Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by zapytać: skoro w pośpiechu wycofywano ich ze stanowisk, to po co ich powoływano? Świadczy to przecież jak najgorzej nawet nie o samych kandydatach, tylko o tych, którzy na nich postawili. Więc cóż się stało? Krótka ławka? Chaos decyzyjny? Bałagan w PiS-ie? Wzajemne podgryzanie? Sądzę, że wszystkie te czynniki razem. I że podobnych przypadków będzie więcej - rzecz bowiem w tym, że system władzy, który stworzył Jarosław Kaczyński będzie takie sytuacje kreował. Że ważne stanowiska dostawać będą ludzie z układu, z różnych rozdań, nie sprawdzeni. I co chwila wpadać będziemy na podobne miny. Otóż, system Kaczyńskiego przypomina system władzy rodem z Polski Ludowej, czy też z innych państw tzw. socjalistycznych, w których rządziła jedna partia. W tym systemie na samej górze jest I sekretarz, a poniżej jest grupa najbliższych współpracowników, rywalizujących ze sobą, z których każdy ma swój kawałek władzy. Władza I sekretarza opiera się więc na dwóch czynnikach. Po pierwsze, na jego osobistej charyzmie, dzięki której góruje nad otoczeniem. A po drugie, na jego umiejętności balansowania między różnymi grupami, różnymi koteriami. Tak mamy w PiS-ie, w którym jest kilka ośrodków, i kilku potencjalnych liderów. I Kaczyński, raz jednych wzmacniając, innym razem osłabiając, utrzymuje się na samej górze, jako ten najważniejszy. A oni walczą między sobą, i o jego przychylność. Każdy z nich widzi się jako jego następca, bo Jarosław, rocznik 1949, ma 67 lat, więc wiadomo - praw biologii nie da się oszukać - że wiele lat rządzić nie będzie. Każdy - czyli kto? W obozie władzy najważniejsi są oczywiście ci, którzy mają "szable", i są od Kaczyńskiego niezależni. To przede wszystkim Tadeusz Rydzyk, postać kluczowa. On zapewnia Kaczyńskiemu wpływy wśród biskupów, no i przede wszystkim poparcie twardego, prawicowego elektoratu. Tego, że nic poważnego na prawo od PiS się nie narodzi. Dlatego będziemy świadkami jeszcze nie jednej nominacji, tak by zadowolić rozgłośnię, i niejednej próby przetransferowania do Torunia milionów z budżetu. Niezależny od Jarosława Kaczyńskiego jest też Antoni Macierewicz. On przyszedł do PiS z własną grupą, ma własnych wyborców. I narzuca ton. Zupełnie nie licząc się ze swoją formalną szefową - premier Beatą Szydło. Ba! Raz po raz stawiając ją w sytuacji bez wyjścia. Bo będzie badał katastrofę smoleńską, i niech cokolwiek w tych badaniach jej się nie spodoba! Ogłosił również, że w Polsce będą stacjonować żołnierze NATO, i że polskie siły zbrojne pomogą w Syrii w walce z ISIS. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że żołnierze NATO będą, ale w ramach "rotacyjnej wymiany". A jeśli chodzi o Syrię, to żołnierzy tam raczej nie poślemy, wspomagać NATO będziemy w inny sposób. Za to bardzo zależny od prezesa PiS jest Zbigniew Ziobro. On swoje stanowisko może stracić w pół godziny. Ale otrzymał właśnie cudowny prezent - na mocy ustawy o prokuraturze będzie nie tylko ministrem sprawiedliwości ale i prokuratorem generalnym. Z gigantyczną władzą - będzie mógł ingerować w każde śledztwo, przenosić je w dowolne miejsce, zwalniać prokuratorów z odpowiedzialności karnej, nawet jak prowadzą nielegalne działania, a jednocześnie będzie dysponował biurem spraw wewnętrznych, które będzie mogło inwigilować każdego prokuratora i sędziego. Jak tę władzę wykorzysta? Czy do zbierania haków na politycznych przeciwników? Jeżeli tak, to w PiS-ie, i obu Kancelariach, Prezydenta i Premiera, powinni zacząć się bać. Jeżeli jesteśmy przy Kancelariach - własną pozycję ma prezydent Andrzej Duda, jego Jarosław Kaczyński nie może przecież odwołać. Ale, jak widać, Duda nie wychyla się. Zna swoją rolę - ma być miłym opakowaniem dla twardego pisizmu. Taki chyba zresztą jest - dość ograniczonym wykonawcą poleceń przełożonego. A dziś jest nim Jarosław Kaczyński. Więc Duda pewnie wie, że niknie w jego cieniu. Ale też wie, że jeżeli dobrze będzie grał swoją rolę, to utrzyma poparcie prezesa i partii. I wejdzie w drugą kadencję swej prezydentury, i wtedy będzie mógł rozpocząć swą grę. A Beata Szydło? Wszyscy to widzieli - gdy w Sejmie chciał z nią porozmawiać prezes, pobiegła do niego, do ław poselskich. Ona - premier RP. Ona wie, że kontroluje tylko niektórych ministrów, wie też że kieruje rządem z łaski Kaczyńskiego, ale też wie, że wcale nie musi być szefem rządu na chwilę. Że może być nim długo, no, może nie tak długo jak Józef Cyrankiewicz, czyli 14 lat, ale wystarczającą ilość czasu. Więc, podobnie jak Andrzej Duda, jest intelektualnie niesamodzielna (tak bezpieczniej), stać ją tylko na powtarzanie tez prezesa. Niesamodzielny jest też Mariusz Błaszczak, szef MSWiA, który chyba nigdy nie powiedział czegokolwiek, co mogłoby nie spodobać się prezesowi. Nudny i wierny. Kieruje dziś, z punktu widzenia PiS, jednym z najważniejszych resortów, kontroluje policję i wojewodów, ma więc wielki wpływ na partyjne struktury. Może je budować, tak jak w latach 70. budował je Edward Babiuch. I teraz - pytanie zasadnicze - kto kogo w tej grupie zagryzie? Kto będzie górą, a kto odpadnie? Osiem lat temu Ziobro pokonał szefa MSWiA. Czy pokona teraz? Co zaważy na sukcesie - umiejętność narzucania tonu, zbierania haków, czy mimikry? Czy Jarosław Kaczyński będzie potrafił skutecznie zarządzać ambicjami swoich diadochów? Nie pozwalając żadnemu wyrosnąć ponad miarę? Czy to utrzyma? Analizując działania PiS lubimy mówić o jakichś grach prezesa, o wojnie z PO, itd. To wszystko będzie na nic, jeśli zapomnimy o jeszcze jednym czynniku - bojach, które toczą się pod dywanem, o to, kto będzie numerem 2, i kto z tej walki zostanie, z poderżniętym gardłem, wyeliminowany. Robert Walenciak