Siła bez wartości, wartości bez siły
Siła Donalda Trumpa i Władimira Putina nie obsługuje wartości, a wartości (zachodnie, liberalno-demokratyczne, Unia Europejska jako organizacja międzynarodowa strzegąca prawa międzynarodowego) pozostają bez siły.

Zełeński podpadł Trumpowi na dwóch polach. Po pierwsze zamiast zgodzić się na wszystko, czego biznesowe otoczenia prezydenta USA od niego oczekuje, prezydent Ukrainy próbował negocjować umowę mającą dać Trumpowi i paru jego kolegom z globalnych spółek wydobywczych co najmniej połowę ukraińskich surowców strategicznych (z metalami ziem rzadkich na czele) w zamian za coraz bardziej niepewne gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy.
Po drugie ukraińskie drony zaatakowały przepompownię ropy Kropotkinskaja, której udziałowcami wciąż (mimo sankcji) są największe amerykańskie firmy wydobywcze obficie reprezentowane w otoczeniu Trumpa. W dodatku przepompownia znajduje się co prawda w Rosji, ale w znacznej części dostarcza światu ropę wydobywaną w pobliskim Kazachstanie przez te same firmy.
Zełeński zgodził się na ten atak prawdopodobnie dlatego, że rozmowy USA i Rosji na temat podziału Ukrainy rozpoczęły się bez udziału przyszłej ofiary tych rozmów, wysoko nad jej głową, w Rijadzie. Nie wiadomo jednak, czy w tym przypadku nie zagrał czasem "ponad swój potencjał".
Putin dostaje prezenty
Odpowiedź Donalda Trumpa była szybka i na razie werbalna. Trump, który nie nazywa "dyktatorem" Putina, nazwał tak Zełeńskiego, dając do zrozumienia, że jego legitymizacja jako prezydenta Ukrainy jest żadna i nie przeżyje on (co najmniej politycznie) amerykańsko-rosyjskiego porozumienia.
Publiczne ataki Trumpa na Zełeńskiego były jednym z wielu prezentów wręczonych przez prezydenta USA Putinowi już na samym początku negocjacji. Innym takim prezentem jest zgłoszona przez Trumpa publicznie propozycja politycznego i gospodarczego resetu we wzajemnych stosunkach, począwszy od ponownego przyjęcia Rosji do grupy G-7, skończywszy na zapowiedzi szybkiej odbudowy wzajemnych stosunków handlowych.
Takim prezentem dla Putina ze strony Trumpa było też jednoznaczne stwierdzenie, że Ukraina w rozstrzygającej części rozmów nie będzie reprezentowana, a Europa (Unia Europejska) do tych negocjacji nie będzie dopuszczona wcale.
Władimir Putin nie mógł się powstrzymać przed pokazaniem, że jako dojrzały człowiek służb jest bardziej profesjonalny od wiecznie niedojrzałego nowojorskiego dekadenta. Nie kryjąc wesołości, stwierdził, że "nikt nie wyklucza Ukrainy z procesu pokojowego" i nawet Europa powinna mieć w negocjacjach swój udział.
Polskie karpie cieszą się na globalną Wigilię
Coraz więcej Polaków (z poziomu "elit" i z poziomu "ludu") z upadku Ukrainy się cieszy. Coraz więcej staje się "antybanderowcami". A faktyczni polityczni realiści zaczynają się zastanawiać, w czyjej strefie wpływu Polska będzie za jakieś dwa lata. I jakie to powinno mieć konsekwencje dla ich własnych deklaracji i działań. I to począwszy od dziś.
Z antyukraińskiego zwrotu Trumpa cieszy się zarówno antyliberalna i antyzachodnia część polskiej prawicy (Paweł Lisicki, Wojciech Cejrowski, Andrzej Nowak, Karol Nawrocki...) jak też najbardziej antyliberalna i realnie proputinowska część polskiej lewicy (pomiędzy środowiskiem "Le Monde International" a Pawłem Mościckim). Radykalna lewica ma nareszcie taki Zachód, jaki sobie wymarzyła, odarty z hipokryzji, podzielony i skłócony wewnętrznie, a przez to być może po raz pierwszy bezsilny wobec Globalnego Południa.
Nie cała polska prawica jest wobec Trumpa tak entuzjastyczna. Dzięki programom, jakie mam zaszczyt współtworzyć w Polsacie, wysłuchuję głosów bardziej rozsądnych i bardziej ostrożnych. Jednak te głosy milkną, kiedy ruszają kamery. Wówczas na każde pytanie o Trumpa odpowiedź brzmi: "wszystkiemu winna jest Merkel, wszystkiemu winna jest Unia, wszystkiemu winny jest Tusk na sopockim molo w 2009". Taki mamy klimat.
Oficjalnie bowiem zwycięstwo Trumpa wciąż jest (w oficjalnym przekazie dnia, tygodnia, miesiąca) zwycięstwem globalnej prawicy, a PiS się za część tego zwycięstwa uważa. Jednak bez wzajemności ze strony globalnego alt-rightu. Algorytmy Muska i rosyjskich trolli, które w Niemczech wspierają AfD, w Polsce przerzuciły się na Konfederację. Zewnętrzni zleceniodawcy wciąż uważają (tak jak profesor Andrzej Nowak czy redaktor Paweł Lisicki - oni oczywiście w logice czysto suwerennej) Jarosława Kaczyńskiego, Mateusza Morawieckiego, Mariusza Błaszczaka... za zbyt prozachodnich.
Unia wciąż bez siły
Unia musiałaby odpowiedzieć na politykę Trumpa własną polityką, o wektorze mającym przeciwny zwrot i porównywalną siłę. Wciąż tej siły nie ma. Jeszcze przez kilka dni (albo o wiele dłużej, w zależności od wyniku) będzie sparaliżowana przez wybory parlamentarne w Niemczech. Jeszcze przez parę miesięcy będzie sparaliżowana przez wybory prezydenckie w Polsce.
W obu krajach narastają nastroje antyukraińskie oraz lęk przed Rosją. W tej sytuacji każdy mainstreamowy polityk przekreśliłby swoje szanse na wyborczy sukces, mówiąc o wysłaniu żołnierzy na Ukrainę, do ewentualnych sił pokojowych po ewentualnym rozejmie. Tusk nie może tego zrobić Trzaskowskiemu, Kaczyński (w sprawie Ukrainy także polityk mainstreamowy) nie może tego zrobić Nawrockiemu. Prezydentura jest dla nich obu kwestią politycznego życia i śmierci. Można mieć nadzieję, że inaczej będą się zachowywać po wyborach, ale pewności także żadnej nie ma.
Jak na razie poza Keirem Starmerem (Wielka Brytania nawet nie jest w Unii, ale jej premier ma taki luksus, że wybory są tam dopiero za trzy lata) z ogromnym entuzjazmem wysłanie swoich żołnierzy do korpusu pokojowego na Ukrainie zapowiedział prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko. W tym jednak przypadku byłby to korpus pokojowy, w którego skład - poza "niosącą Ukrainie pokój" armią rosyjską - wchodziliby (oprócz żołnierzy białoruskich) żołnierze Korei Północnej.
Skoro jednak Unię potrafią sparaliżować wybory w Niemczech i wybory w Polsce, a w 27 państwach członkowskich Unii zawsze są jakieś wybory, geopolityczny pejzaż wygląda wciąż tak samo. Siła Trumpa i Putina nie obsługuje wartości, a wartości (zachodnie, liberalno-demokratyczne, Unia Europejska jako organizacja międzynarodowa strzegąca prawa międzynarodowego) pozostają bez siły.
Cezary Michalski