Senatorowie obronili koledze siedzenie właściwie nie siląc się na zachowanie jakichś pozorów - bo co to niby znaczy, że "wniosek prokuratury" jest przedwczesny? Wina Piesiewicza jest oczywista - wciągał i dawał wciągać innym. Może to i głupie prawo, ale prawo, Senat RP sam je takowym uczynił, i dopóki obowiązuje, powinno obowiązywać wszystkich. Ale, oczywiście, senatorowie, jak wszyscy członkowie szeroko pojętego establishmentu, widzą to inaczej. Prawo jest dla frajerów. Jak złapią jakiegoś szczeniaka z dwoma dżointami, to tak, do więzienia go (chyba, że to będzie szczeniak któregoś z czcigodnych Senatorów). Ale traktować jednego z nas, członka władz, jak zwykłego byle kogo? Na to pozwolić nie wolno! Nawet jeśli sam zainteresowany w pierwszej chwili pękł i się przyznał. A przecież Krzysztof Piesiewicz, tak właściwie, nie jest nikim znaczącym. Nie robił (o ile wiem) żadnych interesów z Rysiem czy Zbychem, nic nikomu nie mógł załatwić i jemu nic specjalnego nie załatwiono, nie ma akcji, udziałów, interesu w dopisaniu czegoś do takiej czy innej ustawy. Decyzja, by go bronić nawet kosztem całkowitej kompromitacji, nie wynikła zapewne z kalkulacji, była odruchem, dla zainteresowanych - oczywistym. Czy można się dziwić senatorom? Nie. Solidarność sitw, podział na naszych i onych, na "lepszych" i na plebs to przecież podstawa ustroju III RP. Na dobrą sprawę w tym podziale zakorzenione są wszystkie tutejsze spory, nawet te o historię - przecież Lepsi doskonale od zawsze wiedzieli o "Bolku", ale uważają, że ta wiedza powinna być zastrzeżona dla ludzi odpowiedzialnych, mądrych, bo zwykłe Polactwo potrzebuje nieskazitelnego bohatera, prawda mogłaby mu zaszkodzić. W filmie o Jaruzelskim nie ma ani słowa, które byłoby wątpliwe, żadnego nowego faktu, ani jednego przekłamania - skandalem jest dla Lepszych to, że prawda, którą tylko oni mają prawo wyważać, została przedstawiona językiem przystępnym dla milionów. A czymże jest panująca nam Platforma? Partią polityczną? Bez żartów, nie ma takiej partii, która może swobodnie oferować miejsca u siebie i Krzaklewskiemu, i Cimoszewiczowi, i Mojzesowiczowi. Mamy do czynienia z federacją jednoczącą interesy rozmaitych sitw, od lokalnych klik z małych dolnośląskich miasteczek, po te najpotężniejsze - zjednoczoną przeciwko partii innego typu, neo-sanacyjnej, która postawiła grać na "gniew ludu" i tym samym stała się dla sitw śmiertelnym zagrożeniem. Sitwy się na razie bronią, bo zdołały zaoferować "ludowi" coś lepszego, niż symboliczny odwet na "łże-elitach", który oferowali Kaczyńscy. Sitwy zaproponowały symboliczne dołączenie do owych łże-elit, i to bardzo proste oraz tanie - wystarczy wraz ze wszystkimi "ludźmi na pewnym poziomie" rechotać z dowcipów o "kurduplach" i wielbić Ukochanego Przywódcę, żeby czuć się częścią elity, jednym z Lepszych. To oczywiście fałszywy pieniądz, ale do kupowania frajerów wystarczy. Chwała nam i naszym kolegom, i tak dalej. A to Polska właśnie. Kupą, mości panowie - kolega jest kolega i trzeba go bronić, to i nas, gdyby trzeba, będzie miał kto bronić. Ot, cała politologia masy upadłościowej po peerelu w dwadzieścia lat później. Rafał A. Ziemkiewicz