Gdy Centralna Komisja Wyborcza Federacji Rosyjskiej ogłosiła wyniki wyborów, posypały się szyderstwa oraz głosy oburzenia. 87,28 proc. głosów? Dlaczego tylko tyle? Kto da więcej? Nie zmienia to faktu, że zarówno drwiny, jak i zgorszenie - są tylko stronami tego samego medalu, czyli bezsilności. Triumf oszusta Otwarta przemoc zmienia nasz świat. Jeśli za słowami z Zachodu nie idzie wymierna dolegliwość dla Kremla, prezydent Władimir Putin po prostu wzrusza ramionami. Albo szyderczo się uśmiecha. W każdym razie nie będzie się przejmować jakimś gadaniem, czy to w postaci zapisanych praw międzynarodowych, czy not dyplomatycznych. Tak właśnie prezydent Władimir Putin stopniowo narzuca nam swój przemocowy punkt widzenia: pokojowa dyplomacja jest dla naiwnych; prawa człowieka to ściema; prawo do samostanowienia narodów takich, jak Ukraina, Polska czy Estonia, to puste gadanie, jeśli nie wynika ono z woli mocarstw jądrowych itd. I rzeczywiście zmienia sposób mówienia o polityce. Ostatnio w jednym z najważniejszych francuskich programów publicystycznych pokazano zdjęcie z niedawnego spotkania przywódców Trójkąta Weimarskiego w Berlinie. Padło pytanie, czy odświeżona inicjatywa międzynarodowa nie wzmacnia poczucia bezpieczeństwa obywateli Unii Europejskiej. Jeden z cenionych komentatorów wydął wargi i zadał retoryczne pytanie: "no, to zastanówmy się, czy, widząc tę fotografię Macrona, Scholza i Tuska razem, prezydent Władimir Putin zaczyna umierać ze strachu?". Osoby w studio zareagowały śmiechem, który... nagle się urwał. Zebrani chyba zdali sobie sprawę, że to, co ich rozbawiło, równie dobrze powinno budzić przerażenie. Po co urządzać "wybory"? Skoro stopniowo oswajamy się z życiem w świecie gróźb i nagiej przemocy, wracamy do podstawowych pytań politycznych: to po co urządzać sfałszowane wybory? Nie szkoda wyrzucać pieniędzy na ten cyrk? Niestety, nie. Fałszowanie wyborów ma kolosalne znaczenie praktyczne. Po pierwsze, niedemokrata kradnie słownik demokracji. Na pewno Państwo zauważyli, że w zasadzie każde słowo w depeszy o wyborach rosyjskich należałoby wziąć w cudzysłów: "Centralna Komisja Wyborcza", "wyniki wyborów", "prezydent", "kontrkandydaci", a nawet "87,28 proc. głosów". Wiadomo, że pakowanie wszędzie cudzysłowu nie tylko utrudnia czytanie tekstów, ale zakrawałoby na obsesje. Zatem po wyborach, nawet w najgłębszych analizach zwykle cudzysłów znika, na rzecz założenia: "wiadomo-co-o-tym-myśleć". I to okazuje się sukcesem oszusta. Nie każdy orientuje się w polityce rosyjskiej. Przeciwnie, dzięki sianiu semantycznego chaosu, część osób w ogóle nie wie, co ma myśleć. A to pozwala na prowadzenie wojny komunikacyjnej na polu przeciwnika. Jak wiadomo, Rosja jest niezwykle aktywna w oddziaływaniu na opinie publiczną oraz politykę wewnętrzną w wielu krajach Zachodu. Nie da się tego powiedzieć o oddziaływaniu w drugą stronę. Czasy "Radia Wolna Europa" dawno są za nami. Wcale nie jest tak, że przeciętni Rosjanie są wygłodniali prawdziwych wiadomości, a zły Kreml otoczył ich zasiekami cenzury. Przeciwnie, cała perfidia obecnego systemu władzy polega na przeciążaniu odbiorców treściami rozrywkowymi i zarażeniu