Widać zresztą, że ten wariant wyjścia z sytuacji jest przez PR-owców premiera trenowany, co chwila ktoś zaprzyjaźniony z ekipą Tuska puszcza takie sugestie - że na Kremlu się cieszą, że ten Latkowski to nie wiadomo w czyich jest rękach, ciekawe co robił w Rosji i tak dalej. Więc marzeniem premiera jest, żeby na wątek rosyjski zwekslować sprawę, żeby to była nić główna komentarzy.Piękne marzenie, tylko tak nie będzie. Z wielu powodów. Pierwszy jest taki, że to nie Rosjanie zorganizowali podsłuchową manufakturę. W każdym razie, szansę na to, że stoi za tym ręka Moskwy, uważam za minimalne. Raczej szukałbym w gronie krajowych wrogów Tuska. I oczywiście, złapanie dysponenta taśm (przestępcy, bądź co bądź) na pewno sytuację rządu poprawi, wtedy można krzyczeć - oto głowa zdrajcy! - ale czy diametralnie zmieni? Wątpię. Gdyż, po drugie, te taśmy żyją już własnym życiem. To jest najważniejsze - rozmowy poszły w świat, dewastując wizerunek polityków Platformy, wizerunek rządu. Gdy minister spraw zagranicznych mówi o "robieniu laski", to nie jest to przejaw fantazji i erudycji, ale głębokich ograniczeń, wynikających ze słabej znajomości polszczyzny, nieumiejętności w poprawny sposób wyrażenia własnych myśli. Gdy minister finansów (to nic, że były) mówi o swym niedawnym przełożonym "palant", o ważnej kandydatce do Parlamentu Europejskiego "stara komuszka" i podobne oceny wystawia na lewo i prawo, to przecież sam wychodzi na palanta. Media tzw. głównego nurtu przez lata całe opisywały go jako człowieka, który ma w głowie komputer, skutecznie broniącego naszej gospodarki. I co? Zamiast cyborga mamy zgryźliwego faceta, nerwowo rozglądającego się za dobrze płatną posadą. A jak ocenić okrzyk premiera, że teraz benzyna może być po 7 zł? Albo zabiegi ministra Nowaka, bo "crossowane" są rachunki jego żony? Nie zgadzam się z opinią, że ministrowie nic gorszącego nie powiedzieli, że w zasadzie, używając prostego języka, mówili to, co mówią publicznie, tylko że mniej ładnie, więc tak naprawdę nic się nie stało. Stało się! Spuszczono im spodnie, ot co! I chociaż spacerowanie ze spuszczonymi spodniami nie jest zakazane przez prawo, ale jednak śmiesznie wygląda. Obywatele, którzy głosowali na tych polityków, na tę partię, mają prawo przecierać oczy - głosowali na kogoś poważnego, odpowiedzialnego, a co mają? Gromadę "misiów" (sami tak siebie nazywają), zajmujących się załatwiactwem, rozprowadzaniem, obgadywaniem, plotkowaniem. Z góry patrzących na resztę kraju, wysferzonych, bo - jak wiadomo - naród ze strachu przed PiS-em musi na nich zagłosować. Myślę, że to jest w tych ujawnionych rozmowach najbardziej dla władzy rujnujące. Nie dyskusje Sienkiewicz-Belka o kondycji państwa i zadaniach banku centralnego, bo na tle pozostałych nagrań brzmi to wręcz szlachetnie. Ale te inne rozmowy, o sprawach małych. Bo widać, że prowadzą je mali ludzie. I wyobrażam sobie Tuska, słuchającego tych taśm. Sto na sto! Wznosił oczy ku niebu, wzdychając - Boże, z kim przyszło mi pracować? Wstyd, prawda? Taśmy odarły ludzi Tuska z autorytetu, i z powagi. A rząd pozbawiony powagi, traci swój mandat. Na tym polega istota obecnego kryzysu - ta ekipa straciła swój mandat. Z takiego kryzysu wyjście jest jedno - dymisje. Plan minimum to głęboka rekonstrukcja rządu. Ale nie wymiana jednego no name’a na drugiego, lecz zaproszenie na ministerialne stanowiska ludzi niezależnych, z autorytetem. Myślę zresztą, że i sam premier powinien rozważyć, czy konieczność zachowania powagi państwa nie wymaga od niego złożenia rezygnacji. I - w bliskiej perspektywie - rozpisania przedterminowych wyborów. Pisząc te słowa mam świadomość, że kreślę scenariusz z gatunku political fiction. Że Tusk może zwolni dwóch, trzech wysokich urzędników i będzie wykręcał kota ogonem. W nadziei, że po paru miesiącach sprawa przyschnie. Otóż - nie przyschnie! Będą wyciągane i wałkowane kolejne wątki podsłuchanych rozmów. Głupie wypowiedzi będą przypominane ministrom przy każdej okazji. Będzie atmosfera nieufności. Innymi słowy: Tusk i Platforma stoją przed prostym wyborem - albo w miarę szybko pójdą do wyborów, licząc, że jeszcze coś obronią, albo będą trwać i gnić. Tak jak swego czasu gniły rządy AWS-u, a potem SLD. Albo, albo... Taka jest alternatywa, ale przecież na 90 procent obecny układ dotrwa do końca kadencji. Na wcześniejsze wybory nie zgodzą się posłowie PO z ostatnich rzędów, którzy już wiedzą, że do kolejnego Sejmu się nie dostaną. Za "wariantem trwania" jest też PiS - żeby Platforma trwała i zdychała. Żeby za kilkanaście miesięcy mieć trupa za przeciwnika. To co, Tusk już bez szans? O, nie! Ma jeszcze w zanadrzu ostatni nabój. Patrzę na to, co się dzieje, słucham polityków PIS, dziennikarzy tzw. niepokornych i włosy dęba stają. IV RP wyje, oni w swych sądach i atakach przechodzą wszelkie granice, oni już lewitują, emocje odbierają im poczucie przyzwoitości. Te ich ataki, te pomstowanie, to zapowiedź czasów, do których chcieliby wrócić. Oni w studiach telewizyjnych są jeszcze bardziej obrzydliwi niż Graś czy Sikorski w knajpie. To jest ratunek dla Tuska. Im ci wszyscy rycerze IV RP bardziej będą obrażać go, wrzeszczeć "Rudy do budy!", tym on bardziej będzie piękniał. Tu bym na jego miejscu szukał szansy. Robert Walenciak