Tam będzie jeszcze gospodarz spotkania Aleksander Łukaszenko, który tym sposobem wdarł się do grona kluczowych postaci wschodu Europy. Za to nie będzie w Mińsku "prezydenta Europy" Donalda Tuska, nie będzie też innych Polaków. Szef naszej dyplomacji Grzegorz Schetyna również będzie nieobecny, no chyba że formie kolejnej karykatury. Więc jeżeli ktoś uważa, że Polska ma jakikolwiek wpływ na to co dzieje się w Donbasie, i w ogóle między Rosją i Ukrainą, to ma jak na tacy pokazane, kto jest tam ważny, kto mniej ważny, a kogo nie ma wcale. Polski nie ma więc przy stole rokowań, za to występuje w roli pieska z rosyjskiej karykatury, obszczekującego wszystko wokół. Takiego pieska, którego nikt się nie boi, ale ma się ochotę go kopnąć, bo w uszach od ujadania dzwoni. A szczególnie w tę rolę wszedł Grzegorz Schetyna. I wciąż zadaję sobie pytanie: po co? Po co wybieramy rolę nieważną i lekko obrzydliwą? Myślę, że dwa powody o tym zadecydowały. Po pierwsze, Schetyna jest dyletantem jeśli chodzi o politykę zagraniczną. Nie ma o niej pojęcia, od Skubiszewskiego, Geremka, Cimoszewicza, dzielą go lata świetlne. W swą pierwszą podróż po otrzymaniu ministerialnej nominacji pojechał do Jeleniej Góry, by popierać kontrkandydata PO w walce o fotel prezydenta miasta. To są jego horyzonty. Partyjnych gierek. Ale istotniejszy jest powód drugi - otóż Schetyna wyczuł, że w Polsce panują nastoje wojenne, antyrosyjskie i antyputinowskie, i wszedł w ten nurt. Te nastroje częściowo są pochodną samej sytuacji we wschodniej Ukrainie, ale też są efektem propagandy rządzącej po-Solidarności. Wojny PO z PiS-em, kto jest większym patriotą. Prof. Bronisław Łagowski nazwał to otwarcie - antyrosyjskość jest dziś ideologią obowiązującą. Więc tłumy mniej lub bardziej zdolnych mistrzów pióra i słowa tę ideologię nakręcają. A Schetyna za nimi różne zaklęcia powtarza. Dla taniego poklasku w kraju, frymarczy pozycją kraju. Efektem tego są takie opowieści, że obozu Auschwitz nie wyzwalali Rosjanie, albo ten pomysł, że uroczystości zakończenia II wojny światowej nie powinny być w Moskwie, tylko na Westerplatte, i że Polska to zorganizuje. To wszystko są rzeczy niemądre. Wiadomo, że Auschwitz wyzwolili Rosjanie. A jeśli chodzi o uroczystości na Westerplatte, to najpierw, jak się takie coś ogłasza, to sprawdza się w głównych stolicach - co oni na to? Kto to poprze, kto przyjedzie? Hollande, Obama? Odnoszę wrażenie, że niczym takim nasz MSZ się nie zajmował, że pomysł z Westerplatte wyskoczył jak królik z kapelusza, żeby Putinowi zrobić na złość. I teraz nie wiadomo jak z tego wybrnąć... Takich kompromitujących wpadek w ostatnich miesiącach Polska notuje więcej. Jakby nie rozumiejąc, gdzie leżą jej interesy, i jak powinna rozmawiać z Rosjanami, i z Europą Zachodnią. I żeby była pełna jasność - uważam, że kłopot Polski w kontaktach z Rosją nie polega na tym, że Polska jest wobec Rosji krytyczna i nieufna. Bo taka - po tym co dzieje się we wschodniej Ukrainie - być powinna. Kłopot polega na tym, że zachowuje się w sposób niemądry i nieskuteczny. Mądrość nie polega na wygrażaniu Rosjanom, bo oni tych gróźb się nie boją. Nie polega też na ich obrażaniu - bo to tylko nakręca spiralę złości, korzystają na tym tamtejsi polityczni troglodyci. Interes Polski polega na tym, by o konflikcie zaczęto mówić językiem nie emocji, a na zimno. I żeby jak najszybciej się zakończył. Czy na warunkach ukraińskich? Można pomarzyć. Ale prawda jest taka, że Ukraina nie ma jakichkolwiek szans, by militarnie z Rosją wygrać. I przyznają to wszyscy, łącznie z amerykańskim sekretarzem stanu Johnem Kerry’m. Posłuchajmy zresztą senatora Johna McCaina, który woła, żeby dostarczyć Ukrainie broń. Bo chwilę potem wyjaśnia, po co - "żeby podwyższyć koszty (wojny) dla Rosji". Przepraszam, ale ja taki cyniczny nie jestem. Szkoda mi tych dwudziestoparoletnich chłopców, których ciała przerzucają jak kłody... Więc powinniśmy skończyć z tym strzelaniem. Zwłaszcza, że - i o tym trzeba mówić, zwłaszcza Rosjanom - Kreml jest wielkim przegranym konfliktu. Spójrzmy na sprawę chłodnym okiem. Rosja za Janukowycza miała decydujący wpływ na całą Ukrainę. A teraz walczy o jej kawałki. To kompromituje Putina, że stawiał na człowieka bez politycznych talentów, bez przyszłości, i skorumpowanego. Który zostawił go z morzem problemów. Rosja, w wyniku wojny, trwale poróżniła się z Ukrainą. To będzie ciążyć na ich stosunkach przez długie lata. Rosja straciła też setki miliardów dolarów. Z powodu embarga, z powodu śmieciowego ratingu, ucieczki kapitałów, samych kosztów wojny, no i spadku cen ropy. I wciąż traci kolejne. Sama zerwała więzi z Zachodem, o które przez lata zabiegała. Jewgienij Primakow, postać w Moskwie ważna, bo to były szef wywiadu, były szef rosyjskiej dyplomacji, i były premier, mówi otwarcie (i tzw. reżimowe media go cytują), że konflikt z Zachodem jest dla Rosji zabójczy, że wojna z Kijowem jest niepotrzebna, i że głównym problemem jest nadmierna centralizacja zarządzania, i że trzeba to jak najszybciej zmienić. To znaczy - zdecentralizować. Czyli osłabić władzę Putina i Miedwiediewa. Primakow nie jest jeden, który takie rzeczy opowiada, w moskiewskich gabinetach dokonują się podobne procesy myślowe. Oczywiście, takie myślenie Putina nie obali, ale zmusza do negocjowania. Bo on przecież widzi, że zagnał swój kraj w ślepy zaułek. Że z każdym miesiącem będzie gorzej. To mu Angela Merkel ciągle powtarza. Że owszem, Rosja może prężyć się, wysyłać samoloty nad Bałtyk, a dziennikarzy do Wrocławia, by ośmieszali Schetynę, wypisywać jakieś gniewne deklaracje, ale to tylko pozy. Miny. Mniej więcej, w polskim stylu. Czyli bez znaczenia.