Wszyscy rozsądni ludzie wiedzą przecież, o co biega i co tak naprawdę jest ważne. No, odstrzeli się Nowaka i może jeszcze paru, co się okazali za miętcy, ale ekipa ma się dobrze. A dla frajerów są zdawkowe przeprosiny "za styl" i chór najemnych propagandystów oraz tzw. autorytetów, powtarzających wyprodukowaną przez pijarowskie sztaby bajkę o ataku na rząd grupy przestępców i ruskich agentów. Bajka ma, trzeba przyznać, swoje słabości. Pierwsza: jest w oczywisty sposób sprzeczna z tym, co mamy na taśmach. Prezes Belka z ministrem Sienkiewiczem nie "troszczą się o państwo", jak wmawiają medialne lizusy, nie naradzają się nad tym, jak odsunąć widmo kryzysu budżetowego. Naradzają się, co i w zamian za co może prezes NBP zrobić dla PO, aby odsunąć od niej widmo wyborczej przegranej. A gotów jest zrobić dużo - wykupić rządowe obligacje, czego mu surowo zabrania konstytucja, poprzez rynek wtórny i pośrednictwo BGK, dosypać do prywatnych banków na 8-10 miesięcy przed wyborami pieniędzy, aby poluzowały politykę kredytową i wzmogły konsumpcję - czego mu z kolei surowo zabrania prawo unijne, którego złamanie, jeśli się wyda, może ściągnąć na Polskę bolesne konsekwencje... Jeśli dodamy do tego wiedzę z innych rozmów - wymuszanie przez premiera na prezesie Orlenu wyborczej ceny benzyny, "ściąganie" przez Jurka Owsiaka "trzydziestu baniek" od spółek skarbu państwa na przedwyborcze igrzyska etc. - to można podsumować najkrócej wszystkie te pogaduszki jako spiskowanie przeciwko demokracji. Słychać, że choć po gardłodziurki nażarci na koszt podatnika frykasami i opici winem po cztery stówy za butelkę, choć odstawieni w Bossy i Zegny, wożący się limuzynami i mieszkający w apartamentach, choć mający całe państwo na swe posyłki, włącznie ze służbą dyplomatyczną stająca na głowie, żeby dostarczać im najlepsze możliwe cygara - ci ludzie mają jedną straszną troskę, jeden wielki strach: żeby ich tylko nie odstawiono od żłobu. Żeby "te oszołomy" nie wygrały wyborów, bo gdyby Partia "przepier..." głosowanie, gdyby tamci wygrali, to "zrobią kipisz" i powsadzają panów ministrów i prezesów tam, gdzie też wprawdzie karmią na koszt podatnika, ale nie ośmiorniczkami. Już sami panowie prezesi i ministrowie najlepiej wiedzą, że jest za co. I dla oddalenia tej przerażającej wizji, w której "oszołomy" mają 43 procent nie tylko w CBOS, ale i przy wyborczych urnach, rządząca banda gotowa jest zrobić wszystko, dopuścić się każdego świństwa, każdego nadużycia. To jest na taśmach - wulgarne słownictwo, będące zdaniem premiera jedynym powodem do przeprosin, to tylko zewnętrzny przejaw prymitywnej, dresiarskiej elity władzy, mającej na swe usługi chóry sprzedajnych intelektualistów, artystów i innych autorytetów. Znaczący. Nie przypadkiem mówili Francuzi, że "styl to człowiek". Ale mniejsza o formę elitarnych rozmówek, skupmy się na ich treści, od której uparcie jest odwracana nasza uwaga. Czy to, co jest na taśmach, jest decydujące? Niekoniecznie. Każdy może kupić "Wprost" ze stenogramami albo wejść do internetu i osobiście odsłuchać taśmy. Ile osób jednak skorzysta z tej możliwości? Powiedzmy, że gazetę kupi 200 tysięcy - rekord rekordów. Powiedzmy, że przeczyta nawet dwa razy tyle. I że jeszcze ze 100 tysięcy - nieprawdopodobne, ale załóżmy - zada sobie trud osobistego odsłuchiwania wielogodzinnych ministerialno-prezesowskich bełkotów na stronie internetowej... To razem da nam pół miliona zorientowanych. Co to jest pół miliona ludzi w wyborach? Przy przeciętnej frekwencji nie dość nawet do przekroczenia progu i znalezienia się w Sejmie. Przeciętna frekwencja to 12-14 milionów głosujących. Cała ta reszta, której głosy zadecydują - do dalszego rządzenia PO, PSL i SLD muszą ich zebrać jakieś sześć, siedem milionów - wie tyle, ule usłyszy w telewizji. A wszystkie, poza jedną, telewizje i prawie wszystkie radia tą czy inną metodą rząd