To przykra lektura. 751 stron, które dowieść mają tego, że żywot człowieka, który był dla mnie kiedyś żywą legendą, daleki było od krystalicznej przejrzystości. Gdy wczoraj w nocy kończyłem jej lekturę, czułem się mocno pognębiony. Bo choć wiele, mało chwalebnych faktów z życia Lecha Wałęsy, było znane wcześniej, to zebranie ich w jednym miejscu tworzy przygnębiający obraz. Czy Lech Wałęsa był Bolkiem? Para Cenckiewicz - Gontarczyk nie znalazła na to absolutnie jednoznacznego i stuprocentowego dowodu. W tej książce nie ma własnoręcznie napisanego raportu, nie ma pokwitowania odbioru pieniędzy które - na podstawie analiz kryminalistycznych i grafologicznych - pozwoliłyby postawić znak równości między nazwiskiem Wałęsy a TW "Bolek". Tyle, że to co jest - jest mocne. Ten margines niepewności, procent szansy, że autorzy się mylą jest bardzo, bardzo niewielki. Nawet przy dużej sympatii dla Wałęsy, ziarno wątpliwości zasiane przez autorów, jest zbyt poważne, by można było przejść nad tym co piszą, do porządku dziennego. To atut tej książki. Ale są i słabości. Co by nie mówić, z tej publikacji wyziera to, że historycy - jeśli pojawiają się jakiekolwiek znaki zapytania, fakty nie pasujące do ich tezy - rozstrzygają je na niekorzyść oskarżonego. Jeśli jakiś zaangażowany w operację produkcji fałszywek SB-ek pisze w 82 roku, że współpracę Wałęsy należy przedłużyć o 10 lat - to twierdzą, że to zwykły błąd, choć równie dobrze, mógłby być to dowód na to że Wałęsa nie współpracował do 76, a co najwyżej 72 roku - a to z kolei podważałoby tezę, że był Bolkiem. Podobnie jest z faktami z lat 80. Cenckiewicz i Gontarczyk skupiają się wyłącznie na zagadkach, dotyczących kontaktów Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa, pomijając wyniosłym milczeniem, wszystko to co czyniło z niego w tych latach charyzmatycznego przywódcę podziemnej Solidarności. A lata 90 - oprócz ponurych opisów "czyszczenia" teczek - to już - w dużej mierze - pro-lustracyjna publicystyka, ze zdaniami utyskującymi na to, że zwolennicy ścigania agentów "stali się obiektem zmasowanej kampanii propagandowej, której ton nadawali postkomuniści i politycy UD". Ta książka musiała się wreszcie pojawić. Odsądzanie jej autorów od czci i wiary, to zajęcie jałowe. To, że ktoś, kiedyś, rzuci światło na epizod Bolka było oczywiste, a inni - mniej kontrowersyjni - historycy jakoś się nie palili do przegrzebywania akurat tych teczek. Skoro zdobyto się na odwagę stworzenia i opublikowania tej książki, to lepiej zmierzyć się z tym co jest w niej zawarte i - jeśli są - pokazać świadectwa tego, że autorzy się mylą. Warto byłoby też usłyszeć głos człowieka, który - jestem o tym przekonany - wie jaka jest prawda o Lechu Wałęsie. Myślę o Bogdanie Borusewiczu, który był świadkiem tego jak rodził się politycznie późniejszy przywódca Solidarności, pozostawał też przez lata w kontakcie z "odwróconym" oficerem SB - Adamem Hodyszem. Uporczywe milczenie dzisiejszego marszałka Senatu w tej sprawie daje do myślenia i niepokoi. Dobrze byłoby, by wszyscy - na czele z samym Wałęsą - powiedzieli kiedyś, jak to naprawdę z Bolkiem i jego teczkami było. To, że były prezydent jest w tej sprawie skrajnie niekonsekwentny, jest czytelne, nawet dla średnio zorientowanych. Jednak nawet widząc to i snując podejrzenia co do jego przeszłości, mam poczucie, że jakakolwiek by ta prawda o początku lat 70 i Lechu Wałęsie nie była, to odzieranie go ze wszystkich zasług i zadeptywanie jego przeszłości, byłoby nie tylko, że niegodziwością, ale i historyczną niesprawiedliwością.