Okazja do wywyższenia się była znakomita. Prezydent Rosji obejrzał wystawę poświęconą carowi, który urodził się 350 lat temu. Przy okazji "spontanicznie" zebrała się grupa młodych lwów biznesu. Półuśmiech Putina zachęcił ich do uważnego słuchania uwag o dawnej historii. Putin, absolwent komunistycznego wydziału prawa, mówił wybornie, czyli jednocześnie mętnie i wprost o dokonaniach Piotra I: - Ma się wrażenie, że car walcząc ze Szwecją, coś zabierał. Niczego nie zabrał, on przywrócił (w domyśle: to, co było rosyjskie). Chyba przez pewną skromność, może też pedagogikę z czasów młodości, były członek Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, nie zawołał do młodzieży, że on sam teraz jest carem. Tak czy inaczej, w opowieściach z Kremla o wojnie w Ukrainie skończyły się uzasadnienia o powstrzymywaniu NATO czy pacyfikacji faszystów z Kijowa. Po 100 dniach wojny karty zostały wyłożone na stół. Idzie o "odzyskiwanie" przez Rosjan dawnych ziem. Ciarki po plecach Ze Szwecji można było usłyszeć pomruki niezadowolenia. Nie dlatego, że ktoś w Sztokholmie planuje rewanż za bitwę pod Połtawą, ów punkt zwrotny w dziejach naszej części świata, który wprowadził Rosję do ekstraklasy, zaś Szwedów odesłał do II ligi państw. Oczywiście, nic podobnego. Teraz Carl Bildt, były premier Szwecji, przytomnie zauważył - że jeśli Putin ma takie rzeczy w głowie - to mamy gotową receptę na lata wojny. Słusznie, konflikt zbrojny, do której nawiązywał Putin, trwał bagatela dwie dekady. Co więcej, niestety, to w czasach Piotra I Wielkiego Rzeczpospolita znalazła się w strefie wpływów rosyjskich. Putin deklaruje chęć powrotu do wcześniejszego geopolitycznego stanu rzeczy. Gdy on przeżuwa dokonania Piotra I Wielkiego, nam przypomina się druga strona tego medalu: barwna, polityczna niezdara na tronie, August II Mocny, oraz nieuchronny schyłek naszej państwowości. Przez niemal trzysta lat - aż do PRL-u i wyjścia wojsk w 1993 roku - krótszy lub dłuższy cień Moskwy wisiał nad polskimi ziemiami. Aż robi się duszno. Kosztem sąsiadów Słowa Putina można odczytywać na wiele sposobów. Po pierwsze, ekspansja Rosji staje się bardziej zrozumiała dla Zachodu. Może Państwo już nie pamiętają, lecz przez pierwsze tygodnie wojny na poważnie zastanawiano się, czy Putin nie stracił rozumu. Obawiano się, że niechcący naciśnie guzik atomowy. Telefonicznie oraz via służby specjalne upewniano się, czy na Kremlu wszystko w porządku z głową - no, bo jak można "woleć" starą wojnę od spokojnego zarabiania kroci na handlu międzynarodowym czy sprzedaży surowców. Otóż można. Teraz dokonane zostało perwersyjne uszlachetnienie napaści na Ukrainę. Wedle Putina - poprzez analogię historyczną skokiem przez 300 lat - zabijanie ludzi można osadzić w siatce znanych pojęć. Krótko mówiąc, mordowanie stało się przynajmniej do pewnego stopnia zrozumiałe. Po drugie, Putin jako nowy Piotr I Wielki przerzuca narracyjny most w ramach historii Rosji. Jasne, w młodości był w partii - i co z tego? "Palił, ale się nie zaciągał". Poszukiwanie tożsamości zbiorowej po komunizmie trwa w wielu krajach, niekiedy jest wręcz palące. A w Rosji aktualny prezydent odpowiada na to elementarne zapotrzebowanie, na to podstawowe pytanie, "kim jesteśmy" - oraz idące tuż za nim pytanie, "z czego mamy być dumni" - z rozmachem. On proponuje rodakom myślenie o sobie na tle, bagatela, stuleci (o innych analogiach historycznych Putina świetnie napisał historyk Serhii Plokhy, warto zajrzeć do jego prac). Wreszcie, po trzecie, analogia z Piotrem I Wielkim jest o tyle frapująca, że Putin jest w podeszłym wieku, jego stan zdrowia owiany nimbem tajemnicy. Wąsaty car z przełomu XVII/XVIII wieku pozostawił następcom abstrakcyjne pragnienie wielkości oraz konkretne kierunki ekspansji. Trudno nie pomyśleć, że coraz gorzej wyglądający Putin - spotykając się młodymi menadżerami - pragnie tego samego, wyznaczyć długofalowe cele, czyli nadać sens ich życiu jako Rosjan. A że kosztem życia, zdrowia i szczęśliwości mieszkańców krajów sąsiadujących z Rosją? Cóż, owe - rzucone z półuśmieszkiem - porównanie się KGB-isty do cara także i o tym ma nam przypominać. *** Jarosław Kuisz, redaktor naczelny "Kultury Liberalnej", autor podcastu "Prawo do niuansu".