kontroluje. Dlatego dziś przewala się przez nie korowód kłamców i lizusów łżących tak bezczelnie, jak tego nie widzieliśmy od czasów stanu wojennego. Czy ci ludzie, może ktoś zapytać, nie zdają sobie sprawy z własnej śmieszności, z rozmiarów swej hipokryzji? Czy nie pamiętają, że wysławiali kiedyś odwagę i dziennikarską niezależność Morozowskiego i Sekielskiego, że laudowali ich i nagradzali za "ujawnienie kulis władzy", obnażenie jej "niemoralnych sekretów" - a teraz tupią i ryczą na Nisztora, domagając się jego aresztowania? Czy nie pamiętają, że sekundowali PO w nieudolnych próbach skompromitowania PiS sensacjami pani Gronkiewicz Waltz o zaproszeniu przez Lecha Kaczyńskiego jakiejś oficjalnej delegacji do restauracji na koszt miasta? Że z powagą przyjmowali rewelacje pani Pitery o kupieniu przez pisowca dorsza za 8,50 ze służbowej karty? A teraz nic im nie przeszkadza, że jaśnie państwo z PO wydaje ze służbowych funduszy po tysiąc, dwa tysiące na luksusowe obiadki, na których - jak zapewniają - toczą się rozmowy całkowicie prywatne? A skoro prywatne, to ich podsłuchanie było, powtarzają obłudne chóry, przestępstwem - choć nikt nie zająknął się o przestępstwie, gdy cały rządowy agit-prop brechtał się z podsłuchanego Hoffmana czy Kaczmarka? Albo kto pamięta, jakimż to niby deliktem konstytucyjnym dla Trybunału Stanu miał być fakt, że Ziobro, wówczas minister sprawiedliwości, "nielegalnie" poinformował o toczącym się postępowaniu swojego premiera, Kaczyńskiego? A oto mamy taśmę, na której minister Sikorski kłapie dziobem o rzeczach będących formalnie ścisłą tajemnicą - np. o operacji Zen - w prywatnej pono rozmowie z byłym ministrem finansów. Za ten jeden passus powinien zostać Sikorski natychmiast pozbawiony jeśli nie urzędu, to na pewno niezbędnego do jego utrzymania certyfikatu dostępu do informacji niejawnych. I co? Czy te wszystkie załgane autorytety z TVN, TOK FM i wspierających je gazet nie zdają sobie sprawy, że demonstracyjnie prezentują w najczystszej formie mentalność Kalego - jak kto zabrać krowy mnie, to złodziej, jak ja ukradnę, to brawo dla mnie? Zdają sobie sprawę, ale "bój to jest ich ostatni". Nie ma żadnych skrupułów, żadnych norm, kiedy w oczy zagląda strach, że straszny Kaczyński, a teraz jeszcze równie albo i bardziej straszny Korwin zdobędą władzę i "zrobią tu kipisz". Nie ma w takiej sytuacji kłamstwa ani bzdury, których oddani Partii redaktorzy, profesorowie i celebryci nie wygłoszą publicznie z oddaniem i zapałem. I to jest druga słabość propagandowej narracji, bo nie dość, że sprzeczna z tym, co jest na taśmach, i co każdy może, jeśli chce, odsłuchać, to jeszcze na dodatek jest zwyczajnie głupia i nielogiczna. Oto płodzi pan premier wizję jakiegoś wielkiego spisku, wskazując niedwuznacznie na Putina i FSB, na gazowe i węglowe interesy, sufluje chórom swych propagandystów frazy o ataku na rząd zorganizowanych przestępców - a cały ten spisek okazuje się dziełem paru chcących sobie dorobić do napiwków kelnerów. I biznesmena, który do ostatniej chwili był przez PO pieszczony, zapraszany, dawał jej działaczom zarobić, a oni mu powierzali strategiczne dla państwa kontrakty, choć był jakoby ruskim agentem. Jeśli do zamachu stanu wystarczy kelner z dyktafonem, jeśli agent Putina jest z woli tego rządu jednym z głównych rozgrywających w energetyce, to nie trzeba już żadnych taśm. To za doprowadzenie państwa do takiego stanu Tusk i jego sitwa powinni zostać postawieni przed Trybunał i posadzeni z długoletnimi wyrokami na podstawie tylko tego, co głoszą teraz oni sami i ich propagandyści. Ale, na szczęście, nic się nie stało. Władza przegłosowała większością głosów, że nadal sobie ufa. Ekipa zostaje i niczego się, póki co, nie obawia. Polska może gnić dalej. Tylko smród tego gnicia narasta coraz bardziej, ale, w końcu, jak kto nie chce chodzić z zatkanym nosem, to może wyjechać.