Ostatnie uprzejmości, jakich doznali ze strony polskiego prezydenta przywódcy Niemiec i Francji, są może dobrą okazją, żeby przypomnieć wyjaśnienie, które jest wszak oczywiste i znane doskonale każdemu, kto czyta właściwe gazety i ogląda właściwe (teraz właściwie już wszystkie są właściwe) telewizje. Otóż wyższość Platformy nad PiS polega na oczywistej wyższości klasy i stylu. Przede wszystkim: PiS to buraki, a PO ludzie na poziomie. Dystyngowani jak Niesiołowski, wyrobieni jak poseł "kuźwa" Węgrzyn, z etosem jak "Miro", kandydat z łódzkiego, niezdolni do cwaniactw i krętactw jak rzecznik-dozorca Graś i w ogóle tacy, k..., jak ten, k..., senator z tego, k..., Wałbrzycha. PiS to oszołomy. A PO to znakomici fachowcy, jak Kopacz czy Grabarczyk, to rutynowani, ponadpartyjni urzędnicy państwowi, jak Sekuła oraz młodzi profesjonaliści, jak Rosół. Za PiS prezydentem był burak, który nas kompromitował przed światem, bo całował kobiety w rękę - zdaniem znawców - nieumiejętnie. Teraz mamy prezydenta o hrabiowskich manierach, który budzi w świecie szacunek - a to Obamę pouczy, żeby pilnował żony, i, jak idzie na polowanie do Afganistanu, zostawiał ją w bezpiecznej chałupie, a to opowie, jak się bigos robiło, a to kanclerz Niemiec każe postać, żeby sobie nie myślała (popatrzcie, zupełnie tak, jak król Sobieski przerobił pod Wiedniem cesarza Leopolda). Za prezydenta buraka Belweder był "upartyjniony" i kosztowny jak Bizancjum. Prezydent intelektualista z PO oprócz pomorskiego "barona" partii rządzącej zatrudnia tylko bezpartyjnych z byłej UW, a wydatki na swój dwór zwiększa umiarkowanie, na przykład, jak wieść niesie, w przeciwieństwie do poprzednika, zadowala się posiadaniem tylko pięciu nadwornych fotografów. PiS nie cieszy się poparciem intelektualistów, tylko jakichś Rymkiewiczów, Krasnodębskich czy Staniszkisowych. Platforma to partia wspierana przez prawdziwe tuzy intelektu - Wajdę, Olbrychskiego, Korę... Za rządów PiS byliśmy krytykowani przez prasę niemiecką i lewicowe gazety zachodnioeuropejskie. Obecną władzę "Tageszaitung" i inne poważne media bardzo chwalą. Krytykują ją tylko "Financial Times", "The Economist" i temu podobne branżowe pisemka. PiS dopuszczał się bezprecedensowych prześladowań opozycji, posuwając się nawet do słów, że stoi tam, gdzie kiedyś stało ZOMO. PO nie używa języka nienawiści. PO działa. Pozbawiła opozycję pieniędzy (sobie w ramach tych samych oszczędności budżetowych zwiększając jednocześnie budżety w kancelarii premiera i prezydenta o 35 milionów złotych), a na wypadek, gdyby jej jeszcze jakaś kasa została, zabroniła wykupywania płatnych reklam i ogłoszeń na bilbordach. PiS naciskał na niezależne media, publicznie je krytykując i nawet porównując do "Trybuny Ludu". Platforma nie naciska na niezależne media, one ją gorliwie wspierają same z siebie, bo po prostu wiedzą, że pod żadną inną władzą nie będzie im lepiej. Za rządów PiS istniała duszna, nieznośna atmosfera, wszystkich śledzono i podsłuchiwano. Za rządów PO w Polsce służby specjalne podsłuchują, wedle oficjalnych danych, tylko 27 obywateli na 1000. To wskaźnik zaledwie 135 razy większy niż w Niemczech (0,2 obywatela na 1000), ale obecne służby podsłuchują tylko dziennikarzy i antypaństwową opozycję - a prezydenta i jego urzędników podsłuchiwały tylko do pewnego czasu. Lojalni obywatele nie mają się więc czego obawiać. Za rządów PiS zbierano na wszystkich haki, a już na koalicjantów zwłaszcza. Za rządów PO haków zbierać nie trzeba. Wystarczyła bezpodstawna plotka o istnieniu takowych na Pawlaka, a koalicjant natychmiast stanął na baczność, wprowadził partyjną dyscyplinę i przegłosował co należało. PiS narobił takich afer, że specjalne komisje sejmowe, kilka prokuratur i większość sił ABW oraz wywiadu skarbowego mimo trzech lat intensywnej pracy wciąż nie mogą wpaść na żaden ich konkretny ślad. Natomiast za PO afer nie ma i nie było, co odnośna komisja sejmowa ustaliła i przegłosowała błyskawicznie. PiS obsesyjnie tropił korupcję, straszył nią Polaków, wszędzie dopatrywał się układów i łapownictwa. Za rządów PO walką z korupcją zajmuje się Julia Pitera. PiS dopuścił się przyzwolenia, by Gombrowicza przesunięto z listy lektur obowiązkowych na uzupełniającą. Pani minister Hall z PO usunęła go z programu w ogóle, przy okazji likwidując nauczanie historii (słusznie, po co historia, wybraliśmy przyszłość!), a do tego skokowo podniosła jakość kształcenia, zakazując szkołom pozostawiania dwójkowiczów na drugi rok. W przygotowaniu kolejne reformy - zakaz stawiania złych ocen i powszechna matura dla każdego, z opcją wydania świadectwa maturalnego w wersji audio dla absolwentów nie potrafiących go przeczytać. Za rządów PiS polską polityką zagraniczną zajmowały się "dyplomatołki". Teraz mamy w dyplomacji samych fachowców, znających w obcych językach dwa słowa: "jawohl" i "taktoczno". Pod rządami Tuska do uprawiania międzynarodowej dyplomacji więcej nie jest potrzebne. PiS, o czym szeroko informowały media, po kumotersku załatwił peron we Włoszczowie, żeby kupić sobie głosy tamtejszych mieszkańców. Minister Grabarczyk z PO, o czym prasa napomknęła jakoś niechętnie, pozbawił Wrocław bezpłatnej obwodnicy, żeby zaszkodzić popularności w terenie partyjnego rywala Schetyny. PiS było i pozostaje polityczną sektą, dworem, gdzie wszystko zależy od woli rządzącego partią po dyktatorsku wodza; Jarosław Kaczyński eliminując konkurencję powyrzucał z partii wszystkich, którzy odważali się mieć własne poglądy. PO, zgodnie z zapowiedziami, nie jest wcale partią, tylko szerokim ruchem społecznym, łączącym różne nurty i środowiska, mającym wielu równorzędnych przywódców, układającym listy kandydatów do parlamentu i samorządów w drodze prawyborów; a Piskorski, Olechowski, Płażyński, Rokita czy Gilowska odeszli sami, tak jak sam się ostatnio intensywnie o odejście aż prosi Schetyna. Słowem, PiS to zaścianek, ciemnogród, starsi, gorzej wykształceni i z mniejszych ośrodków; to resentymenty, zawiść i "polskie NRD". A Platforma to sama radość, grillowanie, optymizm, słowem, jak to ujął Sławomir Nowak - "Polska jasna". A między ciemnotą i jasnością - jak można nie dostrzegać różnicy?