Tusk rządzi dalej. Pytanie tylko… po co?
W czasie obrony swojej parlamentarnej większości w sejmie Donald Tusk zachowywał się całkiem jak sfrustrowany nauczyciel, który ma dość swojej pracy i tych bachorów, z którymi musi się użerać. Postanowił jednak zacisnąć zęby i dociągnąć jakoś do emerytury.

Połóżcie przed sobą czystą kartkę, zamknijcie oczy i spróbujcie sobie wyobrazić wszystkie powody, dla których Donald Tusk powinien pozostać u władzy. A potem je zapiszcie.
Zaręczam, że ćwiczenie skończy się na jednym jedynym argumencie - oczywiście rozbitym na wiele podpunktów i rozwałkowanym na wszystkie możliwe strony. Ten argument to oczywiście niedopuszczenie, by PiS powrócił do rządów w jakiejkolwiek formie. To jest dziś jedyna racja bytu Donalda Tuska w roli szefa całej obecnej koalicji.
Tylko antyPiS-izm
Ale czy nie o to w akcji "Tusk wraca z Brukseli" od początku szło? Czy przez jeden choćby moment było tam coś więcej niż tylko rozpisany na głosy antyPiS-izm? Moim zdaniem nie było. Na żadnym etapie.
A dowodem koronnym jest obecna pustka i niemoc Donalda Tuska. Bo przecież gdyby taki pozytywny plan na Polskę w którymkolwiek momencie istniał, to rządząca dziś większość by go już przecież od dawna wdrażała. I o tym byśmy teraz rozmawiali. A nie o tym, że "ten ten rząd musi się zbudzić ze snu" albo, że "czas wreszcie wziąć się do pracy".
W życiu jest tak, że jak się chce dokądś dotrzeć, to trzeba wiedzieć czym jest to "coś". PiS po roku 2015 wiedział, co chce zrobić i to robił. Podobnie od stycznia postępuje w Ameryce Trump. Jednych to przerażało, innych napełniało nadzieją, ale nikt u Kaczyńskiego czy Trumpa nie mówił "weźmy się wreszcie do roboty!".
Ale "uśmiechnięci" nie wiedzą, dotąd chcą dotrzeć. I dlatego nigdy tam prawdopodobnie nie dojdą. Jeszcze w roku 2023 można się było zasłaniać frazesami czy chciejstwem. Ale dziś - półtora roku później - wszystkie te frazesy wyblakły i poopadały, odsłaniając nagą prawdę.
Gdzie jest przywrócenie mediom publicznym ich ponadpartyjnego jednoczącego charakteru? Przecież nawet w ramach tej koalicji niewielu wierzy, że TVP w likwidacji ten cel realizuje. A profesjonalizacja, merytoryka i apolityczność stanowisk w spółkach i agencjach rządowych? Ciekawa koncepcja, ale chyba nie bardzo wdrażana w życie patrząc (to doniesienia tylko z ostatnich dni) na idące po linii partyjnych znajomości (Lewica) nominacje Centralnym Ośrodku Informatyki czy kontrakty Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej dla krewnych i znajomych królika (z Polski 2050).
A może tym wielkim celem jest wielki powrót Polski do głównego stołu europejskiej polityki? Jeśli tak, to chyba najwyżej w charakterze potakiwacza przyklepującego decyzje Berlina czy Brukseli bez psucia partnerom dobrego samopoczucia. W praktyce bowiem taki na przykład pakt migracyjny po cichutku wchodzi w życie, a jeśli ktoś blokuje polityki klimatyczne to czyni tak "PiS-owski" Trybunał Konstytucyjny. A nie rząd Tuska.
Wotum zaufania
Dobrze było to wszystko widać w Sejmie w czasie głosowania nad wotum zaufania. Zmęczony i rozdrażniony premier ewidentnie najpewniej czuł się w szermierce z posłami opozycji. Pewnie także dlatego, że mógł liczyć na życzliwe wsparcie marszałka Hołowni.
Tusk zachowywał się całkiem jak sfrustrowany nauczyciel, który ma dość i swojej pracy i tych bachorów, z którymi musi się użerać. Postanowił jednak zacisnąć zęby i dociągnąć jakoś do emerytury.
Premier próbował mówić o konkretach, ale wyglądało to bardzo na klasyczną merytorykę symulowaną. Tusk grzązł w detalach. Przypominał późnego Gomułkę, który na zebraniach partyjnych zaczynał czasem czytać rocznik statystyczny, by pokazać bezmiar swoich osiągnięć. Podwładni słuchali do z mieszaniny obowiązku, lojalności i strachu. Z tym Gomułką, co niósł nadzieje w roku 1956 nie miało to już nic wspólnego.
I tak z ręką na sercu, czy jest w Polsce wczorajsze wystąpienie Tuska natchnęło? Posłowie koalicji składali mu rytualny hołd i skandowali "Donald Tusk", ale bądźmy poważni. Wizji tam nie było za grosz.
Premier na serio chwalił się tym, że dzięki jego rządowi udało się rozpocząć procedurę odzyskania 50 tysięcy nienależnych świadczeń 800+. Albo że rusza plakatowo-internetowa akcja zniechęcania potencjalnych migrantów do przyjeżdżania do Polski. Ok, może to i są konkretne rzeczy - ale rzeczy którymi może pochwalić się przed swoimi przełożonymi podsekretarz stanu. A nie najpotężniejszy człowiek w Polsce!
Ktoś z liberalnych publicystów napisał, że Tusk mówił już tylko do Silnych Razem. Ale nawet i to chyba nie. Najsilniejsza z "Silnych" Eliza Michalik nie była ukontentowana. Myślę, że podobnie wszyscy inni od Giertycha i spółki. Dla nich też Tusk jest już coraz bardziej zgraną kartą. Politykiem, który dopuścił, by Pałac Prezydencki pozostał w rękach PiS.
Fakty są takie, że Tusk obronił większość. Wisi ona jednak na strachu, oportunizmie i przekonaniu, że jakoś to będzie. AntyPiS-izm zaś pozostanie pierwszym i jedynym punktem programu uśmiechniętych. Oczywiście obrona wpływów i stanowisk jest jakąś propozycja dla setek, a może i nawet tysięcy osób, których osobisty dobrostan wisi na tym, by trwała Polska Tuska.
Problem polega jednak na tym, że w demokracji wybory wygrywa się z poparciem milionów wyborców. A tu już jakaś inspirującą wizja Polski jest potrzebna jak tlen albo paliwo.
Inaczej się nie pojedzie.
Rafał Woś