Niejeden wieloletni obserwator polityki musi przecierać oczy ze zdumienia. Oto formacja, której przedstawiciele kilkanaście lat temu walczyli o prawo do palenia papierosów w restauracjach i barach - w obronie wolności osobistej - dziś jest w awangardzie prozdrowotnej walki z używkami. Z kolei w czasach, gdy rządziła partia, która na sztandarach ma antyimigranckie hasła, wydano kilkaset tysięcy wiz dla obywateli państw muzułmańskich i afrykańskich, jakby słowa nie miały związku z czynami. Ale takie mamy czasy, że polityka stała się praktyką czystego populizmu. Wówczas, gdy stoją za tym bardzo szlachetne intencje (walka o zdrowie) i wówczas, gdy króluje hipokryzja (pozorna walka z imigracją). Populizmu, dodajmy, całkowicie nieskutecznego, ale zaspokajającego wizerunkowo potrzeby pewnej części elektoratu. I zagospodarowującego sporą dawkę emocji, którymi żyje debata publiczna, a zwłaszcza publicystyczna. Okazuje się, że to wystarczy, by utrzymać poparcie. Cała jaskrawość Jednodniowa burza wokół alkoholu sprzedawanego w tubkach (jakim cudem uratowały się pralinki z ajerkoniakiem?) ukazała ten trend w całej jaskrawości. Marszałek Sejmu grzmiał z oburzenia, premier przed kamerami telewizyjnymi oddelegował ministra rolnictwa z posiedzenia rządu do "zrobienia czegoś z tym" ("Czesław, będę bardzo prosił, żebyś teraz pojechał do resortu i sprawę rozstrzygnął"), a antyalkoholowo nastawieni politycy lewicy na chwilę złapali wiatr w żagle, bo długo wypatrywana przez nich nośna sprawa społeczna sama wpadła im w ręce. Oczywiście wszyscy oni robili to w odpowiedzi na społeczne oburzenie, które zresztą ujawniło się głównie w mediach społecznościowych, co nie oznacza, że dotyczyło całej populacji. I wszyscy oni doskonale wiedzieli, że jest to ten sam typ reakcji, za który w rozsądnych czasach krytykowało się polityków, gdy pod wpływem wstrząsających spraw kryminalnych czy wydarzeń społecznych chcieli gwałtownie zmieniać prawo, aby zaspokoić głód potencjalnych wyborców. Nie chodzi jednak o to, żeby państwo nie zajmowało się rozwiązywaniem problemów alkoholowych (prawnych, gospodarczych, ekonomicznych itd.), ale żeby - zamiast odgrywać populistyczne teatrzyki - naprawdę zaczęło je rozwiązywać. Tymczasem liderzy polityczni potrafią opowiadać, jak wielki problem widzą w powszechnej dostępności małych buteleczek z wódką, ale nie dodają, że ich sprzedaż jest zagwarantowana w prawodawstwie europejskim, więc nic z tym nie robią. Bez programu Mówią też politycy coraz częściej, że trzeba zakazać nocnej sprzedaży alkoholu oraz wyrzucić go ze stacji benzynowych, ale nie przedstawiają jednocześnie żadnego kompleksowego programu edukacyjnego czy prewencyjnego. Takiego, który ostrzegłaby społeczność przed złymi wyborami albo wyrabiałby bezpieczniejsze nawyki korzystania z trunków. Pomysł podniesienia akcyzy, jaki pojawił się w przestrzeni publicznej, z pewnością nie zahamuje rozwoju uzależnień w społeczeństwie. Tak jak zaostrzanie kar, które nie są nieuchronne, nie wyeliminuje z dróg pijanych kierowców, a dawne zapowiedzi bezwzględnej walki z dopalaczami nie zwalczyły narkomanii. Oczywiście na takiej podwyżce skorzysta państwo, bo wątły budżet mogą zasilić dodatkowe miliardy, a domowe destylarnie być może staną się alternatywą dla sklepowej drożyzny, ale wciąż nie ma to nic wspólnego z przemyślaną propozycją polityczną. Ani ze strategicznym planem kompleksowej zmiany prawa z udziałem całej klasy politycznej, której aktywność często kończy się na wypowiadaniu słów "chcemy, aby". Amatorski teatr cieni Być może łatwiej chwalić się anihilacją saszetek z wódką, które mogły kojarzyć się z musami owocowymi dla dzieci, niż natychmiast zająć się skróceniem kolejek do specjalistów, co jest od wielu lat przekleństwem polskiej służby zdrowia. To pierwsze wymagało jedynie krótkotrwałej populistycznej wrzawy, po której producent wycofał alkoholowe tubki z rynku, do tego drugiego potrzeba prawdziwego znoju, kompromisów politycznych i kompetentnych rozwiązań. A przede wszystkim dobrego pomysłu. Na pewno lepszego niż aktorskie uderzanie pięścią w stół. Dlatego polska polityka - niczym bardzo amatorski teatr cieni - jest przewidywalna do bólu. Przemysław Szubartowicz ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!