Wszyscy są zmęczeni wojną, z Rosją trzeba się w końcu dogadać i wymusić na Ukraińcach pokój. I w końcu - trzeba też zrozumieć racje Putina. W Polsce takie tezy głosi dziś już mniejszość, ale były obecne w konstruowaniu polityki zagranicznej. W USA, ale przede wszystkim na zachodzie Europy, szczególnie we Francji przemyślenia tego rodzaju są dużo żywsze, na co wskazują badania postaw Niemców i postawa francuskiego prezydenta z jego "telefonami do Putina". Niestety historia powtarza się i to nie - jak kpił Marks - farsą, a tragedią. Dowodzi tego kinowy hit sezonu (nie licząc "Barbie"). A właściwie to, czego w filmie nie opowiedziano. CZYTAJ WIĘCEJ: "Oppenheimer": Teoria wielkiego wybuchu [recenzja] A gdzie Rosjanie? Film o wzlocie i późniejszych cierpieniach wielkiego fizyka, twórcy bomby atomowej, jest świetnie zrobiony o czym świadczą wypełnione sale kinowe także po trzech godzinach seansu. Ale jest tym bardziej w jednej sprawie bałamutny. Podobnie zresztą jak wydana w zeszłym roku biografia Oppenheimera. W jednej i drugiej opowieści zabrakło bardzo istotnego szczegółu. Główny bohater chce ograniczenia zbrojeń jądrowych. Chce by USA i ZSRR dogadały się i przestały konstruować kolejne rodzaje coraz bardziej śmiercionośnych broni. - Nic, tylko mu przyklasnąć - musi stwierdzać pokaźna rzesza widzów nie tylko w USA. Gdyby USA i ZSRR szybciej przestały się zbroić, nasza mała planeta byłaby bezpieczna i wszyscy razem mogliby dbać o to bezpieczeństwo. A wyścig zbrojeń prowadził do możliwej tragedii. Warto dodać, że już po śmierci wielkiego fizyka wywiad sowiecki wygenerował ogromne środki na umacnianie takich przekonań w społeczeństwie amerykańskim, sponsorując ruchy, media i naukowców działających zarówno na rzecz "rozbrojenia" nuklearnego, jak i kontroli zbrojeń. Warto też dodać, że zbliżone poglądy do Roberta Oppenheimera miał Henry Kissinger, szef dyplomacji USA. Gdyby wielki fizyk żył kilka lat później, zobaczyłby realizację swoich idei w postaci umowy SALT1 o ograniczeniu liczby strategicznych głowic nuklearnych. Gdyby pożył jeszcze dłużej, to może dowiedziałby się, że umowa ta omal nie doprowadziła do wojny jądrowej, bo Sowieci oszukali Amerykanów. Na szczęście dla świata do władzy doszedł Ronald Reagan, pułkownik Kukliński przekazał USA plany Układu Warszawskiego i tak dalej. CZYTAJ WIĘCEJ: Przeciwnicy płotu na granicy - zaproście wagnerowców! W filmie "Oppenheimer" brakuje strony sowieckiej. W domyśle - Sowieci to tacy inni Amerykanie, zbroją się, bo chcą spokojnie żyć u siebie. Jak przestaną być zagrożeni, przestaną być niebezpieczni. Problem w tym, że Sowieci mieli zupełnie inny pomysł na siebie i innych, niż wyobrażali sobie to Robert Oppenheimer i całe rzesze amerykańskich pacyfistów, ale też "realistów politycznych" w rodzaju Kissingera. Mieli pomysł taki, by zyskać przewagę a potem zniszczyć przeciwnika. Było to logiczną konsekwencją mieszanki rosyjskiego imperializmu i komunistycznej chęci uszczęśliwienia całego świata, którą znakomicie opisało kilku wybitnych sowietologów polsko-żydowskiego pochodzenia, którzy wywarli wpływ na politykę USA w latach 80., a ostatnio polski historyk profesor Andrzej Nowak. Zaś stalinowskie pomysły na "budowę komunizmu w jednym kraju" były prawdą etapu, przestojem w inwazji na czas, kiedy przeciwnik był silniejszy. Cena za naiwność To rzeczy niby dziś dość powszechnie znane. Niby. Bo w jaki sposób wyhodowano dzisiejszą Rosję i pozwolono na wojenne piekło na Ukrainie? Jeśli nie będziemy zagrażać Rosjanom, to nie będą agresywni. Chcą tylko robić interesy jak wszyscy. Nie można ich poniżać. Odprężenia, resety, detente, ustalanie status quo i wieczne przymykanie oczu - na wojnę na Kaukazie, atak na Gruzję, zabór Krymu, ograniczoną wojnę toczoną przez osiem lat w Doniecku i Ługańsku. Ta naiwność stałą się także częścią polityki naszego kraju, choć uczciwie trzeba przyznać, że pewną okolicznością łagodzącą jest to, że po przejęciu władzy w USA przez Demokratów niemal wszyscy sojusznicy zaczęli się tak zachowywać. Okoliczność łagodząca, ale na pewno nie będąca usprawiedliwieniem, bo my w końcu Rosję znamy lepiej. CZYTAJ WIĘCEJ: Marvel po rosyjsku - niestety naprawdę Tak daleko posunięta naiwność w obliczu śmiertelnego zagrożenia powinna się skończyć przynajmniej cofnięciem certyfikatów dostępu do najważniejszych tajemnic państwa. Nawet jeśli fakt ten, jak w filmie, został wykorzystany przez małych ludzi do swoich rozgrywek. Wielkie błędy ważnych ludzi rodzą konsekwencje. Zarówno w czasach Roberta Oppenheimera, jak i dzisiaj. Wiktor Świetlik