Ręce mnie bolały, oczy piekły, ale jakoś nie mogłem się powstrzymać. A najgorsze było to, że przecierane ze zdumienia oczy pokazywały cały czas to samo. Widok Platformy Obywatelskiej, która na sejmowej sali "wykonywała Rejtana" w obronie Małgorzaty Ostrowskiej był zadziwiająco realny. I była to ta sama Platforma, która na swych sztandarach, od momentu powstania, ma wypisane hasło "Ograniczyć (a nawet znieść) immunitet poselski". W Sejmie krążą trzy różne wersje tłumaczeń tego, jak doszło do tej haniebnej wpadki. Nie wiem, która jest prawdziwe. Może w każdej tkwi ziarno prawdy. Przytaczam więc wszystkie. Tłumaczenie pierwsze - "na Mularczyka" - oficjalne Platforma chciała być za odebraniem immunitetu. Ale z przedgłosowaniowych zapowiedzi wynikało, że trzeba będzie decydować równocześnie o odebraniu immunitetu i zezwoleniu na aresztowanie. A aresztowania Ostrowskiej Platforma nie chciała. Dlatego miała wstrzymać się od głosu. Gdy okazało się, że głosowania będą rozdzielne - postanowiono być za odebraniem immunitetu, przeciw aresztowaniu. Tyle że na mównicę wszedł kolega ministra Ziobry - poseł Mularczyk, który tak zdenerwował biedną Platformę, że ta się wściekła, z emocji puściły jej nerwy i zdrowy rozsądek. Wstrzymała się (czyli de facto zagłosowała przeciw) i w jednym, i drugim głosowaniu. Tłumaczenie drugie "na Zdrojewskiego" - wewnątrzklubowe Platforma nie za bardzo wiedziała, co zrobić. Jedni mówili "bądźmy za", drudzy namawiali "wstrzymajmy się". W końcu w biegu podjęto decyzję, by Ostrowskiej nie bronić. I taka rekomendacja znalazła się w pierwotnej wersji tzw. ściągi, którą każdy poseł dostaje przed głosowaniem. Tyle że tuż przed drukowaniem "ściągi" szef klubu Bogdan Zdrojewski - nie wiedzieć czemu - nakazał zmianę rekomendacji. Do ściągi trafiła wersja "wstrzymać się". Tak zagłosowano.