wątpliwościami co do treści z Zachodu. Jak się okazuje, póki co to wystarcza. Prawo rosyjskiej pięści Po drugie, fałszowanie wyborów w takiej skali to pokaz gigantycznej skali przemocy. To sygnał wysyłany do wewnątrz i na zewnątrz Rosji: "tutaj nic się nie zmieni", "Putin jest współczesnym carem", "kto się stawia, skończy jak Nawalny". Fałszowanie wyborów wiąże się z całym systemem nacisków od szczytów władzy aż po miejsca z urnami wyborczymi. To łamanie kręgosłupów w skali kraju. Propaganda i zastraszanie rozlewają się tak długo aż przestaną być widoczne. To wprawianie jednych w euforię, wpędzanie innych w zwątpienie czy emigrację prawdziwą albo wewnętrzną. My dobrze wiemy, że to także część rosyjskiej tożsamości politycznej. Gdzie się nie pojawił but rosyjskiego sołdata, tam niemal z automatu fałszowano wyniki wyborów. Czy to w czasach I RP podczas elekcji Augusta III Sasa na króla w 1733 roku, czy to u początków Polski Ludowej w czasach wyborów parlamentarnych 1947 roku. Wiek XVIII czy wiek XX, wszystko jedno. Fałszowanie wyborów to pewien akceptowany standard polityczny naszego sąsiada, który regularnie jest "eksportowany" - o czym w XXI wieku nie można zapominać. Tam, gdzie sięga władza Rosji, przy urnach muszą być oszustwa. To reguła, której regeneracji i udoskonalenia dokonał Władimir Putin. Putin 2030 I tu wreszcie, po trzecie, tożsamość rosyjska od czasów Piotra I, a może nawet bardziej, od czasów carycy Katarzyny II wiąże się z pewną polityczną grą wobec Zachodu. Rosja jest jego częścią i nie jest. Upodobnia się do Paryża i Londynu, by natychmiast chcieć odróżnić. Urządza wybory, jak na Zachodzie, ale w Rosji to będą wybory sfałszowane. Pisze się najbardziej postępową ustawę zasadniczą w 1936 roku, by jednocześnie spuścić z łańcucha NKWD i zarządzić wielką czystkę. Historycznie rzecz biorąc, właśnie ten rodzaj gry stanowi ważną część tożsamości zbiorowej. Z zewnątrz może to zakrawać na paradoks, wręcz polityczne zjawiska do siebie nieprzystające. Od 300 lat wiemy, że owa inkongruencja jest tylko pozorna. Albowiem Rosji tradycyjnie w ogóle nie chodzi o stanie się Zachodem na serio, lecz o prowadzenie z nim gry o polityczne uznanie. Jeśli nie olśnieniem na polu nauki i kultury, co trudne, to chociaż przemocą i podstępem: "zwracają na mnie uwagę, więc istnieję!". Zdaniem wielu badaczy Rosji, niepodobna oddzielić decyzji o agresji na Ukrainę od serii zachowań, które Putin, słusznie czy nie, odbierał jako oznaki lekceważenia (przede wszystkim ze strony prezydentów amerykańskich). Niestety, od XVIII wieku każda wioska potiomkinowska stanowi także dobre alibi dla uspakajania sumień ludzi żyjących daleko od cienia Rosji. Obecnie na Zachodzie także nie brakuje takich sił politycznych po lewej i po prawej stronie, które chętnie akceptują te pozory. Choćby po 2014 roku, akceptując aneksję Krymu czy pseudowybory, byle mieć święty spokój, tani gaz i ropę, prowadzić "biznes jak zwykle". Jak widać, powodów do sfałszowania wyborów nie brakuje. I tak oto, przynajmniej teoretycznie, aż do 2030 roku na Kremlu rządzić ma pan Władimir Putin. W przemówieniu zapowiedział kontynuowanie wojny. Jarosław Kuisz