Rozmawiajmy w kampanii o składce zdrowotnej. Ale walczmy na argumenty, a nie demagogiczne hasła
Prezydent zawetował obniżkę składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Strona rządowa mówi, że Andrzej Duda przeszkadza i… tyle. Rafał Trzaskowski sugerował, że utrata pięciu miliardów przez NFZ to problem do łatwego załatwienia. Czy rzeczywiście?

Kampania zmienia się na ostatniej prostej w serial pod tytułem: "Czy jeden z kandydatów, Karol Nawrocki, bohater 'afery kawalerkowej', jest czy nie jest dobrym człowiekiem". Przy czym podejmując ten temat, politycy obecnej koalicji mieli nadzieję nie tylko na utrącenie swojego konkurenta, ale na definitywne zajęcie nim Polaków. I w dużej mierze się udało. Także prawicowe media odnoszą się do niego od rana do wieczora.
Jednym z niewielu wątków, który nie dotyczy tej sprawy, ba, który można by uznać za merytoryczny, jest kwestia obniżenia składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Mówi się o nim od tygodni. Ale to tylko z powodu kalendarza. W apogeum kampanii odchodzący prezydent Andrzej Duda zawetował ustawę, która taką obniżkę przewidywała.
Lewica ogłosiła, że weto to jej sukces. Do prezydenta chodzili w tej sprawie zarówno liderzy Nowej Lewicy, pozostającej w koalicji rządowej, jak i politycy Partii Razem, którzy z koalicji wyszli. Adrian Zandberg przedstawia się jako sprawca.
Drwiny przeciw argumentom
Każdy, kto zna poglądy Andrzeja Dudy, wie, że zrobiłby to i bez tych zachęt. Skądinąd nie spowodowało to jakiejś szerszej refleksji lewicowych polityków, do kogo im bliżej, a do kogo dalej. Nadal głównym, bo ideologicznym wrogiem jest prospołeczna prawica. Choć w sejmowym głosowaniu PiS był po tej samej stronie co oni.
Ciekawa jest z kolei reakcja strony rządowej. Bo oczywiście mamy tu do czynienia ze starciem dwóch postaw. Andrzej Duda przedstawił czytelne argumenty. Wskazał, że projekt nie został skonsultowany z różnymi środowiskami. Przecież do weta zachęcały go rozmaite ciała i organizacje reprezentujące lekarzy. Ale mówił przede wszystkim o tym, że to ryzyko straty prawie pięciu miliardów złotych w budżecie Narodowego Funduszu Zdrowia. I że nie jest rzeczą sprawiedliwą, aby zatrudnieni na etatach płacili wyższe składki niż ludzie biznesu, choćby drobnego.
Można by temu przeciwstawić inną filozofię. Opowiadać, że przedsiębiorcy to sól ziemi, że uderzając w nich, uderza się w system oparty na gospodarczej wolności. Że tak naprawdę wielu z nich jest ciężej niż pracownikom, bo pracują na swoim od rana do wieczora przez siedem dni w tygodniu. Takie argumenty pojawiały się w oświadczeniach choćby rzecznika małych i średnich przedsiębiorstw.
Ale w swoim wpisie na Platformie X Tusk ograniczył się do tradycyjnych już drwin z prezydenta, z rytualnym przywołaniem liczby dni, które dzielą nas do końca jego kadencji. "Szkodzą, bo wciąż mogą" - to klasyczny język premiera, zwalniający go z merytorycznej dyskusji, z jakichkolwiek uzasadnień.
Cezary Tomczyk, wiceminister obrony z KO, ogłosił nawet, że prezydent wybrał ten właśnie moment na weto, aby przykryć aferę z kawalerką Nawrockiego. Premier wymienił tę ustawę obok zablokowanego przesłaniem do Trybunału Konstytucyjnego projektu dotyczącego "mowy nienawiści". Sens był jasny: Andrzej Duda blokuje nasze światłe reformatorskie inicjatywy, ale wkrótce się to skończy. Nasza racja jest tak oczywista, że nie trzeba jej objaśniać.
Skoro jest tak oczywista, to dlaczego nie uznaje jej jeden z koalicjantów Tuska? Skądinąd warto przypomnieć, że głównym rzecznikiem tego kursu na racje przedsiębiorców była w tej koalicji Trzecia Droga, a zwłaszcza Szymon Hołownia. Ludzie Koalicji Obywatelskiej się wahali, minister Izabela Leszczyna wręcz protestowała. Zdecydowali się na ten kierunek głównie w nadziei na głosy masy drobnych przedsiębiorców w tej kampanii. Zrobili to, a właściwie zrobił to (mowa o Tusku) w ostatniej chwili. Pytanie, czy na takich prezentach, a nie na wyważaniu różnych interesów, polega zasada wspólnego dobra.
Wszechobecny duch Konfederacji
Motyw jest więc koniunkturalny, nie oparty na głębszych programowych motywacjach, których KO-PO wyrzekła się dawno temu. Dopiero co w kampanii narzekała na stan służby zdrowia, zawiniony, ma się rozumieć, przez PiS, i sypała obok licznych obietnic socjalnych zapowiedziami zwiększenia nakładów na nią. Choć wspominała równocześnie o modyfikacji obciążeń składką dla przedsiębiorców. Ale po wyborach nie była pewna, co jest ważniejsze i bardziej politycznie opłacalne.
Skądinąd warto przypomnieć szerszy kontekst obecnej kampanii. W wywiadzie dla "Plusa Minusa", przeprowadzanego przeze mnie, szef pracowni IBRiS Marcin Duma nazywa najbardziej skuteczną programowo partią Konfederację.
