Trudno nie zauważyć pewnego zjawiska. Mamy 400 dni wojny w Ukrainie za sobą. Wieści o kompletnej zagładzie Bachmutu zeszły jednak na dalszy plan, w telewizjach wszelkich to już któraś z kolei informacja. Słyszymy przerażającą informację, że samo przyszłe oczyszczenie ukraińskich miast z gruzów to koszt 400-500 miliardów dolarów. Suma niewyobrażalna, a przecież nie wiemy, co zdarzy się dalej. Dochodzą nas kolejne pomruki Rosji dotyczące ewentualnej wojny jądrowej. I puszczamy to mimo uszu. Już się przyzwyczailiśmy. To że się przyzwyczailiśmy, jest rzeczą ludzką. Ale odczuwam wstrząs, kiedy to się zderza z dodatkowymi okolicznościami - z próbą zapomnienia. Oglądałem w telewizjach wszelkich Thomasa Bacha, prezesa Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Zachwalał dopuszczenie rosyjskich i białoruskich sportowców do olimpiady w Paryżu, w przyszłym roku, choć nie pod narodowymi flagami. Z jego ust wydobył się stek nonsensów. Co to są prawa człowieka? Podobno prawo pojedynczych sportowców do udziału w olimpiadzie ma być prawem człowieka. Zderzamy to z prawem ludzi mordowanych deportowanych dzieci, rodzin pozbawianych domu. Bach chce jednak Rosjan w Paryżu, choć zastrzega, że ostateczną decyzję podejmą poszczególne federacje olimpijskie. Siebie i MKOl przedstawia jako zwolenników złotego środka. Atakuje zwolenników całkowitego wykluczenia Rosjan i Białorusinów, podnosząc argument, że przy okazji innych konfliktów zbrojnych postulat wykluczenia kogokolwiek się nie pojawiał. Atakuje też rządy państw europejskich za to, że naciskają na takie całkowite wykluczenie (dodajmy, w pewnym momencie było to 36 państw). To ma świadczyć o niedopuszczalnych naciskach polityków na świat sportu. A skąd "złoty środek"? Stąd, że MKOl był także atakowany przez rosyjski komitet olimpijski - za zakaz startowania pod rosyjską flagą. Dziś zresztą gdzieniegdzie uchylany. Przedstawiano w Moskwie funkcjonariuszy świata sportu jako agenturę Ameryki. Zabawne, ale Bach tę propagandę przywoływał jako zachętę do złagodzenia stanowiska, a nie do jego utwardzenia. CZYTAJ WIĘCEJ: Ulubienica Putina grzmi. "Nie potrzebujemy waszych zawodów" Nonsensem nazywam zapominanie o historii. Nie tylko olimpiady nie odbywały się w roku 1940 i 1944, kiedy wojna trwała. Prawda, że była to wojna światowa. Ale jeszcze w roku 1948 olimpiada w Londynie odbywała się bez sportowców niemieckich i japońskich. Szef MKOL i jego słabość do Rosji Uznawano, że muszą przejść kwarantannę, wraz z całymi narodami. Dziś jak widać nikt nie ma jaj, żeby przyjąć coś, co wtedy było oczywistością. Jeśli Bach ma na uwadze inne konflikty zbrojne na świecie, gdzie tych jak MKOl-owi zabrakło, powinien nazwać te miejsca w świecie po imieniu. Ale przecież wszyscy mamy poczucie, że wobec potencjału i aspiracji Rosji ten konflikt ma rangę nieomal konfliktu światowego. Jeśli Bach chce, żeby postępowanie było inne, sam staje się politykiem. Jest Niemcem, zarazem miał znakomite relacje z Putinem. Naturalnie może się powoływać na nastroje i oceny wielu państw trzeciego świata, dla których wojna rosyjsko-ukraińska to albo abstrakcja albo wręcz rozgrywka amerykańskiego imperializmu z rosyjskim, w sumie sympatyczniejszym. Tylko mnie to nic nie obchodzi. Pan Bach, jeśli jest reprezentantem wolnego świata, a nie najemnikiem, powinien mieć inne priorytety. CZYTAJ WIĘCEJ: Ruch MKOl w sprawie Rosji już