Coroczne dokumentacje fotograficzne i filmowe, licznie i ochoczo zamieszczane w internecie przez urlopowiczów z ich wakacyjnych wojaży, nie pozostawiają złudzeń: na plażach nie ma gdzie rozłożyć własnego koca, na górskich szlakach trzeba się przepychać, a w atrakcyjnych turystycznie miastach trudno się przecisnąć w zabytkowych uliczkach. O kolejce chętnych do wejścia na szczyt Giewontu wiadomo od dawna, ostatnio pokazały się obrazki z równie długiej na Mount Everest. Wenecja, Dubrownik, Barcelona i coraz więcej innych miast usiłuje ograniczyć napływ przybyszy, na najatrakcyjniejszych plażach czy w parkach narodowych limituje się lub wręcz eliminuje wstęp. Wielkich statków wycieczkowych próbują nie wpuszczać do niektórych portów. Pojawiają się oskarżenia o szkody wyrządzane środowisku przez samoloty, masowo rozwożące ludzi po różnych miejscach, uchodzących za warte obejrzenia lub wypoczynkowego pobytu. W Polsce odżywają narzekania, że beneficjenci programu 500+ ruszyli plażować, a ponieważ nie znają zasad kulturalnego wypoczynku, więc załatwiają się na wydmach. W rodzimych nadmorskich i górskich kurortach ścisk, gwar i harmider większy niż w centrach największych miast podczas godzin komunikacyjnego szczytu. Masowa turystyka i masowy wypoczynek ujawniają cechy wszelkich zjawisk i procesów społeczno-kulturowych, które ulegają umasowieniu. W ich przypadku oznacza to wręcz podważenie ich sensu. Czy da się wypocząć w tłumie? Czy można zwiedzać w ścisku? Czy możliwe jest podziwianie gdy trzeba się przepychać? Niegdyś mówiono, że podróże kształcą. Obecnie raczej męczą i niszczą. Męczą podróżujących (nie tylko pociągiem "Gwarek") na coraz dłuższych trasach, a niszczą docelowe miejsca ich coraz dalszych podróży. Zadeptane, zaśmiecone, zatłoczone, zabrudzone tracą walory, jakimi wabiły tych, którzy je swoim masowym pobytem tych walorów pozbawiają. Coraz częściej mówi się, że masowa turystyka niszczy świat, którego zwiedzanie, poznanie i podziwianie miała umożliwić czy ułatwić. A masowe podróże po świecie i poznawanie jego różnych, coraz bardziej egzotycznych, zakątków nie uczyniły Polaków bynajmniej bardziej otwartymi i kosmopolitycznymi, lecz przeciwnie: im więcej i dalej podróżują, tym bardziej zamykają się i zasklepiają w swoim grajdole i zaścianku, do którego ze swoich coraz dalszych podróży wracają.