Zapowiadało się więc, że PiS będzie grzmiał na rządzących, iż tolerują deprawację młodzieży i jej szprycowanie podejrzanymi chemikaliami, a front popierania Tuska będzie wyszydzał pisowską manię zakazywania wszystkiego, na różne, zorkiestrowane w ogłuszający koncert głosy - od Kuby Powiatowego, zasuwającego różne elo-gadki jak fajne są dopalacze, po najemnych profesorów, którzy by z uśmiechami politowania tłumaczyli, co to jest nowoczesność, że sklepy z legalnymi soft-narkotykami wykończyły wytwórnie amfetaminy i ograniczyły przestępczość zorganizowaną, że już Amerykanie wprowadzając prohibicję, i tak dalej... Aż tu pewnej nocy zebrał się rząd. W nocy - podkreślenie, że było to w nocy, miało swoje pijarowskie znaczenie, podkreśliło pilność całej operacji i jej wagę, tak jak sławna już "powodziowa kurtka", którą przywdziewa premier wizytując katastrofy. Silny człowiek zwołał nocą podwładnych i powiedział: dość, tak dalej być nie może. I jak za dotknięciem magicznej różdżki - wszystko się zmieniło. Najświętszy dotąd argument "tak jest w Europie" z dnia na dzień przestał obowiązywać. Teraz to my wyznaczamy standardy europejskie, my im wskazujemy drogę w walce z dopalaczową zarazą, a Europa patrzy na nas z podziwem i przemierza się do naśladowania. Jak w thrillerze, najpierw sypnęło w mediach informacjami o zatruciach i zgonach "prawdopodobnie po dopalaczach". Przez kilka lat "kolekcjonowały" je tysiące ludzi i nigdy media nie poinformowały, by któryś się pochorował, a teraz, nagle, zaczął się istny pomór. Tylko jednego, pierwszego dnia operacji "prawdopodobnie po zażyciu dopalaczy" umarło dwóch ludzi. O jednym potem można było znaleźć wiadomość (ale kto by się tam wczytywał), że nic z dopalaczami nie miał wspólnego i umarł na serce, o pozostałych wypadkach, czy "prawdopodobnie" się potwierdziło, już nie udało mi się potem znaleźć nic). Popchnięte nocnym premierowskim kopniakiem inspekcje sanitarne rzuciły się od rana zamykać sklepy. Nikt nawet nie próbował udawać, że inspekcja działa sama z siebie, wręcz przeciwnie, chodziło wszak o podkreślenie, że to "premier, premier, premier sam" posłał ją w bój. Nagle okazało się, że i "Europa walczy z dopalaczami". A konkretnie, to jedna z komisji europarlamentu wystosowała do Komisji Europejskiej rezolucję domagającą się, żeby zaczęła walczyć. A jeszcze bardziej konkretnie, to napisał tę rezolucję i przeprowadził przez komisję, czystym przypadkiem akurat właśnie teraz, eurodeputowany PO. Ale kto się tam będzie wczytywał w szczegóły, ważny jest nagłówek, hedlajn. Równie przypadkowo pojawiła się nagle w mediach wstrząsająca narracja o uzależnionej od dopalaczy szesnastolatce... Świat zawirował wokół dopalaczy, rząd jednego dnia napisał ustawę, już następnego dnia klepnął ją parlament. O, nie doceniłem premiera, pisząc na gorąco w pierwszym komentarzu, że to sprawa jak z falą inspekcji przeciwpożarowych po tragedii w Kamieniu Pomorskim (ha, słyszał ktoś o jakimś dalszym ciągu tego wielkiego wzmożenia? Nie pytam już o konkretne efekty) czy ganiania po dach po katastrofie katowickiej hali targowej (jw.). Ale nie, to już nie jest paniczna reakcja władzy na nagłe wydarzenie. To jest operacja starannie przygotowana, nie pozostawiająca miejsca na żaden spontan. Zobaczmy, jak przemyślnie wybrano sam cel, na którym się Tusk może popisać skutecznością. Wiadomo, że nikt nie będzie