Raport, z tym chyba zgodzą się wszyscy, nie wystawia - delikatnie mówiąc - WSI najlepszego świadectwa. Wojskowe służby najwyraźniej miały ochotę być wszechobecne. Ich zakres zainteresowań zdrowo odbiegał od tego, czym tak naprawdę interesować się powinny. Tu analityk, tam współpracownik, jakaś rozmówka z politykiem, wtyka w świecie dziennikarskim, lojalny człowiek w wielkim biznesie. Tego - sądząc po raporcie - było stanowczo za dużo. A jak doda się do tego historie oficerów, którzy pili i zabawiali się z podejrzanej konduity damami, albo nieszczególnie hożo strzegli ekonomicznych interesów państwa, to obraz wojskowych służb jawi się w ponurych barwach. Czy to wszystko uzasadniało rozwiązanie WSI? Może i tak. Płakać po tej spec-nieboszczce nie będę, choć obawiam się, że gdyby przyjrzeć się działalności wszystkich innych i polskich i zagranicznych (nawet tych wzorcowych) służb, to odnaleźlibyśmy w ich działaniach podobne kwiatki. "Służby to nie stowarzyszenie dziewic" - tłumaczył mi w RMF-ie ostatni z przedlikwidacyjnych szefów WSI Marek Dukaczewski. I choć można mówić, że to cynizm - coś tak czuje, że generał wie o czym mówi. Co oczywiście nie znaczy, że pieję z zachwytu nad podejrzanymi interesami jego ludzi i zarabianiem na lewo przez służby gigantycznej kasy, z którą nie za bardzo wiadomo, co robiono. Jak na dokument który miał uzasadnić budowę IV RP i udowodnić, że "choćby dla likwidacji WSI warto było zawiązać tę koalicję" (Jarosław Kaczyński, wrzesień 2006) - to raport stanowczo rozczarowuje.