W robieniu korpokariery przydaje się pewna prosta zasada. Głosi ona, że warto być cywilizowanym dla tych wszystkich, których mijamy idąc w górę. Na pewno bowiem spotkamy ich ponownie, gdy... będziemy spadać w dół. Świata demokracji parlamentarnej dotyczy ta zasada pewnie nawet jeszcze bardziej. Bo łaska wyborców na pstrym koniu jeździ. Dziś my ich, a jutro oni nas. I tak w kółko. Tak to działa. Rozumie to Jacek Żakowski - krew z krwi i kość z kości komentatorskiego antyPiSu - który zaproponował niedawno, by nowa parlamentarna większość miała trochę oleju w głowie i podzieliła się jakąś częścią mediów publicznych z przegranymi październikowych wyborów parlamentarnych. Jeżeli antyPiS tego nie zrobi to - powiada Żakowski - nie tylko przegra moralnie i żadnych mediów publicznych w Polsce nie odbuduje (a na dodatek zachowa się "niedemokratycznie"). "Bo oni (czyli PiSowcy - przyp. red.) zbudują wtedy swoje media prywatne, a te, które my będziemy im oferowali, po prostu odrzucą i będą stali z napisem: 'TVP łże', tak jak państwo stali" - powiada publicysta. Mało tego. Wycięcie w pień wszystkiego, co PiS w mediach publicznych minionych ośmiu lat PiS zaszczepił, będzie też ze strony antyPiSowców fundamentalnym błędem strategicznym. "Wtedy to oni po dojściu do władzy, a to się stanie, zabiorą sobie znowu wszystko" - przestrzega Żakowski. Jak zareagowało na propozycję Żakowskiego jego własne środowisko? No cóż. Najpierw przejechali się po nim walcem. Potem oblali napalmem. A na koniec jeszcze "poprawili z kopyta" (jak śpiewał Kazik Staszewski). Sądząc po niezliczonych miażdżących reakcjach można odnieść wrażenie, że grupa osób rozumujących w kategoriach innych niż zemsta kończy się po stronie antyPiSu na Jacku Żakowskim. Czyli z grubsza w tym samym miejscu, gdzie się zaczyna. To wręcz niesamowite, ale wygląda na to, że medialna i komentatorska otulina PO, TD i Lewicy dyszy żądzą rewanżu na przebrzydłych PiSiorach nie mniej niż najwięksi sejmowi zagończycy tych formacji. A może nawet jest jeszcze bardziej spragniona krwi. Autorytarny duch Silnych Razem wymknął się z internetowej farmy trolli i zainfekował serca i umysły całego środowiska. A wszelkie apele o wstrzemięźliwość, umiar czy choćby chłodną kalkulacje swojego własnego dobrze pojętego interesu trafiają na pozamykane oczy i uszy. "Śmielej, śmielej" - krzyczą do Tuska i innych komentatorzy liberalni - całkiem jak moczarowska czerń krzyczała kiedyś w Sali Kongresowej do Władysława Gomułki gromiącego tzw. syjonistów. "Pachnie marcem" - pozwolę sobie posłużyć się ulubioną frazą środowiska "Gazety Wyborczej". Tylko tym razem to ich własna publicystyka tak woni. A nie posunięcia, tych, których liberalne media tak lubią przez pryzmat roku 68’ opisywać. Czytając albo słuchając niektórych triumfujących antyPiSowców można dziś odnieść wrażenie, że ich formacja polityczna odniosła w wyborach z października absolutnie miażdżące zwycięstwo. Że głosowało na nich jakieś 80 proc. Polek i Polaków. A PiS ledwie się do parlamentu wczołgał z trudem forsując próg wyborczy. Tylko, że to nie jest prawda. Prawda jest taka, że swój sukces zawdzięcza antyPiS - podobnie jak PiSowcy w roku 2015 - szczęśliwemu ułożeniu głosów. To znaczy niespodziewanej klapie Konfederacji i nadspodziewanie dobremu wynikowi Trzeciej Drogi. Kilka procent w tę czy tamtą stronę i mielibyśmy dziś zupełnie inna sytuację. Po drugie. Może nawet ważniejsze. Wygląda na to, że swój październikowy sukces Trzecia Droga zawdzięcza zjawisku ucieczki części wyborców od męczącej polaryzacji. W tym sensie głos na Hołownię i Kosiniaka miał być wsparciem dla równowagi i wołaniem o więcej spokoju. Czy mieli na myśli "spokój" polegający na polowaniu na PiSowców w komisjach śledczych i wycinanie ich ludzi w głosowaniach nad obsadą prezydiów obu izb parlamentu. A "równowaga" to dla nich nowa odsłona pradawnej zasady "teraz k... my" i zaoranie całego ładu medialnego? Nie sądzę. I wreszcie - po trzecie. Zamykanie oczu na 7,5 miliona głosów oddanych na PiS w październiku plus przekonanie, że można zrobić w Polsce cokolwiek bez wzięcia pod uwagę ich interesu pokazuje, iż bardzo wielka koalicja antyPiSowska to nie tylko nie są żadni demokraci. Ale także ludzie, którym skuteczność pomyliła się z samozadowoleniem z posiadania moralnej racji. Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!