Patrząc na swobodną i niczym nieskrępowaną retorykę Antoniego Macierewicza trudno było oczekiwać innego finału (czy też wstępnego finału, bo - jak rozumiem - komisja Prawa i Sprawiedliwości będzie dalej pracowała nad ostatecznym raportem) działań jego komisji. Polityk PiS w trakcie jej prac ogłosił już co najmniej kilka barwnych hipotez dotyczących przyczyn katastrofy. Była więc teza o zakłóceniu i podłożeniu fałszywych sygnałów nawigacyjnych - tzw "meaconigu", był wyciek paliwa "już na lotnisku w Warszawie", była sztuczna mgła, była bomba próżniowa, była wreszcie - powielona w raporcie hipoteza o awarii samolotu na 15 metrów nad ziemią (czy też poziomem lotniska, bo poseł Macierewicz swobodnie żongluje tymi dwoma określeniami). Jeśli PiS uzna interpretacje Macierewicza za obowiązującą partię wykładnię, to będzie to dla ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego kompromitujące. Głoszenie tez, tak oderwanych od faktów, nie jest oczywiście w polityce czymś niezwykłym i unikatowym, ale w sprawie tak poważnej naprawdę należałoby używać słów i miotać oskarżenia ze znacznie większą wstrzemięźliwości. By nie być gołosłownym, to, choć nie sposób polemizować ze wszystkim co padło podczas niemal czterech godzin prezentacji "białej księgi", nad kilkoma jej tezami warto się pochylić, bo jak w soczewce skupiają one i demonstrują "macierewiczowski" styl działań komisji Teza 1 "Za katastrofę odpowiedzialni są Tusk, Klich, Sikorski, Kopacz, Arabski i Janicki". Rządzący mają oczywiście sporo grzechów na sumieniu. Obciąża ich choćby odpowiedzialność za niekupienie nowych samolotów. Trudno powiedzieć czy boeing albo embraer poradziłyby sobie 10.04 lepiej - ale są eksperci, którzy twierdzą, że tak. Na decydentach spoczywa też odpowiedzialność za stan 36 pułku, wyszkolenie pilotów, organizacje lotu, skład pasażerów... Ale nawet, jeśli uznać, że odpowiedzialność sięga szczebli ministrów i premierów, to bez wątpliwości, niestety, zaniedbania obciążają również nieżyjących. Czyż to nie dowódca wojsk lotniczych odpowiada za szkolenie załóg najważniejszego pułku lotniczego w Polsce? Czyż to nie Kancelaria Prezydenta sporządziła listę gości? Czyż to nie ona najlepiej wiedziała, kto wsiądzie na pokład samolotu? Jeśli szukamy odpowiedzialnych w świecie polityki i w wojsku - to uczciwość wymaga poszukania ich także po drugiej stronie politycznej barykady. Że już nie wspomnę o winie załogi - bo tę także PiS odrzuca. Teza 2 "Zlekceważono informacje o możliwości zamachu terrorystycznego". Rzeczywiście, 9 kwietnia służby NATO informowały sojuszników o podwyższonym zagrożeniu terrorystycznym. Ale dotyczyło ono samolotów pasażerskich lecących z Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki do zachodniej Europy. Twierdzenie, że taka informacja powinna postawić na nogi BOR i zwiększyć ochronę lecącego do Rosji prezydenta, jest absurdem Teza 3 "Samolot został obezwładniony 15 metrów nad ziemią". W raporcie MAK rzeczywiście podano informację o "zaniku zasilania FMS", "zamrożeniu pamięci", które nastąpiło o 10:41:05, na wysokości barometrycznej skorygowanej do poziomu lotniska na wysokości około 15 metrów, prędkości podróżnej 145 węzłów ( ~270 km/h), w punkcie o współrzędnych 54°49,483' szerokości północnej, i 032°161' długości wschodniej.". Wystarczy jednak zobaczyć gdzie się ów punkt znajduje (a to miejsce dzieli od punktu, w którym po katastrofie leżał ogon samolotu zaledwie kilkadziesiąt metrów), by zrozumieć, że związek między zanikiem zasilania, a przyczyną katastrofy jest mocno iluzoryczny Teza 4 "Rosjanie z premedytacją sprowadzili samolot w śmiertelną pułapkę". Oczywiście błędy kontrolerów są bezdyskusyjne. Zarzut "premedytacji" w ich działaniach nijak się jednak nie broni. Gdyby rzeczywiście działali z premedytacją to czy zaniżaliby dane dotyczące widoczności? Czy nie ostrzegaliby przed lądowaniem? Czy mówiliby "warunków do lądowania nie ma". Z nagrań z wieży widać, że kontrolerzy byli zdezorientowani, że nie przestrzegali procedur (zarówno podczas lądowania Tupolewa, jak i Iła), że popełnili błędy w ocenie prawidłowości ścieżki podchodzenia, ale teza, że działali z premedytacją jest moim zdaniem nie do udowodnienia. Teza 5 "Przyczyną katastrofy było obniżenie rangi wizyty". Trudno powiedzieć, w jaki sposób wyższa ranga wizyty podwyższyłaby bezpieczeństwo lądowania. Tego jakoś PiS nie tłumaczy. Nie przypomina też jaka była ranga ostatniej wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. A warto. Bo we wrześniu 2007 roku, podczas rządów Jarosława Kaczyńskiego, prezydent poleciał do Smoleńska z "pielgrzymką". Tamtą wizytę organizowano na chybcika, pospiesznie, sięgając do łamańców dyplomatycznych, by tylko prezydent mógł pojawić się w Katyniu na kilka tygodni przed przyspieszonymi wyborami. Dziś, twierdząc, że to wraży prezydentowi politycy PO odpowiadają za niską rangę wizyty w kwietniu 2010, warto pamiętać, że trzy lata wcześniej, rządzący politycy jego obozu, także pozwolili Lechowi Kaczyńskiemu na podobną wizytę i jakoś nie zastanawiali się czy ranga wizyty będzie miała znaczenie dla jego bezpieczeństwa. Konrad Piasecki