Wielbiciele Jarosława Kaczyńskiego z lubością powtarzają, że ich idol jest kimś, kto skupia na sobie powszechne zainteresowanie i wywołuje największy ferment na polskiej scenie politycznej. Ergo - jest najwybitniejszym aktorem tejże sceny. Czy wniosek wynikający z tego twierdzenia jest słuszny - to pozostawiam osądowi wyborców, ale patrząc na ostatnie wyczyny prezesa z samym twierdzeniem nie sposób się nie zgodzić. Rzeczywiście, każdy wywiad, każda konferencja, każde wystąpienie prezesa PiS natychmiast stają się sensacją dnia. Jego słowa są powtarzane po wielokroć i poddawane licznym analizom, a co smakowitsze cytaty trafiają do języka potocznego. Można by uznać, że taki stan rzeczy jest dla opozycji idealny. Są kraje i są czasy, gdy na opozycję nikt nie zwraca uwagi, gdy jej utyskiwania i postulaty kwitowane są krótkimi wzmiankami, albo wręcz - przemilczane. A u nas - gdzież by tam, dokładnie odwrotnie, opozycja jest medialnym pieszczochem i na co jak na co, ale na brak zainteresowania skarżyć się nie może. I jej szef korzysta z tego pełnymi garściami, kradnąc wszystkim innym show. Nawet gdy skrywa się w coraz bardziej niszowych mediach, nawet gdy wywiady z nim zaczynają się od tak kąśliwych pytań jak "Panie Prezesie, znów popełnił Pan zbrodnię! Salony zaryczały jak ranny łoś...", nawet gdy dotarcie do jego wypowiedzi wymaga męczarni oglądania słabo słyszalnego filmiku, nagranego w tajemniczym pomieszczeniu i przy pomocy trzęsącej się kamery - i tak dziennikarze pokonają te trudy, odcyfrują słowa prezesa i ochoczo poniosą je dalej. Samo to niesienie - trzeba to samokrytycznie przyznać - nie wymaga już większego wysiłku. Jarosław Kaczyński słynący ze zdolności analitycznych, misternych politycznych konstrukcji i zawiłych sformułowań w ostatnich tygodniach stał się ludyczny i "łatwy w obsłudze". Jak wali - to na oślep, jak używa przymiotników - to tych, które nacechowane są najsilniejszymi emocjami, jak próbuje zapanować nad partią - to wyrzucając barwnych i niepokornych, jak oskarża - to o najcięższe zbrodnie, ale nie pomija i tych pomniejszych. Niezwykła umiejętność połączenia w jednym wywiadzie rozważań na temat konstrukcji Tupolewa i sposobu, w jaki powinien się rozpaść, z oskarżeniem polityków Platformy o chamskie "podsiadanie" posłów PiS w sejmowej restauracji sprawiają, że nikt nie przechodzi obok słów prezesa obojętnie. W dawnych siermiężno-komunistycznych czasach na pytanie "czy można budować w jednym kraju socjalizm" padała dowcipno-satyryczna odpowiedź "można, ale kraju szkoda". Gdy dziś w mediach trwa dyskusja o kolejnych, wcale nie zabawnych facecjach prezesa też myślę sobie "...ale kraju szkoda", bo forma i retoryka opozycji przysłaniają wszystkie grzechy, zaniechania i chorobliwą ostrożność rządzących. Gabinet Tuska widząc miotającą się opozycję może spać spokojnie i robić wszystko, by niczym, a już na pewno nie pomysłami reform, nie odwracać uwagi od tego, co dzieje się w PiS-ie. Taka opozycja, skupiona na sobie i tnąca równo z ziemią wszystkie, wybijające się ponad przeciętną, postaci ze swego grona, to skarb, który zapewnić powinien pierwsze w dziejach najnowszych, ponowne zwycięstwo w wyborach parlamentarnych. Konrad Piasecki