O powódź trzeba się spierać. O każdą inwestycję hydrotechniczną albo o jej brak. O każdą deklarację i każde działanie premiera czy opozycji. Nikt jednak nie spiera się o patologie długodystansowe, głębsze, one wszystkie zostają uznane za fatum. Coś, czego nie można skorygować, do czego należy się dostosować - w polityce, w mediach. W ten sposób spór o pomoc ofiarom powodzi może zmienić się w wizerunkową licytację partii. Jedni dadzą 10 tysięcy, drudzy przelicytują, oferując 20. Jedni powiedzą "miliard", drudzy zapytają, "dlaczego nie trzy?". Budżet państwa znów stanie się fikcją, a "wizerunek" będzie ważniejszy od tego, czy pieniądze nie zostaną zmarnowane, czy skutecznie pomogą ludziom i firmom na terenach dotkniętych przez powódź. Polityka i media kapitulują przed "fatum" To nie jest tylko problem dyskusji wokół powodzi i innych katastrof. Coraz więcej gospodarczych, politycznych, społecznych procesów i patologii zostało uznanych za "fatum". Takim "fatum", o które nikt się już nie spiera, stało się (na całym Zachodzie, a nie tylko w Polsce) topienie społeczeństw i gospodarek falami przedwyborczej, powyborczej i międzywyborczej redystrybucji. Pieniądze przesuwane zawsze od pracujących do niepracujących, zawsze od ekonomicznie aktywnych do ekonomicznie nieaktywnych będą w oczywisty sposób prowadzić do powiększania się tej drugiej grupy. Docelowo - jak w schyłkowym Rzymie - na Zachodzie będą już pracować tylko imigranci. Albo nie będą pracować, bo system redystrybucji także ich do tego zniechęci. No chyba że skrajna prawica dorzuci do przerośniętego systemu redystrybucji parę rasistowskich kryteriów, bo "rdzennego białego ludu" przecież z systemu nie wypchnie, gdyż "rdzenny biały lud" właśnie na nią głosuje. Nie dlatego, że "imigranci odbierają mu pracę", ale dlatego, że dorywają się do redystrybucji, która miała być tylko dla niego. Innym "fatum" jest dostosowywanie się polityki i języka elit do poziomu mediów społecznościowych. A dokładniej, do najniższego poziomu tych mediów. Przykładem jest wymiana między Taylor Swift i Elonem Muskiem. Kiedy Swift jako "bezdzietna kociara" poparła Kamalę Harris, Elon Musk (wspierający Trumpa) odpowiedział jej, że on sam chętnie "da jej dziecko". Polityczne "statementy" celebrytów mogą czasem wkurzać, bywają płytko motywowane. Jednak reakcja Elona Muska (który jednocześnie chwali się, że ma coraz więcej dzieci z różnymi kobietami, gdyż jako "zrenaturalizowany" nadczłowiek pragnie pozostawić po sobie jak najwięcej "biologicznego dziedzictwa") jest jednym z ostatnich dzwonków ostrzegających przed apokalipsą renaturalizacji. Najbogatszy człowiek świata mający władzę nad najpotężniejszymi narzędziami wewnętrznej i zewnętrznej komunikacji Zachodu, nad portalem X, nad siecią Starlink, zachowuje się jak menel z najniższych kręgów mediów społecznościowych. I za to jest podziwiany przez miliony swoich "followersów". Renaturalizacja w wersji lewicowej Elon Musk jest przykładem "renaturalizacji" po prawej stronie barykady kulturowej wojny. Po drugiej stronie są lewicowi aktywiści klimatyczni, mówiący, że jedyną odpowiedzią na powódź na Dolnym Śląsku jest "renaturalizacja" regionu. Rzeki muszą wylewać, ludzie muszą cierpieć, bo im się to jako katom natury należy. Hasło renaturalizacji w sytuacji, kiedy ludzkość dawno już wyszła z natury, zmodyfikowała naturę, jest głębokim absurdem. Powrót do logiki plemion, powrót do traktowania mniejszości etnicznych jako "gatunków inwazyjnych", powrót do jaskiniowej charyzmy Trumpa czy Muska. Takiej renaturalizacji chcecie? Tomasz z Akwinu ładnych parę wieków przed pojawieniem się skrajnie prawicowych i skrajnie lewicowych "renaturalizatorów" pisał o tygrysie, że nazywanie go "bestią", przypisywanie mu "bestialstwa", odprawianie sądów nad tygrysami, wilkami, niedźwiedziami - wszystko to jest błędem ludzkiego rozumu, gdyż tygrys musi zabijać, prowadzi go do tego naturalny instynkt. "Bestią" wolno nam - zdaniem Tomasza - nazywać tylko człowieka i jego osądzać, gdy zabija okrutnie, bez potrzeby, wyposażony w sumienie i wolność, które przed zabijaniem mogłyby go powstrzymać. Problem w tym, że spora część zachodniej nauki doszła później do wniosku, iż determinizm natury odnosi się także w całości do człowieka. Sumienie jest hipokryzją, wolność wyboru złudzeniem. Cyklicznie zabijamy, cyklicznie urządzamy międzyplemienne masakry, bo też jesteśmy "dziećmi natury", tyle że wyposażonymi w kły atomówek i pazury algorytmów służących do manipulowania mediami społecznościowymi. Jeśli jednak faktycznie nie istnieje rozwój moralny wyprowadzający człowieka z natury, a linearnie rozwija się jedynie ludzka technologia (także technologia zabijania i technologia kontroli), wówczas krzywa moralności człowieka i krzywa rozwoju technologicznego ludzkiej cywilizacji przetną się w punkcie apokalipsy. Realizacja postulatu "renaturalizacji" człowieka, "renaturalizacji" ludzkiej kultury i cywilizacji, oznacza jedynie, że to przecięcie nastąpi raczej szybciej niż później. Renaturalizacja zniszczy Unię Europejską Renaturalizacja stała się ideologią, w imię której niszczone są instytucje próbujące "wyprowadzić człowieka z natury", na przykład UE. Samochody elektryczne nie są jeszcze technicznie przygotowane, żeby zastąpić samochody spalinowe lub choćby hybrydy? Nie czekajmy, wymuśmy monopol już teraz. Niech się ludzie męczą, nich wiedzą, jakimi są zbrodniarzami z całym swoim antropocenem. Zresztą precz z samochodami, ekologiczny jest tylko transport zbiorowy. A antyunijna prawica niech dostanie do ręki kolejny argument przeciwko UE. Unia Europejska nie była (od czasu Wspólnoty Węgla i Stali) narzędziem krzewienia tej czy innej radykalnej ideologii. Ale nie była też wyłącznie projektem pragmatycznym, cynicznym, "materialistycznym". Od samego początku była narzędziem doskonalenia człowieka, "wyjścia z natury" plemienności i nacjonalizmu, przynajmniej w Europie dwukrotnie przez "naturalność" plemienności i nacjonalizmu zniszczonej. Jeśli Unia stanie się narzędziem ideologii, zostanie przez "naturę" plemienności, "naturę" doraźnego zysku, "naturę" dominacji jednego sąsiada nad drugim... zniszczona. A "zrenaturalizowana" Europa znów pogrąży się w wojnie wewnętrznej i zostanie zaorana przez większe drapieżniki globalizacji (Trumpa, Muska, Putina, Xi Jinpinga...). Cezary Michalski