bronił dopalaczy, że opozycja nie ośmieli się skrytykować, całe społeczeństwo poprze, i nikt nie odważy się zgłaszać jakichkolwiek zastrzeżeń. A jeśli się odważy, to "szczujni dziennikarze" zagęgają go na śmierć. "Car tu wielmożność woli swej okazał". Putin, wszak wielki nasz przyjaciel, przed wyborami poszedł wyrzynać Czeczenów i pokazywać narodowi, jak to nie daje terrorystom zipnąć nawet w kiblu - ale Tusk to nie Putin, a i terrorystów u nas niet. Musiało paść na kogoś innego. I kto raczy pamiętać, że antydopalaczową ustawę złożono, jak to się idiotycznie nazywa, "do laski marszałkowskiej", na ręce obecnego prezydenta Komorowskiego, już ponad dwa lata temu? Wtedy, gdy w Polsce było 20 sklepów, a nie tysiąc z hakiem. Ale wtedy nie było woli. Inspekcje sanitarne, "policje jawne, tajne i dwu-płciowe" spały. Dopiero potężna wola premiera pobudziła je i rzuciła do działania. Nowa ustawa problemu nie rozwiąże, bo on jest nie do rozwiązania, ale stworzy pozór jego rozwiązania - handel dopalaczami wróci do podziemia. Za to natomiast pozostawiając wszystkie praktycznie decyzje do uznania urzędników, od pozwolenia komuś na milionowe zyski, po zgnojenie go milionowymi karami, stworzy fantastyczne wręcz, gigantyczne pola do korupcji. Z jednej strony, sfery rządzące zyskają nowe, potężne źródło dochodu, a z drugiej, od czasu do czasu, jeśli zajdzie pijarowska potrzeba, będzie mógł premier ku zachwytowi medialnych lizusów znowu okazać stanowczość i siłę, walcząc z nią. Co tam się zresztą zastanawiać, co będzie - cokolwiek by było, zostanie otrąbiony wielki sukces. Kto ma zarobić, zarobi, kto ma stracić, straci. O dług publiczny nikt już nie pyta, o "dobre zmiany" też, tym bardziej o zapowiedzi nowego prezydenta, który obiecywał "ukrócić bizancjum", ale je zwiększa, o zapowiadane oszczędności na administracji, które - pisał niedawno "Dziennik" - okazały się zwiększeniem wydatków, o zatrudnianiu licznych nowych urzędników po zapowiedzi ich zwalniania, i w ogóle o nic. Nie ma czasu na takie drobiazgi. Grunt, że premier zwalczył dopalaczową zarazę, a Europa nas podziwia. Jakbym znowu widział - przekleństwo wieku dojrzałego, wszystko człowiek już widział - Jaruzelskiego uganiającego się z "grupami operacyjnymi" po targowiskach, kolegia wydające w trybie doraźnym rujnujące wyroki na spekulantów, wachlarze skonfiskowanych dolarów czy beczki nielegalnego samogonu, pokazywane w "Dzienniku Telewizyjnym". Już mi trudno odróżnić, "Trybuna Ludu" czy "Gazeta Wyborcza", "Tu jedynka" czy TVN-24 albo TOK-FM. Czy to Barański, Tumanowicz i Falska? Nie, to Lis, Żakowski i Olejnik. Ale jacy podobni! I jak zachwyceni, że władza rozwiązuje palące problemy społeczeństwa, bo przecież całe społeczeństwo, jak przysłowiowe jarmużu bełdki, jak kania dżdżu, łaknęło rozprawy z cuchnącym, bandyckim, oślizłym cwaniactwem dopalaczowych baronów. Ale - nie lękajcie się. Gdy my śpimy, On czuwa. Gdy miarka nieprawości się przebierze, wezwie podwładnych na nocną naradę, uderzy pięścią w stół, i wskaże surowym palcem: skończyć mi natychmiast z fałszerzami alkoholu, albo z przemytem, albo z czym tam jeszcze mu jego pijarowcy poradzą. Ileż się musi zmienić, by się nic... Chociaż nie przesadzajmy, coś jednak się w stosunku do tamtych czasów zmieniło. Jak to mówił Kisiel: za Stalina to był przynajmniej kult Jednostki; a teraz jest kult zera. Rafał Ziemkiewicz