz ktoś mnie zapyta - człowieku, ciskasz się na te wybory, co więc chcesz do Kaczyńskiego, który też się ciska? Otóż problem z Kaczyńskim polega na tym, że on trywializuje sprawę i czyni ją operetkową. Bo tak wyglądają jego sugestie, że za chwilę będziemy Białorusią, i że to rząd wprowadza nam odgórnie taką łże-demokrację...? No, jeżeli się do dość skomplikowanej sprawy podchodzi ze sztachetą, to za chwilę mamy walkę na sztachety i nic z tego nie wynika... Mimo wszystko, sądzę, że skala głosów nieważnych to nie efekt jakiejś odgórnej akcji. Raczej, jeżeli przyjąć, że maczały w tym swoje długopisy różne ludziki, to zdaje się inicjatywa oddolna, ot, takie poprawianie, żeby "nasi" mieli lepszy wynik. A ten lepszy wynik jest nie dla prestiżu, tylko dla konkretnej kasy. Na przykład, sejmik Mazowsza dysponuje rocznymi przychodami w wysokości 2,5 mld zł. Z tego jedną czwartą przeznacza na inwestycje. To jest ten pieniądz, którym można grać. W ten sposób w jednym powiecie remontowane są szkoły, budowane drogi, oczyszczalnie, a w drugim nie ma nic. I w ten sposób mieszkańcom łopatologicznie tłumaczy się tak, jak Putin tłumaczy Ukraińcom, zakręcając im gaz, jaka władza jest fajna, a jaka nie. A teraz policzmy - można mieć pieniądze z urzędu marszałkowskiego, można z różnych ministerstw, można z agencji... Nasze wejście do Unii zaowocowało rozmaitymi możliwościami. To pozwoliło de facto zbudować nową oligarchię, nowy system władzy, nowe układy. One inaczej wyglądają w dużych miastach, inaczej w mniejszych, ale nowy klientelizm wszędzie ma się mocno i wie, o co walczy. I to on w tych wyborach wygrał - czy to legalnie, czy poprzez "poprawianie", o co niektóre komisje podejrzewam. I co z tym zrobić? W najbliższym czasie czeka nas festiwal protestów wyborczych i mam nadzieję, że sądy potraktują je poważnie. Mogą nawet pokusić się o korzystniejszą dla protestujących interpretację aktu wyborczego. Myślę, że nie naruszyłoby jakiegokolwiek poczucia sprawiedliwości, jeśliby powtórzono wybory wszędzie tam, gdzie odsetek głosów nieważnych przekroczył średnią krajową. Warto też wziąć pod lupę komisje wyborcze i lepiej uregulować tryb ich pracy. Ja wiem, że to piski, że goście wybrani w takich trefnych wyborach już moszczą się na stołkach na czteroletnie kadencje i w nosie mają jakichś frajerów, którzy protestują. Adieu, do zobaczenia za cztery lata! Ale warto przynajmniej ich postraszyć. I dobrze tę lekcję zapamiętać. Żeby już nas nigdy nie oszukali. Robert Walenciak