Wiele lat temu zdarzyło się, że jakiś blok - bodaj w Trójmieście - wyleciał w powietrze wskutek złej instalacji gazowej. W moim bloku na Natolinie zagościły wtedy w ciągu kilku tygodni bodaj ze trzy inspekcje, wszystkie przywalając się do mnie (do sąsiadów zresztą też) o samowolne przestawienie kuchenek; te kuchenki jakiś idiota zaprojektował w odległości 23 cm od ściany, więc wszyscy je przesuwali, żeby móc ustawić szafki. Komisje pogroziły mi kolegium, rozbiórką i czym tam jeszcze, potem dostałem jakieś pismo, które zostawiłem bez odpowiedzi, i na tym się skończyło. O wybuchu wszyscy zapomnieli, więc i zapał do gazowych kontroli się wyczerpał. Przyjaciel bardzo sobie kiedyś chwalił wakacje w... mniejsza o szczegóły, powiedzmy, w pewnym kraju bardzo atrakcyjnym turystycznie, ale nie uchodzącym za szczególnie cywilizowany. Minusem tego kraju są trafiające się tam zamachy na turystów. Przyjaciel tłumaczył mi, dlaczego najlepiej jeździć tam właśnie zaraz po zamachu. Nie tylko dlatego, że dają zniżki - przede wszystkim, wtedy jest bezpiecznie. Po zamachu cała miejscowa policja staje na baczność, strażnicy sprawdzają dokumenty, pilnują, i w ogóle. Ale z czasem stopniowo czujność słabnie, strażnicy znikają, policjanci dłubią w nosie albo drzemią, i tak aż do następnego zamachu. Słomiany zapał nie jest naszą cechą narodową - jest cechą społeczeństw mało cywilizowanych. Niestety, pod tym względem bliżej nam do wspomnianego wyżej turystycznego kraju, niż do Zachodu. Na razie latamy po dachach, zwalając z nich śnieg i lód, nikt nie ma głowy do niczego innego. Dopóki, dajmy na to, jakieś dziecko nie wpadnie do niezabezpieczonej studzienki ściekowej. Wtedy wszyscy rzucą się zabezpieczać studzienki, a o dachach zapomną. Rafał A. Ziemkiewicz