To jasne, kogokolwiek PiS by zgłosił, wiodące media uznają te kandydaturę za złą, do tego już chyba przywykliśmy. Ale przyjrzyjmy się argumentacji. Dorobku naukowego doktora Kochanowskiego podważyć nie sposób. Nie można mu zarzucić braku kompetencji ani zbagatelizować działalności niezależnego (bynajmniej nie "zbliżonego do PiS", jak uparcie twierdzą niektórzy) instytutu badań nad prawem, jakim stała się kierowana przez niego fundacja "Ius et Lex". Niezręcznie też byłoby nagłaśniać propagandowo to, co naprawdę najbardziej ma Kochanowskiemu za złe tzw. środowisko - jego działania wymierzone w interesy korporacji, które w postkomunistycznej Polsce stały się centrami moralnej degrengolady prawniczych zawodów. Głównym więc argumentem przeciwko Kochanowskiemu ma być to, że jest on zwolennikiem zaostrzenia prawa karnego, w tym również przywrócenia kary śmierci za szczególnie ciężkie zbrodnie. Wynika z takiego postawienia sprawy, że Rzecznik Praw Obywatelskich ma być, zdaniem większości mediów, jakimś oberadwokatem - stroną w wojnie pomiędzy przestępczością a światem normalnych, przestrzegających prawa obywateli. Rzecznikiem nie wszystkich Polaków, ale tych, którzy weszli w konflikt z prawem. Cokolwiek zrobili, rzecznik ma być po ich stronie, starać się dla nich o łagodniejsze traktowanie, mniejsze kary, więcej przepustek itp. A wszystko to w imię humanitaryzmu i abolicjonizmu. Porządny obywatel, jak się zdaje, nie ma prawa do ochrony swego życia, mienia i zdrowia, nie ma prawa czuć się bezpiecznie, a w każdym razie prawo takie nie powinno stanowić troski "ombundsmana". On ma być, po prostu, Rzecznikiem Praw Przestępcy. Na taki idiotyzm, starannie ukrywany, ale leżący u postaw medialnej krytyki Kochanowskiego, nikt uczciwy ani rozsądny zgodzić się nie może. Bandyci mają u nas wystarczająco wielu rzeczników swych interesów, pełne są takowych redakcje oraz salony, i naprawdę nie trzeba ich już więcej. Rafał A. Ziemkiewicz