przynosi opłakane skutki. Jest decyzja! Owszem, ja słyszę głosy, które trochę ten dylemat rozmywają. Polski minister sportu Kamil Bortniczuk przestrzega przed podejściem bojkotowym. Twierdzi on, że na podstawie zapowiedzi MKOl sportowcom rosyjskim postawione zostaną takie szczegółowe warunki, że niemal wszyscy nie przecisną się przez ucho igielne. I możliwe, że tak jest. Choć nie mam pewności. Mnie zależy na jak najbardziej wyrazistym symbolu. Jak w roku 1948. Jedyną receptą na tę wojnę jest maksymalna izolacja tych krajów - w każdym wymiarze. Rosja wypowiedziała wojnę totalną innemu narodowi, Białoruś jej pomaga. Tworzenie iluzji, że są sfery z wojny wyłączone, że szlachetne konkurowanie w sportach to coś odrębnego, to pomoc agresorowi. Idea olimpijska powinna ustąpić przed morzem krwi. Sport i co jeszcze? Na tym tle mam szerszą refleksję dotyczącą świata sportu, który - jak powtarza przewodniczący Bach - powinien łączyć. Rodzi mi się w głowie przy okazji szersza refleksja na temat masowych widowisk sportowych. Kiedy feministki czy lewicowi dogmatycy widzą w nich triumf kultury patriarchalnej i nacjonalizmu (śpiewa się wszak hymny, dopinguje swoich), ja dostrzegam w tych krytykach szaleństwo. Ale naturalnie te widowiska nie powinny nam przesłaniać rzeczy ważniejszych. Pomijając już to, że często są przykrywką dla ciemnych interesów i dla korupcji. Szopka z futbolowymi mistrzostwami świata w Katarze pokazała to dobitnie. Rodzi się też pytanie, czy krociowe wydatki, także z publicznych budżetów, odpowiadają społecznym priorytetom. Kiedy polska władza wydawała wielkie sumy jako gospodarz mistrzostw Europy w piłce nożnej, ja pytałem, czy to się godzi, kiedy choć jedno dziecko nie dostaje sfinansowania operacji ratującej życie. Doskonale zapamiętałem krążące w necie podczas pandemii pytania o stosunek między zarobkami czołowych sportowców i najlepiej wykwalifikowanych wirusologów. A dziś mamy wojnę. Naprawdę jesteście tak bezwstydni, żeby uczcić to sportowymi igraszkami, podczas których ofiary spotkają się z oprawcami? To świadczyłoby o demoralizacji sportowego światka. Mając do wyboru ukraińskich sportowców, w wielu wypadkach walczących na froncie, ba, ginących tam, i sportowców rosyjskich obsługujących krwawy reżym, czuję się z wybierania zwolniony. Fenomen ONZ Inna sprawa, że pytanie, czy świat nie jest w stanie wytrzymać konfrontacji z agresorem, nie dotyczy tylko świata sportu. Oto w kwietniu Rosja obejmie przewodniczenie Rady Bezpieczeństwa ONZ. Ma tam zagwarantowane stałe miejsce i prawo weta. I znów, tak jak w przypadku historycznych przykładów na temat dawnych olimpiad, przypominają się inne. Pod koniec 1939 roku Liga Narodów, wyśmiewana potem za fasadową inercję, wykluczyła jednak Związek Sowiecki za agresję na Finlandię. Kształt ONZ to produkt drugiej wojny światowej, dziś całkiem anachroniczny. Dano Moskwie to szczególne prawo weta, bo wtedy była zwycięzcą nad Hitlerem. Nawet to rozumiem. Czemu to ma służyć dzisiaj? Nawet polscy dyplomaci, a stanowisko Polski jest w sumie wyjątkowo twarde, bronią ONZ-owskiej przestrzeni, bo podobno bez niej zniknęła by dyplomacja. Słyszałem, jak przekonywał do tego ambasador Krzysztof Szczerski. Nie jestem tego pewien, bo ta przestrzeń staje się od dawna jest fasadą. Choć oczywiście nie do Polski kierowałbym pretensje, a do potęg tego świata. Po co ta fikcja? Piotr Zaremba