Scenka wyglądała tak: przed ogromnymi, obitymi skórą drzwiami w ozdobnych futrynach spotyka się dwóch identycznych facetów z teczkami. I co u was? - pyta jeden. A u was co? - pyta drugi. U mnie dwadzieścia z hektara. I u mnie dwadzieścia z hektara! A naprawdę? A u was naprawdę? Naprawdę, to u mnie dwa. I u mnie naprawdę dwa... Obaj wchodzą w tajemnicze drzwi, po jakimś czasie wychodzą, i znowu: I co? A u was co? Rugali. I mnie rugali. Wyrzucili. I mnie wyrzucili. Przenieśli! I mnie przenieśli. A dokąd? A was dokąd? Mnie do waszego rejonu. A mnie do waszego rejonu! Faceci zamieniają się teczkami i rozchodzą w strony przeciwne, niż te, z których przyszli. Koniec skeczu. Ta scenka przypomina mi się od pewnego czasu, ilekroć czytam - a wraca ta sensacja jak czkawka co kilka dni - o przeglądzie ministerstw. Że na przykład "zagrożone jest stanowisko ministra Polaczka". Że za niezbudowanie w wyznaczonym terminie ani kawałka autostrady premier niedługo go wyrzuci z ministerstwa, bo budowa autostrad ma dla PiS znaczenie priorytetowe. Oczyma ducha widzę, jak biedny minister wije się na "dywaniku", a premier groźnie mówi mu: ministrze, źle pracujecie! Gdzie nasze autostrady?! Minister coś tam usiłuje wyjaśnić, że obiektywne trudności, że przetargi grzęzną, że te ciągłe kontrole paraliżują, ale premier ucina groźnie: złej tanecznicy, wiecie, to wszystko przeszkadza! Wy tam po prostu źle pracujecie! Macie lepiej pracować i budować więcej autostrad, bo jak nie...