Mógł stanąć przed komisją śledczą, oskarżyć ją o nieczyste intencje, pokazać się telewidzom jako biedna ofiara politycznej nagonki, licząc, że dostanie potężne pijarowskie wsparcie ze strony wpływowych mediów - tak zachował się swego czasu Clinton. Mógł też powołać się na ekspertów, twierdzących, iż prezydent nie może odpowiadać przed organem Sejmu, i oskarżenia, a nawet ewentualne dowody, zignorować - tak od lat robią Chirac czy Berlusconi. Kwaśniewski znalazł wyjście dwa i pół, bez wątpienia najgorsze z możliwych. Najpierw obiecał, że przyjdzie, a potem z niejasnych przyczyn zmienił zdanie, kręcąc, że to skutek nagonki, zdjęć we "Wprost", zeznań Wieczerzaka i Dochnala, choć wszystko to miało miejsce wcześniej, a on decyzję zmienił w poniedziałek pomiędzy 16.00 a 18.30. Teraz wszyscy spekulują co do przyczyn, więc pospekuluję i ja. Najwyraźniej otoczenie Kwaśniewskiego uświadomiło sobie, że jest on niereformowalny, i komisja po prostu zrobi z niego galaretę. Myślę, że faktycznie "kroplą przepełniającą czarę" były fotki we "Wprost". Nie dlatego jednak, żeby tak ubodły, po prostu ludziom Kwaśniewskiego opadły ręce: on nic się nie uczy! W nieskończoność popełnia ten sam błąd: w nerwach od razu idzie głupio w zaparte. Z Dochnalem było przecież tak samo jak z Ałganowem, a wcześniej z nie napisanym magisterium. Gdyby prezydent miał odrobinę rozsądku, oznajmiłby: pracy nie napisałem, ale studia mam zaliczone - i co? Ałganowa? Pewnie, że spotykałem, jakże inaczej, skoro byłem wtedy ministrem? Dochnal? Koło mnie się kręcą dziesiątki takich Dochnali, parę razy z nim rozmawiałem, i co z tego? Ale w Kwaśniewskim stres budzi od razu leszczyka, który w ciemno krzyczy: nie wiem, nie znam, nigdy nie widziałem, zaprzeczam wszystkiemu! A potem nieuchronnie zostaje na prymitywnym kłamstwie przyłapany. To kwestia charakteru, a raczej jego braku - taki to po prostu człowiek. Jak to trafnie ujął Kulczyk - taki "prezio". Rafał A. Ziemkiewicz