Nie zdołano wprawdzie wyjaśnić, kto stał za porwaniem i za próbą przejęcia rodzinnej firmy Olewników, kto próbuje ich zastraszyć, kto włamał się do ich domu, ani kto podpalił dom ich adwokata. Ale trwa przecież energiczne postępowanie przeciwko ojcu Olewnika, który nie wytrzymał w pewnym momencie i - nie pamiętam już - szarpnął prokuratora za klapy czy stłukł mu popielniczkę z biurka. W każdym razie tryby sprawiedliwości kręcą się raźno i winien tego skandalicznego postępku na pewno zostanie przykładnie ukarany. Że świadkowie koronni popełniają w pilnie strzeżonych celach samobójstwa ze wspomaganiem - stara sprawa. Ale samobójstwo podpułkownik ABW, zaszczutej przez nowe kierownictwo, bo nie chciała dostarczyć "haków" na poprzednie kierownictwo, to coś nowego. Kierownictwo zasadniczo nie zaprzecza, że pod rządami umoczonego na wszelkie sposoby Krzysztofa Bondaryka ABW zajmowała się szukaniem "czegoś" na PiS, ale zaprzecza, jakoby na samobójczynię wywierało jakieś naciski. Poza tym, czytam wyjaśnienia, była to osoba psychicznie chora i brała leki. A skądinąd wiadomo, że zajmowała się finansami służby. Czyli ABW oddała finanse w ręce wariatce, gotowej bez powodu skoczyć na linę. Widocznie wszystkie inne kadry zajęte były szukaniem nadużyć Kaczora i Ziobry. Nic wprawdzie nie znalazły, ale w końcu komisja sejmowa, poświęcona dokładnie temu samemu, też nic nie znalazła. W nagrodę jej przewodniczący został teraz ministrem sprawiedliwości. A poprzedni minister sprawiedliwości wyleciał, chociaż on jedyny znalazł cokolwiek - wprawdzie był to tylko laptop ze scenariuszem Pati Koti na twardym, ale skoro brak lepszych dowodów zbrodni Kaczyńskich, dobra i psu mucha. Przy okazji trudno nie zapytać, co porabia komisja sejmowa do spraw Blidy? Jakoś cichcem o niej zapomniano. O tej drugiej komisji też przypomniałem sobie tylko na okoliczność rzucenia Czumy na nowy odcinek, bo pomimo całej komisyjnej działalności pozostało mu jeszcze trochę z autorytetu i szacunku, jaki sobie zdobył dawnymi czasy. Ale za parę miesięcy, kiedy przyjdzie znaleźć nowy "zderzak", to już chyba będzie Tusk musiał prosić o przyjęcie posady kardynała Dziwisza. Policjantom dla oszczędności zabroniono używać grzałek i kupować papier toaletowy (słusznie, mają służbową prenumeratę gazety, która w każdym numerze sławi rządy miłości i demaskuje niecne knowania opozycji), wojsko nie ma czym płacić za broń - tylko patrzeć, jak przestanie dostawać żołd i jak za Jana Kazimierza zacznie zawiązywać konfederacje, sądy nie płacą za prąd ani za czynsze, bo nie mają z czego. Ale wspomniana gazeta dowodzi dzielnie, że rząd nie ma żadnych problemów z budżetem, a jeśli są, to przez Kaczyńskiego. Widocznie to on zaplanował Tuskowym ministrom wydatki. Ale nie dajmy się zwieść pozorom. Może nie jest idealnie, ale najważniejsze, że udało się uniknąć najgorszego: zagrażających demokracji rządów Kaczyńskich. Marii Peszek już nie jest duszno. Manuela Gretkowska nie boi się, gdy widzi jadący za nią samochód. A Adam Michnik, gdy rano słyszy pukanie do drzwi, jest spokojny, że to tylko mleczarz. Wzrosła pozycja Polski w świecie, niemieckie gazety nie zamieszczają już obelżywych karykatur polskiego premiera. Wróciła normalność, wszyscy możemy swobodnie oddychać. I zupełnie nie wiadomo, przynajmniej Lis z Żakowskim zrozumieć tego nie mogą, dlaczego Tusk pęka, dlaczego "uległ propagandzie PiS" i zdymisjonował Ćwiąkalskiego, zamiast iść równo w zaparte. Więc wraz z innymi prorządowymi publicystami krzyczą chórem: ani kroku w tył! Walić śmiało, wszystko zwalać na Kaczora, media są za wami, sondaże są za wami, wszyscy ludzie rozumni popierają! Tusku, znowu musisz! Rafał Ziemkiewicz