Tymczasem po stronie władzy - która szła po zwycięstwo z balladą na ustach o tym, że stawką jest sama demokracja - nie brakuje polityków, którzy nie dostrzegają, że Donald Trump szykuje się do powrotu na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych, Marine Le Pen idzie we Francji po zwycięstwo w eurowyborach, a AfD ma już wyborców we wszystkich grupach społecznych w Niemczech. Nie widzą, że w Polsce opcja zwolenników prostych recept i przeciwników "wyimaginowanej wspólnoty" wciąż trzyma się mocno i właśnie zyskała nowe argumenty. Leniwa kampania Nie chodzi o to, że aktualnie rządzący szybko stracą poparcie i władzę, a opozycja zregeneruje siły i zdobędzie zdolność koalicyjną. Nie chodzi także o to, że nie uda się dokonać rozliczeń czy przeprowadzić znaczących reform w ważnych instytucjach państwa. Jednak w warunkach tak silnej wewnętrznej polaryzacji oraz geopolitycznego napięcia zewnętrznego, które wymusza nadzwyczajną czujność, realizowanie długofalowych projektów politycznych może być trudne, o ile nie niemożliwe. Zwłaszcza jeśli uwierzyło się w fatamorganę nienaruszalnej społecznej siły. Po pierwszej turze wyborów samorządowych widać dość dobrze, że skuteczność na razie nie jest atutem władzy, a los sam podsuwa opozycji tematy, które będzie chciała rozegrać. Widać też, że klasa polityczna zapatrzona jest w jeden punkt w przyszłości, jakim są wybory prezydenckie. W sensie politycznym nic innego już się nie liczy. Eksperci - nawet ci życzliwi ekipie Tuska - wytykają władzy, że nie przyłożyła się do tych wyborów, mimo że sama snuła opowieść o ich niezwykłej wadze. Wyliczają, że kampania była leniwa, Koalicja Obywatelska zajęła drugie miejsce, choć chciała walczyć o pierwsze, żeby chwalić się prestiżowym zwycięstwem, a elektorat został zniechęcony tym, że październikowe obietnice nie zostały zrealizowane w sposób zadowalający dla wyborców, którzy na to czekali. W tym kontekście mówi się o liberalizacji aborcji, składce zdrowotnej, Trybunale Konstytucyjnym, Krajowej Radzie Sądownictwa czy kwocie wolnej od podatku, co chętnie przypomina opozycja, która ciągle może używać argumentu o ledwo tkniętych stu konkretach. Dodatkowo - jak mówiła mi w Tygodniku Interii dr Anna Materska-Sosnowska - błędem była rezygnacja z zerowego podatku VAT na żywność tuż przed wyborami, co pokazuje, że zamiast skutecznej polityki rządzący postanowili zamienić się w technokratów, którzy nie oglądają się na okoliczności. Polityka słodkiej hipokryzji Można oczywiście uprawiać politykę słodkiej hipokryzji, jak w przypadku liberalizacji prawa aborcyjnego. Wszyscy wiedzą, że w tym Sejmie nie ma większości dla efektywnych zmian prawnych, a obecny prezydent żadnych nie poprze, a jednocześnie uważać za sukces sam fakt przesłania projektów do komisji, w której zapewne utkną. Elektorat też jest podzielony, bo choć ogólnie większość Polaków popiera liberalizację prawa aborcyjnego, to jednak znacznie mniej godzi się na aborcję na tzw. życzenie, czyli bez wskazań medycznych czy wymuszonych czynem kryminalnym. Dlatego bardzo prawdopodobne jest to, że każda próba przełamania impasu w tej sprawie będzie używana przez Kaczyńskiego i radykalne skrzydło jego partii do konsolidowania twardego elektoratu i zdobywania punktów wyborczych, a przez bardziej umiarkowane, reprezentowane przez Morawieckiego, do egzekwowania granic kompromisu, którego i tak nie da się dziś osiągnąć. Przyjęty przez Parlament Europejski pakt migracyjny będzie paliwem dla prawicy, choć w Polsce w mniejszym stopniu, ponieważ Tusk w tej sprawie postawił na realną politykę, co wytrąca PiS-owi argumenty z rąk. Różnica polega jednak na tym, że ci, którzy zdobyli władzę, są w zupełnie innej sytuacji od tych, którzy zostali zepchnięci do opozycji. Ci pierwsi będą rozliczani wyłącznie ze sprawczości lub jej braku, ci drudzy nie mają żadnych ograniczeń w prowadzeniu polityki, zwłaszcza że wynik wyborczy uratował ich przed wewnętrzną fermentacją. PiS nie przegrał wyborów samorządowych, może coś ugrać w europejskich i wciąż ma potencjał, by wymyślić nieprzewidywalnego kandydata na prezydenta. Kiedyś wspominałem na tych łamach balladę Młynarskiego "O tych, co się za pewnie poczuli". Znów staje się aktualna. Tym razem dla obozu władzy. Przemysław Szubartowicz