Wynalazek ów, genialny w swej prostocie, polega na dodawaniu do bluzgu przymiotnika "polityczny". Odkąd sąd skazał go - bodajże zresztą tylko na symboliczne pogrożenie palcem - za nazwanie zapomnianego dziś wicepremiera "bandytą z Pabianic", obecny wicepremier pamięta, żeby nikogo więcej nie nazywać bandytą po prostu, tylko "bandytą politycznym". "Złodziejem politycznym", "oszustem politycznym", czymkolwiek tam jeszcze - może być nawet "zboczeniec polityczny". Nie ma jeszcze co prawda sądowego potwierdzenia skuteczności tej metody, ale sam fakt, że żaden "polityczny" nie podał Leppera do sądu, swoje znaczy. Bardzo skuteczny sposób wymyślił przewodniczący sejmowej komisji bankowej, Artur Zawisza, oznajmiając "Życiu Warszawy", że dotarła do niego notatka, jakoby w archiwach MSW istniała notatka, według której Leszek Balcerowicz miał ustalać w Paryżu warunki wzięcia łapówki. Gdyby kto pytał, poseł o nic prezesa NBP nie oskarżył. On tylko poinformował o pewnym fakcie - że dostał, nie chce powiedzieć od kogo, taką notatkę. I zapowiedział, że zwróci się do ministra Macierewicza o sprawdzenie, czy notatka, o której mówi notatka, rzeczywiście istnieje. A jeśli nie istnieje, to co? Zgodnie z logiką zaprezentowaną podczas "afery billboardowej" będzie to oznaczało, że została zniszczona? Wspomniany minister Macierewicz też swoje do podręcznika dołożył. W telewizji "Trwam" oznajmił, że większość byłych ministrów spraw zagranicznych Rzeczpospolitej Polskiej była rosyjskimi agentami. Zwróćcie państwo uwagę, że choć właściwie obraził wszystkich, to nie obraził nikogo konkretnego, bo większość nie jest osobą prawną i jej dobra osobiste nie mogą być chronione. Poza tym większość nie może złożyć pozwu do sądu. Na tej samej zasadzie można by publicznie powiedzieć, że większość ministrów rządu Kaczyńskiego to złodzieje. Albo - twórczo pomysł Macierewicza modyfikując - że jeden z wiceministrów obrony narodowej ma nierówno pod stropem. Przypuszczam, że nagłe spiętrzenie podobnych wypowiedzi nie jest przypadkiem. Czas mija, ludzie cierpliwie czekają na obiecane oczyszczenie życia publicznego, na pokazanie im, kto i z kim był w układzie. Nie można powiedzieć, żeby nic się w tej mierze nie działo - ale dla niektórych aresztowania w Ministerstwie Finansów czy kontrola w Komendzie Głównej Policji to za mało. Więc chętnie sięga się po bluzg, insynuację. I w ten sposób para, która miała napędzać IV Rzeczpospolitą, idzie w gwizdek. O ostatnich wypowiedziach polskich polityków pisze także Ks. Kazimierz Sowa w felietonie: "Polska czarno-biała"