Obywatel ów jest adwokatem, któremu korporacja adwokacka odmówiła prawa otworzenia kancelarii. We Wrocławiu, gdzie chciał on praktykować, przywódcy adwokackiego cechu uznali, że kancelarii jest już wystarczająco i kazali facetowi spadać na prowincję. Uparty adwokat podał swoją zawodową korporację do sądu, przeszedł całą, bodaj 20-letnią związaną z tym drogę przez mękę, uzyskał korzystny dla siebie, prawomocny i ostateczny wyrok Sądu Najwyższego, i na tym się skończyło. Okazało się bowiem, że korporacja adwokatów - ludzi, którzy w teorii strzec mają przestrzegania prawa! - po prostu nie ma zwyczaju podporządkowywać się wyrokom, jeśli są dla niej niekorzystne. Nie tylko w tym jednym wypadku. Po prostu, nasi prawnicy mają prawo i sądy gdzieś! Za to, że nie zdołała zmusić korporacji adwokatów do respektowania wyroku własnego sądu, Rzeczpospolita zapłaci - z naszych podatków. Sitwa, jaka opanowała palestrę, i parę innych prawniczych zawodów, mało się tym przejmie. Podobnych spraw czeka przed Trybunałem sporo, można się spodziewać kolejnych wyroków. Nimi sitwa również się nie przejmie. Tylko jednym się przejęła, kiedy w Sejmie przegłosowano ostatnio ustawę naruszającą interesy sitwy. Ale sitwa liczy na postkomunistyczny Senat i takiegoż prezydenta. Pewnie się nie przeliczy, bo swój swego zrozumie. Prawnicy w demokratycznym kraju to elita społeczeństwa. W Polsce, za sprawą okopanej w korporacjach bandy pogrobowców peerelu, prawnik coraz bardziej przypomina zwykłego, najemnego zbira, wynajmowanego do "załatwienia" wskazanej osoby lub sprawy. Jedyna różnica, że zamiast łomem i spluwą, posługuje się paragrafami. I że kasuje za swe usługi o wiele, wiele więcej pieniędzy. Rafał A. Ziemkiewicz