Istotnie po niedawnej licytacji socjalną hojnością dziś wszyscy mówią trochę w jej duchu.
Dotyczy to Tuska z jego inicjatywami deregulacyjnymi. Ale dotyczyło to nawet PiS. Niektórzy jego politycy, choćby Przemysław Czarnek, też rozważali obniżenie składki dla przedsiębiorców, łącząc to z naprawianiem błędów tzw. Polskiego Ładu, i nadzieją na pozyskanie przedsiębiorców. Była to oczywiście także gra o wyborców "Konfy". Ostatecznie Jarosław Kaczyński spacyfikował te tendencje, wybierając dla PiS raz jeszcze rolę partii prospołecznej. Ale o ile się nie mylę, Karol Nawrocki w swojej kampanii do tej sprawy się nie odnosił.
To symboliczne, ale ten projekt by nie przeszedł w Sejmie, gdyby nie wstrzymanie się od głosu samego klubu Konfederacji. Podobno, Marcin Duma wywodzi to z badań jakościowych, nastroje w Polsce wahnęły się w kierunku większego społecznego indywidualizmu, a może nawet egoizmu. Zapewne działają tu różne czynniki, łącznie z zapatrzeniem się w Amerykę republikańskiego prezydenta Donalda Trumpa.
Dla mnie to klasyczne potwierdzenie uwagi Jacka Kuronia, że "polityka to sztuka racji podzielonych". Jest coś prawdziwego w narzekaniach na ciężką dolę przedsiębiorców. I jest sporo słuszności w obawach przed pogłębianiem się zapaści systemu publicznej opieki zdrowotnej. Mając do wyboru, wskażę jednak na ten drugi czynnik jako ważniejszy. Bo nie ma dla mnie niczego istotniejszego ponad ludzkie życie i zdrowie. Wszystkie inne priorytety powinny być na drugim miejscu.
Komu i jak odebrać?
Z tego punktu widzenia patrząc, rację miały partie głosujące przeciw tej "reformie" i prezydent Duda. Tu jednak pojawia się, głównie w debacie publicystycznej, jeden argument za obniżką. Oto system opieki zdrowotnej ma być workiem bez dna zdolnym do pochłonięcia każdej sumy pieniędzy. Z tego punktu widzenia pięć miliardów w tę czy w tamtą stronę nie gra roli.
Tyle że choć taki determinizm pamiętam jeszcze z pierwszych sporów o organizację służby zdrowia (kasy chorych czy NFZ), rzecznicy takiego podejścia do służby zdrowia nie zadają sobie trudu objaśnienia, dlaczego tak się dzieje. Choćby próby wskazania, którędy te pieniądze wyciekają i czy dałoby się te nieszczelności próbować zatkać. Czasem wspomina się o zbyt wysokich uposażeniach lekarzy. Ale przecież nikt nie ośmieli się ich przycinać, zwłaszcza przy znanych trudnościach kadrowych wielu szpitali i przychodni. Może takie analizy pojawiają się w specjalistycznych analizach. Ale nie w języku polityki.
Jeśli zaś takie podejście prezentują ludzie obecnej władzy, robi się jeszcze groźniej. A to właśnie zasugerował Rafał Trzaskowski w rozmowie z dziennikarzami Polsatu, jeszcze przed feralnym głosowaniem.
- Obiecaliśmy, że będzie spadała składka zdrowotna i trzeba stanąć na głowie, żeby tak zreformować służbę zdrowia, żeby poszukać możliwości zredukowania niektórych kosztów. To są proste rzeczy np. żeby wzmocnić system zapisywania się na wizyty lekarskie i ich odwoływania. Pani ministra bardzo ciężko nad tym pracuje - to jego słowa.
Te wątłe przykłady ewentualnych, "prostych" oszczędności nie są żadną gwarancją. Kandydat KO prezentuje postawę: tnijmy, odbierajmy zakładom leczniczym, a potem się poszuka ukrytych przerostów czy rezerw. Czy on jeden wśród kandydatów myśli, że z tą kwadraturą koła nie sposób sobie poradzić? Pewnie nie, na służbie zdrowia łamały sobie zęby wszystkie ekipy. Trzaskowskiego akurat ktoś o to dopytał.
Ale też dopytał polityka formacji, która ma na to dziś największy wpływ. Izabela Leszczyna żadnej systemowej recepty na razie nie przedstawiła - poza niejasnym i ryzykownym dla pacjentów planem komasowania małych powiatowych szpitali. I ostatecznie poddała się. Głośno krytykowała pomysł obniżenia składki, po czym za nim zagłosowała. Dowodząc, że jest karnym członkiem partii. Ale czy skutecznym ministrem?
Warto przypomnieć, że w tym czasie w Niemczech też myśli się o łączeniu szpitali, ale zarazem zapowiada podniesienie składki zdrowotnej. Na całym świecie medyczne procedury stają się coraz droższe - to paradoksalna cena medycznego postępu.
Wypowiedzi Trzaskowskiego wskazywałyby na to, że gdyby zastąpił Andrzeja Dudę, podpisałby obniżenie składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Chociaż pewności naturalnie nie ma. Po wyborach waga głosów ludzi biznesu się zmniejszy. Kolejne wybory za ponad dwa lata.
Ja zaś raz jeszcze powtórzę: obie strony tego sporu powinny dyskutować z otwartą przyłbicą. Odnosząc się nawzajem do kompletu argumentów, a nie tylko do demagogicznego: my chcemy, żeby było lepiej, oni nie. Na razie precyzyjniejsze są argumenty przeciwników obniżki.
Piotr Zaremba