Młodszym czytelnikom przypomnę, że UD to była partia Tadeusza Mazowieckiego, w której gdzieś w drugiej linii pojawiał się Bronisław Komorowski. A PC to był pomysł Jarosława Kaczyńskiego, który już wtedy organizował niezadowolonych, żeby rozbijali układy. To wtedy Andrzej Celiński (wówczas wiceprzewodniczący UD) mówił o nich, że to gromada spoconych facetów, pchających się do władzy... W roku 1993 królowało hasło "tak dalej być nie musi". A w roku 1995 autobus "Kwak" no i Inicjatywa 3/4. Ta Inicjatywa to niesłusznie zapomniany fragment polskiej historii, godzien dłuższej analizy. Dowódcą był tam Jan Rokita (wtedy jeszcze - Maria), a wykonawcami grupa zapalczywych, lekko fanatycznych młodzieńców, którzy jeździli za Aleksandrem Kwaśniewskim i starali się zepsuć mu wiece. Efekt ich starań znamy. Mniej znane są natomiast kariery Inicjatorów - doskonale znaleźli się później w państwowych instytucjach, tych jawnych i tych jawnych mniej. Dziś to są panowie z tłuszczykiem, w średnim wieku, nieźle ustawieni, więc i ich zapał do zadym wygasł w sposób naturalny. Rok 1997 to był czas AWS, rok 2000 nieudane plucie na Kwaśniewskiego i jego zwycięstwo w I turze, rok 2001 to sukces Leszka Millera i Dorotki z plakatu (pamiętacie jak się pytała, panie Leszku, jak będzie?). Potem był rok 2005 i podwójne wybory, pamiętane dzięki pani Jaruckiej i lodówce, z której znikało. Rok 2007 to było z kolei pospolite ruszenie przeciwko PiS-owi. Ubiegłoroczne wybory przebiegały w cieniu Smoleńska i przemiany Kaczyńskiego. A tegoroczna kampania? Jak ją będziemy wspominać? Jeszcze za wcześnie, by ją zamykać, zwłaszcza, że dopiero wkracza w decydujące dni. Ale coś mi się widzi, że jednym z jej elementów, który zapamiętamy na dłużej, będzie sojusz kiboli (tych od "Donald matole...) i moherów. To jest rzecz wielka - ukłony dla Jarosława Kaczyńskiego - do jednego wehikułu wsadzić panie od księdza Rydzyka i młodzieńców ze stadionów. Bo na pierwszy rzut oka różni ich wszystko. Chciałbym zresztą zobaczyć moherowe panie na stadionie, w kotle ultras, i bardzo jestem ciekaw jak by się czuły... Lub też kiboli na prawdziwej pielgrzymce, mijających po drodze dobrze zaopatrzone stacje benzynowe... Ale, jeżeli w tym wszystkim głębiej pogrzebiemy, to różnic już jest mniej. Myślę, że obie grupy łączy bezkompromisowy stosunek do rywala. Nasza drużyna - i dla jednych i dla drugich - to rzecz wspaniała. Obca drużyna - to zaraza, to przeciwnik, którego trzeba zniszczyć. Kto chodzi na mecze piłkarskie, ten wie jak to wygląda - kim jest w okrzykach kiboli Legia, Widzew, Wisła i tak dalej... Ale i wyjazd na pielgrzymkę, na spotkanie z modlącymi się toruńskimi rodzinami, ma w sobie nutę przygody. Doświadczyła tego w Częstochowie dziennikarka Polsatu, sam znam kamerzystę, na plecach którego zapalczywa starsza pani połamała parasolkę. Drugą cechą łączącą kiboli i moherów jest godna podziwu dyscyplina. Panie moherowe mają swoich przywódców (wiadomo kogo), kibole również. Panie modlą się za swoich liderów, kibole w obronie swoich przywódców mogą nawet nie chodzić na mecze. I trzecia cecha - wewnętrzne przekonanie, że poznali prawdę. Że wiedzą lepiej. Że tu wszędzie są oszustwa i inne straszne rzeczy, i że naród jest ogólnie ogłupiony, za wyjątkiem tych wybranych, których oświeciło. Przekonanie, że dotyka się absolutnej prawdy to, oczywiście, rodzaj fanatyzmu. A on rodzi myślowe kalki, które klepane są na lewo i prawo. Wychodzą z tego opowieści z innej planety. Że Polska to kondominium niemiecko-rosyjskie, że ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie, że biała flaga, i rozkradanie kraju... I tak dalej... Żeby była jasność - to nic nowego, to są zawołania obecne w polskim życiu publicznym niemal do samego początku III RP. Opowiadał o tym Andrzej Lepper, prezentując w jednej ze swych kampanii bijący dzwon na trwogę. Opowiada o tym ciągle Jarosław Kaczyński - od roku 1990 chce on przyspieszać, rozbijać układy, tropić. Gdy wreszcie dorywa się do władzy - wychodzą z tego żałosne rzeczy. Opisane choćby w depeszach amerykańskiego ambasadora w Warszawie, ujawnionych przez portal Wikileaks. Jak Polska straciła swój status w regionie na skutek nieudolnej i krzykliwej polityki zagranicznej... No dobrze, zapyta ktoś, skoro ta formacja mówi tak często od rzeczy, to dlaczego ma potężne poparcie? Odpowiedź na to pytanie wydaje mi się prosta. Naprzeciwko pań moherowych, kiboli, Anny Fotygi i innych aniołków i funkcjonariuszy Kaczyńskiego stoją panowie w dobrze skrojonych garniturach, którzy opowiadają coś na okrągło swym langue de bois. Oni też wyglądają na zadowolonych z siebie, i przekonanych o swej racji. Telewizja ich rozpieszcza. To jest ten kłopot AD 2011 - że jedni mówią jak nawiedzeni, a drudzy jakby mieli nas za głupków. I że nic innego spoza tej paplaniny nie słychać. Robert Walenciak Nie wiesz, na kogo głosować? Zadaj swoje pytania politykom w przedwyborczej debacie online portalu INTERIA.PL i sprawdź, poglądy której partii najlepiej odpowiadają twoim przekonaniom!